PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=209288}
6,7 42 821
ocen
6,7 10 1 42821
6,2 11
ocen krytyków
W stronę słońca
powrót do forum filmu W stronę słońca

Ignorując falę absurdów przelewającą się przez ten film, lub wykazując całkowitą ignorancję w naukach astrofizycznych, da się ten film obejrzeć. Jednakże ludzie mając choć podstawową wiedzę z zakresu astrofizyki już po kilkunastu minutach będą mieli dość tego filmu. Do końca wytrwają tylko najbardziej odporni na głupotę.

ocenił(a) film na 10
cyfrowy_baron

Podasz jakiś przykład? Dyskusje na ten temat na tym forum były już prowadzone i niektórzy bardzo mocno i wiarygodnie bronili film.

ocenił(a) film na 2
Apophis_

To już było tak dawno, a nie rozmyślałem o tym filmie, bo i o czym. Największy absurd to odległość na jaką zbliżył się statek do słońca. Żadne osłony wykonane z materii, a tutaj było coś w rodzaju luster nie wytrzymałyby żaru słońca (5800 K - , że nie wspomnę o promieniowaniu, które przy takiej odległości od słońca przedostałoby się przez każdą materię, a byłoby zabójcze dla życia.

Kolejny absurd to tępo w jakim gaśnie słońce. To oczywiście kiedyś nastąpi. Jak przewidują naukowcy za około 5 mld lat, ale proces ten będzie trwał przez miliony lat, a nie jak tutaj...

Kolejny absurd to próba pobudzenia słońca poprzez eksplozję nuklearną. Absurd, gdyż gdy słońce zacznie słabnąć to wciąż będą w nim zachodzić procesy termojądrowe, gdzie wodór zamienia się w hel. Gdy wodoru zacznie braknąć zaczną też ustawać reakcje termojądrowe. Masa słońca a co za tym idzie grawitacja jest zbyt mała by mogły w nim zachodzić reakcje termojądrowe z wykorzystaniem helu, więc gwiazda zacznie stygnąć. Ładunek nuklearny jak potężny by nie był, nie jest w stanie zapoczątkować syntezy jąder helu w lit. Dlaczego lit, to po prostu kolejny złożony pierwiastek. Wodór w reakcjach termojądrowych syntezuje w hel, a hel w kolejny pierwiastek, czyli lit itd. Powinni dostarczyć na słońce olbrzymie ilości wodoru, ale skąd je wziąć, może z jakiejś zasobnej w wodór, sąsiedniej galaktyki...

ocenił(a) film na 10
cyfrowy_baron

Jesli tak mocno trzymasz się ziemi i praw fizyki to po prostu przestań oglądać filmy. Po prostu żaden ci sie nie spodoba - to miejsce dla ludzi w wyobraźnią.

ocenił(a) film na 2
sweetgirl_fw

Wyobraźnia niewątpliwie jest potrzebna, ale gdy chcę obejrzeć film o czarach, magii itp. to włączam sobie jakąś baśń lub film fantasy i wtedy nie zastanawiam się nad naukowym uzasadnieniem fabuły. Gdy jednak chcę obejrzeć film science-fiction to oczekuję choć trochę realizmu i naukowego podejścia, a nie bzdur w stylu tych zaprezentowanych w tym filmie.

cyfrowy_baron

@cyfrowy_baron W pełni się zgadzam, nie na darmo jest tam **science**-fiction. Aby marzyć nie trzeba być idiotą.

ocenił(a) film na 8
tewus

Gdyby w filmach (ja zaznaczę to drugie) Science **Fiction** było wszystko możliwe, to nie byłby to film Sci-Fi, tylko katastroficzny, dramat, ewentualnie thriller, albo sensacyjny (zależnie od produkcji).

ocenił(a) film na 8
cyfrowy_baron

Jest trochę realizmu, jest trochę naukowego podejścia i jest trochę bzdur. Czyli jak W KAŻDYM FILMIE SCI-FI (jeśli znasz przykład filmu w którym nie ma, to śmiało). Czytaj wyżej:

Gdyby w filmach Science **Fiction** było wszystko możliwe, to nie byłby to film Sci-Fi, tylko katastroficzny, dramat, ewentualnie thriller, albo sensacyjny (zależnie od produkcji). Miałbyś wtedy Apollo 13.

A teraz przytoczę Ci autorytet w gatunki, Panie znawco:
"Clarke sugeruje następującą definicję operacyjną:
fantastyka naukowa jest tym, co nie może się wydarzyć – na szczęście;"

Rozumiesz już? Czy dalej będziesz oczekiwał od filmu S-F, by był to film naukowy? Cyfrowy_baron? Chyba baran.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Kolego @Uziel - fantastyka naukowa - jak sama nazwa wskazuje wymaga aby wizje fantastyczne nie były totalnym zaprzeczeniem aktualnej wiedzy naukowej. Temu ograniczeniu nie podlega oczywiście fantastyka nienaukowa czyli fantasy, świat baśni etc. Jeżeli autor porywa się na popełnienie dzieła z gatunku SF, to przede wszystkim powinien się trzymać zasad logiki i nauki, gdyż w przeciwnym wypadku tworzy co najwyżej bajkowy dziwoląg. Osobiście nie przepadam za filami o elfach, wróżkach, krasnalach etc ale nie mam nic przeciwko temu aby takie filmy określane jako fantasy oglądali sobie wielbiciele tego gatunku. Ale nawet mnie nie irytuje tak bardzo pojawienie się na ekranie elfa (czy innego stworka), jak bazowanie w filmie SF efektach czy historiach przeczących podstawowym prawom fizyki.
Jest podstawowa różnica między fabuła w której statek kosmiczny jest napędzany silnikiem wykorzystującym anihilację materii i antymaterii, a jakimś niewiarygodnym scenariuszem zaprzeczającym zasadom termodynamiki. Silnika na antymaterię nie umiemy jeszcze zbudować (ale być może w przyszłości się to uda), ale chyba nigdy nie uda nam się złamać
zasad termodynamiki (wtedy moglibyśmy nawet wskrzeszać zmarłych).
Wracają do filmu - próba ponownego "rozpalenia Słońca" za pomocą ładunku jądrowego o osiągalnej przez człowieka masie, jest tak śmieszna że pomysł nadaje się scenariusz komedii a nie filmu SF.
Odpowiadając na zarzut że nie wiemy "na pewno" jak szybko będzie gasnąć nasz Słońce, mogę napisać tylko tyle - z obserwacji astronomicznych wielu milionów gwiazd wiemy że zdarzają się przypadki wybuchu "zamierających" gwiazd (taki wybuch trwa czasami tylko minuty co na astronomiczną skalę czasu jest wyjątkowo szybkim zjawiskiem). Jednak nigdy nie obserwujemy tak szybkiego gaśnięcia gwiazd, bo to po prostu jest fizycznie nie możliwe. Gdyby nawet w naszym Słońcu zgasły nagle wszystkie reakcje termojądrowe to i tak nasze kochane Słoneczko stygłoby co najmniej kilkaset lat. Scenograf tego filmu powinien choćby pobieżnie przeczytać podręcznik Astrofizyki przed przystąpieniem do pisania scenariusza.
Cyt "Czy dalej będziesz oczekiwał od filmu S-F, by był to film naukowy?" - chyba mylisz pojęcia - film naukowy to dokument który powinien być w 100% zgodny z aktualnym stanem wiedzy (ludzkości a nie autora) i nauki, zaś film fantastyczno-naukowy może tworzyć fabułę bazującą na fantazji, ale jednak nie przeczącej nauce.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Absolutnie błądzisz. To, że coś jest niemożliwe i zaprzecza pewnym znanym nam prawom fizyki - w żaden sposób nie zaprzecza gatunkowi Sci-Fi. Na drugiej stronie napisałem coś do czego się nie odniosłeś. Mianowicie:

"Tak żeby trafiło do każdego oczytanego fizyka z doktoratem powtórzę coś co odpisałem komuś wyżej.

W filmie jest trochę realizmu, jest trochę naukowego podejścia i jest trochę bzdur. Czyli jak W KAŻDYM FILMIE SCI-FI (jeśli znasz przykład filmu w którym nie ma, to śmiało). Gdyby w filmach Science **Fiction** było wszystko możliwe, to nie byłby to film Sci-Fi, tylko katastroficzny, dramat, ewentualnie thriller, albo sensacyjny (zależnie od produkcji). Mielibyście wtedy 'Apollo 13'. A teraz przytoczę Wam autorytet w gatunku:

"Clarke sugeruje następującą definicję operacyjną:
fantastyka naukowa jest tym, co nie może się wydarzyć – na szczęście;"

Inne dwie definicje:
"Według definicji zaproponowanej przez Andrzeja Zgorzelskiego, fantastyka naukowa to zbiór utworów, w których opisane są zdarzenia, postaci, sytuacje lub przedmioty niemożliwe, niespotykane."
"Fantastyka naukowa najczęściej opisuje wydarzenia umiejscowione w przyszłości wobec czasów autora (lecz niekoniecznie) i opiera się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki".

A wy dorabiacie sobie ideologie, że musi to być w pełni uzasadniony logicznie i bezwzględnie prawdopodobny rozwój nauki i techniki. Podgatunek science fiction, to element gatunku fantasy i należy pamiętać, że to co ukazują utwory Sci-Fi to niejako rzeczy nierealne, nie tylko z punktu widzenia obecnej nauki, ale również z punktu widzenia zdarzeń i możliwości ich wystąpienia, a opisane w celu dopełnienia utworu. Stąd zaproponowany dziesiątki lat temu termin "fantastyka naukowa" mający na celu zbalansowanie elementów naukowych z elementami fantastyki, w celu utworzenia stosunkowo wiarygodnego opowiadania, ale wciąż fascynującego w swojej fantastyczności. Oczywiście niektóre dzieła skłaniają się bardziej ku fantasy jak na przykład Star Wars odbywający się 'dawno temu w odległej galaktyce', z bohaterami mającymi super moce (Jedi), zaś inne bardziej w stronę nauki jak np. Odyseja Kosmiczna, gdzie autor dba o zachowanie każdego szczegółu w kwestii praw fizycznych; powszechnego prawa ciążenia; rozchodzenia dźwięku w próżni, czy odporności ludzkiego ciała na warunki kosmiczne - jednocześnie próbując tłumaczyć dane elementy (np. magnetyczne buty w Odysei). Warto też wspomnieć, że filmy S-F, to nie tylko przygody w przestrzeni kosmicznej, czy na obcych planetach. To również filmy, których akcja dzieje się na ziemi, a w których biorą udział nieznane nam dzisiaj wynalazki rozpatrywane w dalekiej czy też niedalekiej przyszłości, bądź rozwiązania nie mieszczące się w obecnych zdolnościach percepcji człowieka. Jak choćby podróże w czasie, teleportacja, sztuczna inteligencja, wieczna młodość, regeneracja, architektura DNA (czyli nie tylko inżynieria, a już projektowanie istnień), bez-konsekwentne klonowanie, czy powszechniej - kontakt z obcą cywilizacją i jej inwazje. Wszystkie te rozwiązania są według obecnej naszej wiedzy najprawdopodobniej niemożliwe do pełnego opanowania, czy pełnej kontroli i wręcz absurdalne. Można by rzec, że na całe szczęście. Gatunek porusza problemy fikcyjne z otoczką naukową, po to by wywołać refleksje nad sprawami, które w momencie rozszerzenia naszych zdolności intelektualnych - mogłyby stać się w zasięgu naszych rąk i mogłyby stanowić problem. Ale czy wszystkie muszą? "

ocenił(a) film na 1
Uziel

Cyt: "Według definicji zaproponowanej przez Andrzeja Zgorzelskiego, fantastyka naukowa to zbiór utworów, w których opisane są zdarzenia, postaci, sytuacje lub przedmioty niemożliwe, niespotykane."
"Niemożliwe" a "niespotykane" to dwie skrajnie różne sprawy. Jeśli jednak do tej definicji dodamy słówko "dzisiaj" to chętnie się z nie zgodzę. Jednak mnie chodzi o przypadki takich przedmiotów czy zjawisk które nie istnieją i najprawdopodobniej nigdy nie będą istnieć bo przeczyłoby to podstawowym prawom fizyki. I nie ma tu co liczyć na "przyszły rozwój nauki" - której historia rozwoju uczy nas że przyszłe odkrycia najczęściej nie wywalają poprzedniego dorobku naukowców do kosza, a jedynie go poszerzają bądź udoskonalają (dzieje się tak już od czasów Ptolemeusza albo jeszcze wcześniej).
Nie twierdzę że fabuła filmu Sci-Fi koniecznie musi w 100% zgadzać się nauką - drobne i nieznaczące nieścisłości nie psują w końcu całego filmu. Jednak motyw główny filmu SF nauce przeczyć nie powinien bo drażni mnie jako widza przez cały czas trwania.
Weźmy może na warsztat "Armageddon" - film raczej średni, ale dużo bardziej spełnia kryterium filmu SF niż ten. Pomysł rozwalenia komety czy niewielkiej planetoidy za pomocą ładunku jądrowego jest miliony razy bardziej prawdopodobny, niż poprawianie astrofizyki Słońca. Jest w nim mnóstwo drobnych nieścisłości, na które bez większego problemu mogę przymknąć oko, ale motyw główny jest do przyjęcia.
Film - "Kontakt" - z astrofizycznego punktu widzenia prawie bez zastrzeżeń, więc film mogę jak najbardziej przypisać do gatunku SF. Jednak "W stronę słońca" jest dla mnie filmem fantastycznym, a nie fantastyczno-naukowym.

Jednak definicja Clarke'a jest dla mnie nie do przyjęcia, tak mogę zdefiniować czystą fantazję ale bez "science".

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

1. ""Niemożliwe" a "niespotykane" to dwie skrajnie różne sprawy"

Wcale nie skrajnie. Skrajnie różne jest 'możliwe' z 'niemożliwym' bądź 'spotykane' z 'niespotykanym'. Niemożliwe i niespotykane w tym kontekście są synonimami.

2. "Jeśli jednak do tej definicji dodamy słówko "dzisiaj" to chętnie się z nie zgodzę. "

Zgorzelski jest raczej większym autorytetem w tej tematyce niż Ty. Poza tym nie bierzesz pod uwagę pewnego rodzaju utworów Sci-Fi w których rozpatruje się inny bieg wydarzeń z przeszłości i opisuje się przeszłość. Wtedy Twoja naciągana definicja nie miałaby racji bytu.

3. "historia rozwoju uczy nas że przyszłe odkrycia najczęściej nie wywalają poprzedniego dorobku naukowców do kosza, a jedynie go poszerzają bądź udoskonalają (dzieje się tak już od czasów Ptolemeusza albo jeszcze wcześniej)."

Dawno nie czytałem większych bredni. Powiedz to Kopernikowi, Galileuszowi, Kantowi, Einsteinowi, Darwinowi, Skłodowskiej-Curie, Newtonowi czy Hawkingowi. Którzy wcześniejsze twierdzenia wywracali do góry nogami.

4. "Nie twierdzę że fabuła filmu Sci-Fi koniecznie musi w 100% zgadzać się nauką - drobne i nieznaczące nieścisłości nie psują w końcu całego filmu. Jednak motyw główny filmu SF nauce przeczyć nie powinien bo drażni mnie jako widza przez cały czas trwania. "

Tak, a myślisz, że przeciętny widz ma jakiekolwiek pojęcie na temat tego jak zachowa się słońce gdy zdetonujemy na nim wszystkie pierwiastki świata. Braku nieważkości nie ma co się czepiać, bo to norma w filmach S-F.

5. "Weźmy może na warsztat "Armageddon" - film raczej średni, ale dużo bardziej spełnia kryterium filmu SF niż ten. Pomysł rozwalenia komety czy niewielkiej planetoidy za pomocą ładunku jądrowego jest miliony razy bardziej prawdopodobny, niż poprawianie astrofizyki Słońca. Jest w nim mnóstwo drobnych nieścisłości, na które bez większego problemu mogę przymknąć oko, ale motyw główny jest do przyjęcia."

No i właśnie przy tym akapicie widać, że za gorsz nie wiesz czym powinien charakteryzować się film S-F. Armagedonowi bliżej do filmu katastroficznego, czy filmu akcji, ale nie science fiction. Zupełnie inny język narracji, zupełnie inne fundamenty poruszanej problematyki. Utwory Sci-Fi mają na celu zadawanie pytań z cyklu 'co by było gdyby', po to by skłaniać do refleksji nad ludzką egzystencją, za pomocą poruszania problemu naszej ciekawości i dążenia do autodestrukcji w sposób przewrotny, bo poprzez samodoskonalenie. Sci-Fi łączy ze sobą fakty naukowe z faktami fikcyjnymi, dla dopełnienia fabuły i zbudowania podłoża dla poruszanego problemu NIERZECZYWISTEGO. Oczywiście możesz się czepiać, że podróże w czasie Terminatora czy teleportacje w filmie "Mucha" są absolutnym zaprzeczeniem wielu istotnych praw fizyki i nigdy nie będą możliwe za pomocą wynalezionych przez człowieka maszyn, ale to w żaden sposób nie zmienia faktu, że w tych filmach jest podłoże Science-Fiction a nie Fantasy. Ta fikcja jest po to by odczuć problem, bez tej fikcji, a przy oparciu o naukę - wiele filmów / książek nigdy by nie powstało.

6. Jednak definicja Clarke'a jest dla mnie nie do przyjęcia, tak mogę zdefiniować czystą fantazję ale bez "science".

Odnośnie fantasy pisał, że:
fantastyka jest tym, co nie może się wydarzyć – niestety.

Dla Clarka nacechowanie problematyki jest inne, którego Ty nie rozumiesz. Fantasy są utworami epickimi. Powieściami baśniowymi. Fantastyka naukowa jest dramatem, dotykającym sfer egzystencjalnych. Dlatego to co dzieje się w Sci-Fi jest nierealne (na szczęście), a to co w fantasy jest nierealne (niestety).

ocenił(a) film na 1
Uziel

Ad 1. „Niemożliwe i niespotykane w tym kontekście są synonimami.”

Jesteś chyba humanistą. Kontekstem można tłumaczyć wszystko więc pozwolę sobie polemizować z tym zdaniem bez kontekstu. „Niespotykane” jest słowem o słabej mocy, używając go twierdzimy że najczęściej czegoś (w sensie zjawiska czy przedmiotu) po prostu nie obserwujemy, zwykle nie widzimy lub nawet że do dnia dzisiejszego nikt tego czegoś nie spotkał. Nie twierdzimy jednak że tego zjawiska/przedmiotu nie ma w całym wszechświecie.
„Niemożliwe” jest słowem o bardzo dużej mocy, używając go stwierdzamy że jesteśmy całkowicie pewni że „czegoś” nigdzie nie ma lub „coś” nigdzie nie występuje. W zasadzie używając tego słowa powinniśmy być z góry przygotowani na udowodnienie takiego negatywnego twierdzenia, co w praktyce jest w większości przypadków bardzo trudne lub nie logiczne.
Dlatego też nie zgadzam się że słowa te to synonimy.

Do definicji Zgorzelskiego czy Clarke’a mam stosunek raczej ambiwalentny – to nie są twierdzenia naukowe, więc każdy może sobie definiować co chce.

Ad 3. Cyt: „Dawno nie czytałem większych bredni. Powiedz to Kopernikowi, Galileuszowi, Kantowi, Einsteinowi, Darwinowi, Skłodowskiej-Curie, Newtonowi czy Hawkingowi. Którzy wcześniejsze twierdzenia wywracali do góry nogami.”
Szanowny @Uziel’u, jeśli moje zdanie nazywasz wielkimi bredniami, to co powiesz o swoim zdaniu, albo nie wiesz czym wsławili się cytowani przez Ciebie uczeni, albo mamy jakieś problemy z logicznym myśleniem.
a. Kopernik niczego nie „wywracał do góry nogami”. W swoim dziele z matematyczno-fizycznego punktu widzenia przeniósł tylko układ współrzędnych z Ziemi do Słońca (a tak naprawdę powinien przenieść do barycentrum całego układu). Dzięki temu łatwiej liczyć orbity planet, ale naukowego punktu widzenia teoria Ptolemeusza nie była dużo gorsza. Co ciekawe Kopernik utrzymał epicykle które były spuścizną po poprzedniku – tak więc „wracanie do góry nogami” to lekka przesada.
b. Einstein-Newton. Nie wiem czy wiesz, ale teoria Newtona jest szczególnym przypadkiem teorii Einsteina gdy przyjmiemy że prędkość światła jest nieskończona. Po prostym zabiegu matematycznym z równań Einsteina otrzymujemy równania Newtona, więc „wracanie do góry nogami” to totalne...
c. Hawking – nie wiem w której pracy uczony ten „wywrócił nam całą fizykę do góry nogami”.
d. Skłodowska-Curie – o ile wiem odkrycie nowego pierwiastka czy zjawiska nie wywala dotychczasowych praw fizyki do góry nogami, a jedynie je uzupełnia lub rozszerza.
e. Szkoda że nie podałeś w przykładzie pary Bohr-Schrodinger, tu wprowadzenie mechaniki kwantowej to była duża rewolucja, ale i w tym przypadku zachodzi dziwne zjawisko w którym teoria poprzednika jest pewnym przypadkiem szczególnym czy uproszczeniem nowszej teorii.

Dlatego bardzo proszę o ostrożność przy używaniu słowa „brednie”.

Ad 4. „Tak, a myślisz, że przeciętny widz ma jakiekolwiek pojęcie na temat tego jak zachowa się słońce gdy zdetonujemy na nim wszystkie pierwiastki świata.” – nie wiem jakie pojęcie ma przeciętny widz, ale Ty masz raczej słabe. Do detonowania czegokolwiek potrzebne są reakcje egzotermiczne (to takie które wyzwalają energie). Ja nie wiem jak ty chcesz „zdetonować” np. pierwiastek żelazo (Fe). Nie chcąc być złośliwym rozumiem że masz na myśli eksplozję jądrową a nie chemiczną. Muszę Cię zmartwić, ale jądro żelaza jest bardzo trwałym jądrem i ani reakcja rozczepienia tego jądra, ani jego fuzji nie jest reakcją egzotermiczną, więc z „detonowania bomby Fe” nici.
Z punktu widzenia wydajności (siły wybuchu do masy bomby) to nawet dzieci wiedzą że mocniejsze są bomby termojądrowe (fuzja termojądrowa) niż bomby wykorzystujące reakcje rozszczepienia jądra (bomba uran, pluton etc). To dlatego jako swoisty zapalnik bomby termojądrowej jest używana zwykła mała „atomówka” z uranu lub plutonu. Chyba wiesz że zawsze zapalnik ma o wiele mniejszą moc od ładunku który zapala.
Tak więc do „ponownego zapalenia słońca” należałoby użyć nie wszystkich pierwiastków świata a tylko zwykłego wodoru którego masz od cholery w zwykłej wodzie. Co ciekawe takiego ładunku termojądrowego nie trzeba by było w ogóle detonować bo sam by się zapalił w jądrze Słońca.
Bezmierna głupota i bezsens tego pomysłu tkwi w tym że 70% masy Słońca to właśnie wodór, więc dolewanie dodatkowej porcji paliwa jest takim samym szaleństwem jak próba wywołania fali tsunami poprzez dolanie beczki wody do oceanu.
Dlatego fabuła tego filmu jest tak samo „mondra” jak filmu o terrorystach wylewających beczkę wody do oceanu na wybrzeżu Filipin.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

AD1. To Twoje własne definicje słów. Naciągane i wymyślone na potrzeby tej polemiki. Niespotykane = zaprzeczenie spotykanego, czyli niewidziane, nieudokumentowane, domniemane, zatem nieprawdziwe, tym samym w tym kontekście niemożliwe. Nie wszystko można tłumaczyć kontekstem, ale to akurat można bowiem pada w kontekście nierealnych zdarzeń (niespotykanych, niemożliwych, nierealnych, nieprawdziwych - w tym kontekście to synonimy). Zatem Twój błąd.

AD2. Fantastyka naukowa to element literatury, a literatura to sztuka czyli też nauka. Istnieje też coś takiego jak kosmonautyka, a Clarke był jej propagatorem ("na podstawie jego koncepcji powstały stacje orbitalne"). Zatem jak najbardziej JEST TO NAUKA, a Clarke jest osobą, która w dużym stopniu definiuje tę dziedzinę. Zgorzelski też miał duży wkład. Znowu Twój błąd.

AD3.
- Kopernika dokonania nie dotyczyły tylko heliocentryzmu. A i samo to wystarczy by nazwać go idącym pod prąd wobec swoich współczesnych. Tym samym podważył wiele istotnych twierdzeń znanych w tamtych czasach.
- Rozumiesz co piszesz czy nie znasz historii? Newton żył 250 lat przed Einsteinem, a zdania skonstruowałeś jakby Newton czerpał z Einsteina. Nie rozumiesz tego co napisałem o wywracaniu świata do góry nogami. Odkrycia Newtona zrewolucjonizowały świat i bardzo wiele namieszały. Część twierdzeń podważył, część przekreślił, a część po prostu stworzył. To samo Einstein.
- Czyj to cytat odnośnie Hawkinga: ",,wywrócił nam całą fizykę do góry nogami",,? Bo na pewno nie mój, konfabulatorze. Napisałem, że osoby wymienione przeze mnie wywracały twierdzenia do góry nogami. Napisałem to po to byś zrozumiał, że jeszcze wszystko przed nami i wiele jeszcze niezbadanych rzeczy, a i takich w których się mylimy.
- O Skłodowskiej-Curie też wiesz tyle ile przeciętny gimnazjalista. Po pierwsze odkryła dwa pierwiastki i dwa noble dostała. Po drugie, choćby to, że została pierwszą kobietą profesorem na Sorbonie wywraca świat nauki do góry nogami. Co więcej radem nie tylko uzupełniła tablicę Mendelejewa, ale stworzyła oddzielną gałąź chemii - radiochemię. Oczywiście pomysł napromieniowania ludzi w celu ich leczenia uważasz za coś powszechnego i normalnego w tamtych latach.

Przy tak naciąganych twierdzeniach można by rzec, że od Arystotelesa niczego nie wymyśliliśmy i nie dokonaliśmy przewrotów myślowych. Bo sam on przecież wszystko przewidział mawiając, że z natury dążymy do poznania.

"Dlatego bardzo proszę o ostrożność przy używaniu słowa „brednie”. To brednie. Nazwisk mogę podać dziesiątki. Od odkrywców prądu, przez 'odkrywcę' ameryki po wynalazców internetu czy inżynierii genetycznej. To wszystko w dużej mierze, albo przytłaczającej podważa wyobrażenia pokoleń wcześniejszych o samym człowieku, jego możliwościach i granicach.

Ad4.
Tak. Moje pojęcie o tym jest raczej słabe tak jak większości ludzi. Bo to wykracza dość mocno poza wiedzę ogólną i raczej zainteresowani tematyką chemii mogą z tobą wejść w polemikę. Nie jestem w stanie określić czy to bzdura czy nie, bo nie mam takiej wiedzy i sądzę, że niewiele ludzi ma. Nie wiem czy sam na to wpadłeś czy przeczytałeś od kogoś 'mondrzejszego' ale fakt jest taki, że ta teoria Boyla jest wysnuta w charakterze właśnie fantastyki naukowej. Czyli fikcyjny problem, fikcyjna metoda osnuta naukowymi czy pseudo naukowymi rozwiązaniami. Jest to norma w gatunku.

Monolit z cyklu 'fantasy' w Odysei Kosmicznej Cię nie boli? Konia z rzędem temu, kto poda przykład filmu Sci-Fi, który nie ma bzdur. Może Ty podołasz? Śmiałek jeszcze się nie odnalazł.

ocenił(a) film na 8
Uziel

Poza tym, że chcieli pobudzić słońce za pomocą nieodpowiedniej eksplozji, to jest coś innego co obraża Twoją inteligencję? Czy właściwie Twoje mniemanie o swojej inteligencji.

Bo pisanie o takich rzeczach:
"Do detonowania czegokolwiek potrzebne są reakcje egzotermiczne (to takie które wyzwalają energie). Ja nie wiem jak ty chcesz „zdetonować” np. pierwiastek żelazo (Fe). Nie chcąc być złośliwym rozumiem że masz na myśli eksplozję jądrową a nie chemiczną. Muszę Cię zmartwić, ale jądro żelaza jest bardzo trwałym jądrem i ani reakcja rozczepienia tego jądra, ani jego fuzji nie jest reakcją egzotermiczną, więc z „detonowania bomby Fe” nici."

..... jakby były czymś oczywistym niczym krążenie ziemi wokół słońca - nieco mnie zdumiewa, a nawet przeraża. Gdyby to było tak oczywiste, to zapewne Boyle nie walnąłby takiej plamy. No, ale właściwie kto wie.... Według Kubricka od 2001 roku jesteśmy na Jowiszu i Hilton ma swój hotel na orbicie. Dla mnie to niewiele mniejsza bzdura od bombardowania słońca.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Czy „niemożliwe” i „niespotykane” to synonimy? – w tej kwestii nie dojdziemy chyba do porozumienia.

Widzę że w sprawie definicji „Sci-Fi” posiłkowałeś się Wikipedią, więc racz przeczytać tam takie zdanie (które bardzo mi się podoba) – cyt: „Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice.”

O wkładzie w osiągnięcia nauki wyżej wspomnianych uczonych, nie chce mi się z Tobą dyskutować, gdyż widzę że należysz do ludzi którzy mogli by napisać esej o „Równaniu Schrodingera” choć tego równania pewnie nigdy nawet nie widzieli na oczy, nie mówiąc już o umiejętności jego zastosowania.

Cyt: „Po drugie, choćby to, że została pierwszą kobietą profesorem na Sorbonie wywraca świat nauki do góry nogami.” – fraza „wywracania świata nauki” jest tak nieprecyzyjna, że nie można z nią sensownie dyskutować – po prostu trudno mi powiedzieć co dokładnie masz na myśli.

Ale dopiero ten fragment otworzył mi oczy:
Cyt: „Tak. Moje pojęcie o tym jest raczej słabe tak jak większości ludzi. Bo to wykracza dość mocno poza wiedzę ogólną i raczej zainteresowani tematyką chemii mogą z tobą wejść w polemikę. Nie jestem w stanie określić czy to bzdura czy nie, bo nie mam takiej wiedzy i sądzę, że niewiele ludzi ma.”

Nie wiem na jakiej podstawie twierdzisz „pojęcie większości ludzi jest raczej słabe”? Nie uważam siebie za uczonego, ale wiedza która jest potrzebna w tej dyskusji to wiedza popularno-naukowa, dla zrozumienia której nie trzeba mieć doktoratu a wystarczyło trochę bardziej uważać na lekcjach fizyki w szkole średniej. Zaszokowany jestem tym iż sądzisz że poruszone przeze mnie zagadnienia to chemia – a to przecież podstawy fizyki jądrowej. Takie elementarne luki powodują że piszesz później coś takiego:

„..... jakby były czymś oczywistym niczym krążenie ziemi wokół słońca - nieco mnie zdumiewa, a nawet przeraża. Gdyby to było tak oczywiste, to zapewne Boyle nie walnąłby takiej plamy.”

W/w zagadnienia są oczywiste, bez względu na to czy Ciebie to zdumiewa czy przeraża – tak naprawdę nie wiem co w tym było przerażającego? (pytam serio i bez złośliwości)
Danny Boyle walnął plamę (pewnie za niezła kasę), ale już Robert Boyle (ten od gazu doskonałego) gdyby żył w dzisiejszych czasach na pewno takiej plamy by nie walnął - a nazwisko do czegoś przecie zobowiązuje.

Reasumując – nasza dyskusja zaczyna mi przypominać „gadanie z dyslektykiem o ortografii” – elementarne braki z dziedziny „nauk ścisłych” uniemożliwiają być może zrozumienie/ wyczucie dlaczego tak bardzo się czepiam niezgodności fabuły tego filmu z elementarną Astrofizyką.

Pozdrawiam.

PS. Piszesz że „... a literatura to sztuka czyli też nauka.” – a od kiedy to sztuka jest nauką ?

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

1. Ty z kolei nie posiadasz elementarnej wiedzy na temat definicji filmów sci-fi i jesteś wierutnym kłamcą i hipokrytą. Unikasz akapitów wobec których nie masz totalnie nic do powiedzenia. Wybiórczo podchodzisz do czyjejś wypowiedzi i uzurpujesz sobie racje.

Nie odniosłeś się do Kanta, który stworzył filozofię krytyczną i podważał oraz definiował na nowo wiele elementarnych twierdzeń. Tak jak ominąłeś Darwina, którego teoria ewolucji zdefiniowała naszą pierwotną historię na nowo. Oczywiście i tysiące lat temu brano to pod uwagę, ale było to czcze gadanie, przy równoczesnym braniu pod uwagę bzdurnych pomysłów o stwórcach, płaskiej ziemi czy krążeniu innych gwiazd wokół siebie.

Tzn. że wcześniej było tysiące teorii i wiele z nich sobie zaprzeczało, zaś osoby które wymieniam dostarczyły dowody na zdementowanie wielu z tych bzdur i wywrócenie do górny nogami wiedzy średniowiecznej ciemnoty. Teraz wiemy, że Heraklit z Efezu czy Anaksymander z Miletu brali pod uwagę to co udowodnili ludzie renesansu czy kolejnych epok, ale wiedza o nich w średniowieczu była znikoma bądź żadna. Szczególnie u większości ludzi, którzy byli prości bądź konserwatywni w poglądach i których wiedza o świecie została zdefiniowana na nowo przez osoby, które wymieniłem. W średniowieczu palono czarownice używające nieznanej chemii w lecznictwie i heretyków twierdzących, że ziemia nie jest płaska czy krąży wokół słońca, a Ty mi mówisz, że odkrycia osób które wymieniłem niczego nie zdefiniowały na nowo i nie przekreśliły zaściankowości ogółu populacji? To są dla mnie właśnie brednie. Ktoś snuł podobne teorie przed nimi, ale nie dostarczył żadnych wartościowych dowodów, tym samym niczego nie definiował, tylko gdybał, a gdybających było wielu i jasnym jest, że ktoś rację z nich mieć musi.
Teraz już powinieneś rozumieć co mam na myśli pisząc o wywracaniu twierdzeń czy 'świata' do góry nogami.

2. Nie wiem w jakiej ty szkole się uczyłeś fizyki, ale w mojej nie było astronomii w programie, ani nic na temat bomb termojądrowych. Więc nie pier*dol:

"to nawet dzieci wiedzą że mocniejsze są bomby termojądrowe (fuzja termojądrowa) niż bomby wykorzystujące reakcje rozszczepienia jądra (bomba uran, pluton etc)".

Zrób teraz proszę sondę uliczną w której udowodnisz to kłamliwe twierdzenie, jakoby dzieci miały taką wiedzę (sądzę, że na myśl o jądrze wskazałyby twoje krocze). Naczytałeś się pierdół z czasopism popularnonaukowych i zgrywasz intelektualistę, kiedy w rzeczywistości rzecz o której piszesz jest absolutnie obcą materią dla przeciętnego człowieka i brak której jest na tyle przewidywalny, że scenariusz filmu broni się w zupełności. Jedynie tacy jak ty będą się czepiać na siłę, ale tutaj przechodzę do punktu trzeciego....

3. .... w którym powinieneś zastanowić się nad tym co napisałem w postach poprzednich na temat Kubricka i jego bzdur w kwestii fizyki. Możesz też potrudzić się i znaleźć film, który nie ma fikcji i rzeczy nierealnych wobec naszego stanu wiedzy. Życzę powodzenia.

4. Reasumując, wciąż nie podałeś większej ilości przykładów "niezgodności fabuły tego filmu z elementarną Astrofizyką". Bo jeden przykład to dla mnie stanowczo za mało. Nawet jeśli jest to oczywisty fail i dla przeciętnego widza wierutna bzdura, to nie wyklucza to, tego filmu z gatunku Sci-Fi.

5. "PS. Piszesz że „... a literatura to sztuka czyli też nauka.” – a od kiedy to sztuka jest nauką? "

O ile można studiować sztukę piękną (czy inną) lub uczyć kogoś historii sztuki lub samego warsztatu i ekspresji w sztuce, to bez chwili wahania mogę rzec, że jest to nauka. No, ale ty masz swoje, krzywe definicje słów, których używasz nie rozumiejąc ich.

6. "Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice.”

Dobrze, zatem ja się teraz po mądruję.

Jest to straszne nadużycie autora tego akapitu, ale nie ma nic wspólnego z definicją gatunku. To co jest najważniejsze zależy od autora i jego stylu. Dla Lema było rzeczywiście fundamentem z kolei dla Julesa Vernea i H. G. Wellsa niekoniecznie. Nieco wyżej masz zdania opisujące gatunek, a nie czyjąś własną opinię:

SF "... OPIERA się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki"
SF "gatunek ...o fabule OSNUTEJ na przewidywanych osiągnięciach nauki i techniki oraz ukazującej ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa."

Opieranie się na czymś lub tworzenie pewnego charakteru jest właśnie esencją gatunku FANTASTYKI naukowej, swoistym balansem między fikcją a nauką. Spośród tysięcy dzieł, oczywiście wiele skłania się ku twierdzeniu, że "Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice.”, ale drugie tyle, a może i więcej - opisuje zdanie: "... OPIERA się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki". To drugie daje większe pole manewru i definiuje gatunek stroniąc od stuprocentowej zgodności z nauką. Lem też miał swoje wpadki, jak choćby telefony na kablu w odległej przyszłości (oczywiście nie przeczy to prawom fizyki czy chemii, ale śmieszy i nie czyni dzieła uniwersalnym).

ocenił(a) film na 1
Uziel

Po pierwsze, nie wiem czemu się tak irytujesz? Gdzie widzisz kłamstwo i hipokryzje?
Akapity które „wybiórczo unikam” moim zdaniem za bardzo odbiegają od tematu, a ponadto widzę że usilnie próbujesz wciągnąć mnie w dyskusje filozoficzne o niczym.
Kant i Darwin nic nie mają do problemu stabilności i ewolucji gwiazd ciągu głównego z diagramu Hertzsprunga-Russella, a to jest główny powód dla którego zdecydowałem się zabrać głos na tym forum. Pozostali uczeni mniej lub bardziej pracowali nad zagadnieniami z zakresu Astrofizyki, dlatego o nich „wybiórczo” ośmieliłem się pisać.

Co do Sci-Fi i innych takich nieprecyzyjnych definicji, zauważyłem że lubujesz się w podpieraniu swych wypowiedzi „autorytetami”. Dla mnie dla przykładu autorytetem był Albert Einstein, ale znany wszystkim wzór E=mc2 jest dla mnie „święty” nie dla tego że stoi za nim Einstein, ale dlatego że została potwierdzona empirycznie jego zgodność ze wszystkimi obserwowalnymi zjawiskami w znanym nam wszechświecie. Choćby nawet Einstein stał się ogólnoświatowym pariasem to wartość tego wzoru została by taka sama, bo czyni go wielkim nie nazwisko autora ale prawda w nim zawarta.

Dlatego nie będę wraz z Tobą dokonywał rozbioru logicznego przeróżnych definicji gatunków filmowych bo to jest sprawa czysto umowna. Być może za czterdzieści lat diabli wezmą dzisiejszy podział gatunków filmowych, ale gwarantuje Ci że E=mc2 będzie dalej obowiązywał - być może rozszerzony o jakiś dodatkowy składnik, ale nadal będzie to wzór na równoważność masy i energii.

Fizyki uczyłem się chyba od szóstej klasy szkoły podstawowej, a Astronomia jako gałąź fizyki była uczona prawie od początku. Co do budowy bomb jądrowych to wiedza ta była wymagana na zajęciach z Przysposobienia Obronnego (PO) , tak samo jak umiejętność udzielenia pierwszej pomocy czy zakładania maski gazowej. Jak więc widzisz jest to wiedza powszechna, a nie specjalistyczna.

Cyt: „Naczytałeś się pierdół z czasopism popularnonaukowych i zgrywasz intelektualistę, kiedy w rzeczywistości rzecz o której piszesz jest absolutnie obcą materią dla przeciętnego człowieka i brak której jest na tyle przewidywalny, że scenariusz filmu broni się w zupełności.”

Jeżeli „rzecz o której piszesz jest absolutnie obcą materią dla przeciętnego człowieka” to sam robisz ze mnie kogoś wyjątkowego, a przynajmniej „ponadprzeciętnego człowieka” – dziękuję Ci łaskawco. Moje ego zostało należycie dopieszczone. Intelektualisty nie zgrywam bo nie wiem jak się to robi. Nic na to nie poradzę że coś niecoś wiem i pamiętam z lekcji ze szkoły podstawowej czy średniej. A w czasach w których czytywałem czasopisma popularno-naukowe były one na całkiem sensownym poziome. Nie to co dzisiaj – poziom został dostosowany do najsłabszego ogniwa, a nie do średniego co właśnie skutkuje zaniżaniem poziomu oświaty. Skutki widzimy choćby tu:

Cytat: „...Więc nie pier*dol:” – brak argumentów zastępuje „wyrażenie”.

Co do Kubricka – jego Monolit chyba nigdzie nie „gryzie się” ze współczesną nauką w przeciwieństwie do pomysłu „zapalania Słońca” który jest apoteozą głupoty, absurdu etc.

Pozdrawiam Waści.

PS. Jeśli chcesz Waszmość dalej dyskutować to proponuję rozpoczęcie nowego tematu bo szpaltowanie robi się bardzo wąskie.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Akapit 1. Irytuję się bo próbujesz mnie obrażać. Hipokryzją jest to, że wypominasz mi brak elementarnej wiedzy w danej dziedzinie, gdy sam jej nie masz w innej. Konfabulowaniem i kłamaniem z kolei jest przekręcanie moich słów i wstawianie ich w cudzysłów. Tak jak i rzucanie twierdzeń niezgodnych z prawdą (np. dzieci znające się na astrofizyce czy rozszczepianiu jądra).

Akapit 2. Zestawiasz naukę ścisłą, która opiera się na wzorach i próbach ich adaptacji w rzeczywistości, ze sztuką, która jest elementem humanistyki. Co więcej, ja Twojego Einsteina nie podważam, wręcz przeciwnie. Ty zaś podważasz autorytety w gatunki Sci-Fi, a właściwie ich twórców, nie tylko autorytety. Zatem nie rozumiem po co podjąłeś się tak głupiego zestawienia.

Akapit 3. To nie jest sprawa umowna. W naukach humanistycznych wszystko jest żywe, tak jak sam język. Zasady się zmieniają stopniowo i kształtują na bieżąco. Gatunek Sci-Fi definiują dzieła sztuki o jego charakterze. Takie dzieła jak Sunshine również i takich w których czasami jest więcej bzdury niż faktów jest dużo więcej. Choćby Star Wars, który moim (i wielu innych) zdaniem powinien być wpisany w gatunek Fantasy, a nie Sci-Fi. I tu właśnie jest Twój prześmieszny błąd, że porównujesz sztukę, do wzorów Einsteina. Dlatego od początku w temacie nie masz racji, tyko nie jesteś w stanie tego pojąć i nie będziesz póki nie wystąpisz z ram fanatyka nauki i nie nastawisz się na odbiór opowieści.

Akapit 4. Przed chwilą pisałeś, że o bombach jądrowych powinienem mieć na fizyce, teraz już PO. Za dwa posty napiszesz, że uczyłeś się tego z podręcznika Bin Ladena. Mnie nie uczono takich rzeczy. Wybacz. A maskę zakładać potrafię, tak jak i udzielać pierwszą pomoc.

Akapit 5. Hah. Każdemu kłamcy piszę, że pier*doli od rzeczy. Ty także. Nie ma to nic wspólnego z oświatą, a trzeźwością umysłu i bezpośredniością.

Akapit 6. Jasne. Monolit rzecz czysto fantastyczna nie mająca znamion nauki w ogóle się nie gryzie. Małpy które z dnia na dzień zaczynają chodzić prosto - też nie. Jego niekonsekwencja w kwestii pokazania nieważkości i jej 'zwalczenia' to już całkiem absurd. Film zrobiony w duchy na siłę poprawnie pod kątem praw fizyki, a z ogromnymi niedociągnięciami w rzeczywistości. Po co się podejmować tego, skoro nie jest się w stanie zrobić tego w zupełności, tylko na pół gwizdka?

ocenił(a) film na 1
Uziel

Ad 1. Używam cudzysłowu w celu uwypuklenia fragmentu tekstu (brak bold,italic czy kolorów w edycji). Niekiedy używam cytatów, fakt że czasami skróconych ale nie złośliwie, bo przecież zawsze można zobaczyć oryginał. Dlatego nie wiem czego tu się czepiasz?

Ad 2. Wzorów fizycznych „w rzeczywistości” się nie adaptuje tylko stosuje. A tym porównaniem chciałem Ci uzmysłowić że nagminne i natarczywe popieranie się cytatami z autorytetów może świadczyć o problemach z samoakceptacją. Ponadto nieskończenie ważniejszy jest dla mnie wynik pracy „autorytetu” niż sama osoba autora. Ponieważ „definicje” gatunków należą jak dla mnie do definicji nieprecyzyjnych i bardzo ulotnych, w przeciwieństwie do definicji z nauk ścisłych od których wymagana jest przede wszystkim precyzja.

Ad 3. Jeśli jestem „fanatykiem nauki” to sprecyzuj z łaski swojej co rozumiesz pod tym pojęciem. Problem w dyskusji z Tobą polega na tym że próbujesz pływać w „mętnej wodzie” pełnej nieprecyzyjnych definicji czy określeń i sam arbitralnie stwierdzasz gdzie „nie mam racji” bez podania grama logicznie brzmiącego dowodu. Zresztą z logicznym myśleniem to chyba u Ciebie nie za wesoło, pewnie z obawy by nie stać się „fanatykiem nauki”. Zapewniam Cię – logiczne myślenie wcale by Ci nie zaszkodziło, a łatwiej było by dyskutować.

Ad 4. O reakcjach jądrowych uczyłem się na fizyce, a o budowie bomb jądrowych na fizyce, PO i być może jeszcze gdzie indziej. W ogóle cały ten jądrowy problem który Cię tak przeraża i przerasta zawiera się pewnie na kilku stronach Wikipedi, więc naprawdę nie wiem o co Ci tu chodzi. Podręcznika BL nie czytałem, co nie znaczy że ta pseudo-tajemna dla Ciebie wiedza jest czymś bardzo skomplikowanym. Pozwól że coś Ci doradzę, nie sądź wszystkich swoją miarą – to że dla Ciebie budowa broni jądrowej to coś niesamowitego nie oznacza wcale że podobny problem mają wszyscy pozostali ludzie na Ziemi. Dużo bardziej skomplikowany w swej budowie jest procesor dzięki któremu piszesz i czytasz to forum, a czy z tego powodu komputer to „tajemna i pełna magii skrzynka”?

Ad 5. Bez komentarza.

Ad 6. „Monolit rzecz czysto fantastyczna nie mająca znamion nauki w ogóle się nie gryzie”

W tym problem że nie. Dla mnie Monolit to czarna skrzynka o budowie której nikt nic nie mówi. Dlatego też nie mogę mu nic zarzucić, ponieważ nie mogę stwierdzić że „coś” jest nie zgodne z prawami fizyki jeżeli nie opiszę tego czegoś i nie przedstawię listy niezgodności.
W przypadku nagłego (w skali astronomicznej) gaśnięcia Słońca przedstawiam niezgodność z kilkoma podstawowymi prawami fizyki – dlatego to „się gryzie”.

„Film zrobiony w duchy na siłę poprawnie pod kątem praw fizyki, a z ogromnymi niedociągnięciami w rzeczywistości.” – to ewidentnie logiczny bełkot. Jeśli coś jest poprawne po kątem praw fizyki to nie może być niezgodne z rzeczywistością, bo fizyka jak chyba żadna inna nauka ścisła musi być zgodna z rzeczywistością. W przeciwnym wypadku stała by się pseudo-fizyką.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

1. Cudzysłów jak sama jego nazwa mówi - służy do czegoś innego.

2. Adaptacja (z łaciny adaptare - przystosować). Więc słowo na miejscu. Kolejne, którego nie znasz. Masz duży problem z synonimami. Moje zdanie w dużej mierze jest identyczne ze zdaniem autorytetów, zatem nie wiem jaki tu dostrzegasz problem w samoakceptacji. Cytowanie kogoś takiego jak Clarke ma zupełnie inne znaczenie. Mianowicie, o ile jesteś na tyle zadufany w sobie, że nie dostrzegasz własnego braku racji w rozmowie ze mną, o tyle powinieneś zastanowić się nad swoim nihilizmem w zestawieniu ze zdaniem tak istotnych osób dla gatunku. Ważniejszych raczej nie ma, a na pewno nie jesteś ty ważniejszy. Co do ulotności definicji gatunków to radzę poczytać raz jeszcze mój wcześniejszy wpis w którym wyjaśniłem dlaczego nie należy porównywać nauk humanistycznych (w tym sztuki) do nauk ścisłych. Z tego samego powodu dla którego nie ocenia się fabuły filmu ze względu na rodzaj bomby jaki ze sobą wiozą aktorzy.

Myślę, że tego nie zrozumiesz, bo jesteś jednym z tych, którzy w filmie o II wojnie światowej dopatrują się nieodpowiednich czołgów i to jest dla nich ważniejsze niż treść, przesłanie, fabuła, symbolizm, gra aktorska, umiejętność opowiadania, klimat. Nie potrafisz przyjmować sztuki, bo chcesz przyjmować 'wzory'. Rozumiesz? Czy nie bardzo?

3. "Jeśli jestem „fanatykiem nauki” to sprecyzuj z łaski swojej co rozumiesz pod tym pojęciem. "

Czytaj akapit 2., część 2.

4. Przeraża mnie takie podejście. Jeśli budowa bomby jądrowej jest tak prosta, to czemu dresy biją się maczetami i kijami? Oczywiście, brak odpowiednich pierwiastków, ale przecież mogliby zbudować nieco prostszą bombę. Przecież to proste!

Ośmieszasz się z tym procesorem. Fajny przykład tylko bardzo bzdurny. Jeśli Ty wiesz jak jest skonstruowany, to bardzo Ci gratuluję, ale zapytaj innych ludzi jak działa o wiele prostsze urządzenie od procesora i bomb o których mowa, czyli o np. czajnik elektryczny czy telewizor, albo głupi aparat sprzed 150 lat. Niech Ci wyjaśnią jak działa, jaka jest jego konstrukcja i jak go zbudować. Przepytałem już kilka osób o konstrukcję bomb o których pisaliśmy i odzewu nie miałem żadnego. Nie, nie pytałem półgłówków, ani dzieci o których pisałeś, tylko ludzi, którzy nie studiowali fizyki, chemii, ani nie są fanatykami tej dziedziny nauki jak ty.

Pewne rzeczy dla mnie oczywiste, np. na temat konstrukcji filmów i realizacji pewnych scen czy montażu, grafiki i animacji - są dla mnie banalne i może mnie śmieszyć, gdy tłumaczę, że coś jest sfilmowane na jednokolorowym tle w celu wykluczowania i stworzenia cyfrowego otoczenia, lub niewiedza ludzi dotycząca renderowania grafiki po wykonaniu efektów - co trwa nawet miesiącami. Owszem, może mnie to śmieszyć, ale wtedy przypominam sobie, że nie wszyscy myślą tak jak ja i mają tą wiedzę co ja (w danej materii), tym samym odkładam na bok swoją arogancję i ignorancję i tłumaczę cierpliwie chociaż to straszny banał.

Nie wiem czy zrozumiesz te trzy akapity. Ich ADAPTACJĘ do naszego problemu, ale warto spróbować.

5. A jednak odpisałeś.

6. Nie wiem czy zauważyłeś, ale ten monolit pojawił się znikąd, wywołał dziwne reakcje u małp, potem zniknął, potem pojawił się na Księżycu, a później na Jowiszu. W filmie również latał/lewitował/przemieszczał się sterowany przez nie wiem co. Czy to jest zgodne z prawami fizyki? Jest na tyle tajemnicze, że nie wiadomo kto i co tym steruje i to jakby tłumaczy się samo i usprawiedliwia, ale ma znamiona fantasy a nie sci-fi. Tylko to kolejna rzecz, której nie rozróżniasz. Gasnące słońce może jest bzdurą, ale motyw jest OSNUTY (jak okazuje się fałszywą czy nieprawidłową) teorią naukową. Dlatego ma charakter Sci-Fi.

7. "to ewidentnie logiczny bełkot."

Może ta nieodpowiednia litera, która się wplątała - tak bardzo sprawia Ci kłopot, mimo wszystko zdanie bełkotem nie jest. A teraz wyjaśnię:

„Film zrobiony w duchy na siłę poprawnie pod kątem praw fizyki, a z ogromnymi niedociągnięciami w rzeczywistości.”

'Duchy' zmienić na 'duchu' (literówka). W zdaniu chodzi o to, że film jest poprowadzony w takiej 'konwencji' (synonim słowa 'duchu' w tym kontekście) by oddawał 'wiernie' (synonim słowa 'poprawnie' w tym kontekście) prawa fizyki. Jednakże ma ogromne niedociągnięcia w tej kwestii. Przez co jego poprawność praw fizyki mimo chęci maksymalnego ich przedstawienia - jest często niedociągana. Jednymi słowy masz problem z kolejnym słowem/związkiem frazeologicznym, w tym wypadku 'w duchu'. Oznacza to tylko dążenie do czegoś, konwencję, pewną tendencję, a nie fakt.

8. "bo fizyka jak chyba żadna inna nauka ścisła musi być zgodna z rzeczywistością. W przeciwnym wypadku stała by się pseudo-fizyką. "

I właśnie tym zdaniem podsumowujesz różnicę między naukami humanistycznymi (sztuka), a naukami ścisłymi (fizyka), tak jak pomiędzy Fantastyką-naukową, a nauką. "pseudo-fizyka" i "pseudo-nauka" to odwieczny kompan gatunku Sci-Fi czy to Ci się podoba czy nie.


ocenił(a) film na 1
Uziel

@uziel – dyskusja z Tobą zaczyna być nużąca, a niekiedy nawet irytująca. Całkiem świadomie odpowiem tylko (wybiórczo) na część wypowiedzi i to bez zachowania kolejności.

Ad 5. Gdybym nie odpisał, zarzuciłbyś mi tendencyjną selekcję. Ponadto nawet tu inaczej rozumiemy znaczenie semantyczne zdań języka polskiego. „Bez komentarza” oznacza że świadomie nie chcę się wypowiadać w temacie, czy też odpowiadać na pytanie. Gdybym napisał Ad 5. - wtedy zarzucałbyś mi pewnie roztargnienie. Reasumując każda odpowiedź, a nawet jej brak była by potraktowana przez Ciebie co najmniej złośliwie.

Dużą część swej wypowiedzi oparłeś na złośliwym założeniu iż jestem osobą ograniczoną intelektualnie która nawet nie potrafi domyśleć się że zamiast „w duchy” chciałeś napisać „w duchu”. Od ponad dwudziestu pięciu lat co najmniej osiem godzin każdego dnia spędzam przed klawiaturą komputera więc mam prawo wiedzieć że klawisz ‘U’ leży obok ‘Y’ i przez zwykłe zawadzenie wprowadzona została inna litera alfabetu. Nawet ja czytając tekst potrafię się domyśleć znaczenia intencjonalnego, nie trzymając się złośliwie każdej literki. Skoro jednak wypisałeś kilka długich zdań bazując na założeniu że jestem osobą tak słabą umysłowo, to masz problem. Ja ciemniak wiem jednak coś niecoś na temat budowy różnych znanych ludziom urządzeń – a Ty niestety nie.

Czajnik elektryczny, telewizor, żarówka, kuchenka gazowa, silnik spalinowy czy bomba jądrowa – przykro mi ale większość tych urządzeń ma bardzo prostą konstrukcję. Kłopot w tym że Ty jako ewidentny „humanista” czym się różni konstruktor o technologa. Nie wiesz nawet że wiedzieć „jak coś jest skonstruowane” to nie to samo co „jak to wykonać”.
Można powiedzieć że wiadomo nawet jak teoretycznie zamienić rtęć w złoto (tak jak alchemik w filmach fantasy). Wystarczy „wybić” z jądra rtęci kilka nukleonów (proton i dwa neutrony) i mamy jądro złota. Kłopot w tym że nikt na świecie nie potrafi zbudować „maszyny/akceleratora” w której można by było dokonać tej przemiany jądrowej w ekonomiczny sposób. Mówiąc ogólnie prawie każdy inżynier wie jaka jest budowa znanych nam przedmiotów, ale nie wielu wie jak wyprodukować te przedmioty. Podobnie jest z bronią jądrową. Problemem nie jest tajemnica jej wewnętrznej budowy, a technologia otrzymania/ oczyszczenia pierwiastków rozszczepialnych (dlatego Izrael ma „ochotę” bombardować fabrykę oczyszczania izotopów z elektrowni jądrowych Iranu). Ponadto nigdy nie twierdziłem że wiem jak oczyścić uran czy zbudować taka bombę, a jedynie że wiem jaka jest jej budowa. Tu masz link:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Broń_jądrowa.

Możesz śmiało obejrzeć tę stronę w Internecie, to naprawdę jeszcze bardzo daleko do Bin Ladena. Wiedza o budowie i działaniu broni nie czyni jeszcze mordercy.

Co do Monolitu – mnie zarzucasz fanatyzm naukowy a sam nie potrafisz się zdobyć na odrobinę fantazji czy wyobraźni. Załóżmy że Monolit zawiera wewnątrz urządzenie do teleportacji. Jeżeli zasięg działania pola teleportującego będzie troszeczkę większa niż rozmiary Monolitu, to zgodnie z logiką Monolit będzie w stanie teleportować samego siebie.
Sama teleportacja nie jest sprzeczna z dzisiejszą nauką. Nie potrafimy jedynie zbudować/skonstruować maszyny teleportującej. Rozebranie realnego obiektu na cząstki elementarne, zamiana ich na kwanty energii, przesłanie ich do odbiornika gdzie nastąpi proces odwrotny – to wszystko nie przeczy nauce (logice czy fizyce). W żadnym wypadku nie mogę powiedzieć że jest to nie możliwe, podczas gdy nagłe „zgaśnięcie Słońca” jest sprzeczne z zasadami elementarnej termodynamiki (nie wchodząc w zaawansowaną Astrofizykę).

W stu procentach zgadzam się z wypowiedziami @Horg’a – jeżeli tak trudno jest Ci zrozumieć mnie może pojmiesz to co On pisze?

I przestań się czepiać „duchy” bo próbujesz mi imputować swoje błędy i swój sposób myślenia. W końcu to Twoja literówka której ja Ci nigdzie nie wytykałem. Gdybym w cytacie zmienił choćby jedną literkę pewnie byś mnie zmieszał z błotem, więc się teraz nie czepiaj.

PS. Jeszcze raz namawiam do „nowego otwarcia” bo szpalta robi się już naprawdę wąska.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Cytat1. "Od ponad dwudziestu pięciu lat co najmniej osiem godzin każdego dnia spędzam przed klawiaturą komputera więc mam prawo wiedzieć że klawisz ‘U’ leży obok ‘Y’ i przez zwykłe zawadzenie wprowadzona została inna litera alfabetu. "

Już przed 1986 miałeś komputer? Nieźle! Musi być Ci na prawdę smutno, skoro spędzasz w tym wieku, tyle czasu na rozmowy z takim gówniarzem jak ja, o tak gównianym filmie jak ten, prowadząc tak gówniane dialogi jak nasze.

Cytat2. "Ja ciemniak wiem jednak coś niecoś na temat budowy różnych znanych ludziom urządzeń – a Ty niestety nie."

Skąd wiesz, że nie wiem? Nie wiedziałem jak zbudowana jest bomba bo jestem pacyfistą. Wiem jednak jak działa.... hmm czajnik tradycyjny.

Cytat3. "Czajnik elektryczny, telewizor, żarówka, kuchenka gazowa, silnik spalinowy czy bomba jądrowa – przykro mi ale większość tych urządzeń ma bardzo prostą konstrukcję. Kłopot w tym że Ty jako ewidentny „humanista” czym się różni konstruktor o technologa. "

Oczywiście. Wszystko ma bardzo prostą konstrukcję.... Wciąż nie piszesz, że MOŻE DLA CIEBIE, zapominając, że 98% ludzkości nie ma bladego pojęcia jak to działa i dobrze im z tym. Doskonale wiem czym jedno różni się od drugiego, ale to nie przeczy mojemu stwierdzeniu jakoby mało kto wiedział jak to w rzeczywistości jest zrobione. Ostatnio świadomość ludzi mogła się poprawić po cyklu programów z Discovery, ale nazajutrz już 'nikt' nie pamięta tego co tam pokazano, bo przede wszystkim trzeba to rozumieć, a nie tylko obejrzeć. Większość ludzi nie rozumie. Nie do końca jestem humanistą. Jestem kimś po środku. Używam technologii do uprawiania sztuki i mimo, że wiele mogę zrobić za pomocą komputera, to nie mam bladego pojęcia jak działa procesor i nie planuję tego zmieniać, bo nie jest to materia która by mnie interesowała. Bo nie każdy jest inżynierem, technologiem, konstruktorem, czy fanatykiem RTV. Jesteś śmieszny jeśli uważasz, że przeciętny Polak, Francuz czy Chińczyk idąc do sklepu po nowy/pierwszy telewizor, telefon czy kamerę dowiaduje się jak on jest skonstruowany i jak to się dzieje, że to działa. To tylko niewielki procent ludzi czyni.

Cytat4. "Mówiąc ogólnie prawie każdy inżynier wie jaka jest budowa znanych nam przedmiotów, ale nie wielu wie jak wyprodukować te przedmioty. "

No właśnie. Inżynier. Uważasz, że każdy człowiek na świecie jest inżynierem, czy, że jest ich tak dużo, że można uogólniać do twierdzenia, że wszyscy wiedzą jak to jest zbudowane?

Cała reszta którą pisałem na temat broni jądrowej była tylko i wyłącznie szyderstwem z mojej strony. Zaznaczasz swoją ironię, a mojej nie rozumiesz. Zabawne.

-------------------------------------------------------------------------------- -----------------------

"Sama teleportacja nie jest sprzeczna z dzisiejszą nauką. Nie potrafimy jedynie zbudować/skonstruować maszyny teleportującej. "

Tak jak na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie skonstruować odpowiedniej bomby, która za pomocą odpowiedniej kompilacji pierwiastków z naszej planety stworzy reakcję łańcuchową wytrącającą odpowiednio ogromną ilość wodoru (skoro w teorii da się uzyskać złoto z rtęci..) z innych pierwiastków pomnażając ich ilość, albo tworząc nowe pierwiastki dające podobny efekt do wodoru, tylko znacznie silniejszy. Co mogło stać się w filmie. Jak wiemy pierwiastków ciągle przybywa (w sensie odkrywania) i odkryto 118ty w 2006 roku. Zapewne jeszcze trochę pozostało do odkrycia. Może któryś z nich przydałby się w misji z Sunshine i Panowie naukowcy z przyszłości (w tym filmie) dali radę? Rozważ to. Odpowiedz czy jest to w jakikolwiek sposób wykonalne. Ja z chemii jestem słaby.

Co do szpalty lubię jak jest ciasno.
Zadam Ci pytanie które zadałem Horgowi (zresztą tobie też już kilka zadałem, które w wygodny dla siebie sposób omijasz).

Pytanie dodatkowe: Skoro nieścisłość naukowa w filmie Sci-Fi według Ciebie przekreśla ten film jako utwór mieszczący się w definicji tego gatunku, to ile znasz filmów, które spełniają tę definicję w pełni? I w jakim gatunku powinien znajdować się film Sunshine? Zaznaczę, że 'Akcja' czy 'dramat' to nie gatunek, tylko konwencja w której można poprowadzić każdy gatunek kina fabularnego.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Na ostatnie pytanie zdążyłem ci już odpowiedzieć 17 minut temu (nim je jeszcze zadałeś – patrz niżej).

Ale nie myśl że posiadam umiejętność przewidywania przyszłości i nie próbuj pisać scenariusza do filmu opartego na tym fakcie.

Na resztę odpiszę może później.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Podejrzewam, że odpisywałem w tym czasie na inne posty (choćby na ten) dlatego nie widziałem Twojej odpowiedzi. Co więcej, żadnej mądrej odpowiedzi nie udzieliłeś. Dla sunshine podałeś fikcyjny gatunek i nie wymieniłeś żadnego filmu SF, który nie miałby nieścisłości naukowych.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Fikcyjny gatunek SFI – to oczywista ironia.

Chyba nie ma na świecie pełnometrażowego filmu bez nieścisłości naukowych. Problem tkwi w tym jakie one są (te nieścisłości a nie filmy). Na mało znaczące nieścisłości i wpadki bez problemu mogę przymknąć oko, problem w tym że cały Sunshine bazuje na totalnym absurdzie astrofizycznym. Doprawdy ja już nie wiem jak do Ciebie dotrzeć. Ta astronomiczna bzdura rzutuje na cały film, a nie na kilka scen. Czy zauważyłeś może że nigdzie nie czepiam się innych naukowo-technicznych wpadek? Po prostu z bólem serca przymknąłbym na nie oko, ale nie na pomysł wiodący całego filmu. Taki film nie powinien nigdy powstać bo zmarnował masę forsy i pracy ludzkiej a ponadto ogłupia potencjalnego odbiorcę.

Już ktoś o tym pisał na forum, ale niewiele było trzeba aby ten film był bardziej wiarygodny.
Jeśli już musiał powstać film o statkach w przestrzeni kosmicznej, to można było wymyślić inny cel podróży, np. planety typu Mars czy księżyce Jowisza lub Saturna. Po drodze może być multum sensownych zagrożeń i ciekawych „zjawisk” nie gryzących się z nauką o wszechświecie, czy elementarnej fizyce.

Jeśli chodzi o film w którym było mało wpadek naukowych to mogę podać film „The Andromeda Strain (1971)”. Druga połowa trochę słabsza, ale sam pomysł „bakterii” dość ciekawy. Dla wykazania niezgodności z prawami fizyki atomowej trzeba już trochę wiedzy już nie zwykłego odbiorcy. Poza tym film jak na 1971 rok został przygotowany perfekcyjnie od strony naukowo-technicznej.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

"Chyba nie ma na świecie pełnometrażowego filmu bez nieścisłości naukowych."

I TU DOCHODZIMY DO PEWNEGO POROZUMIENIA.

"Problem tkwi w tym jakie one są (te nieścisłości a nie filmy). "

Nieścisłości nie wyrzucają filmów z ram gatunku, tylko obniżają ich poziom / klasę. Fundamentem gatunku jest tematyka poruszana i charakter zjawisk w nim występujących. Mamy nadprzyrodzone moce - to mamy film fantasy, mamy coś strasznego o nadprzyrodzonych mocach - to mamy horror, mamy coś niezwykłego w tonacji naukowej (choćby i pseudonaukowej) - to mamy sci-fi. A to czy będzie to arcydzieło, czy gniot, to już inna bajka. Każdy gatunek ma filmy słabsze i lepsze. Sci-Fi, to nie jest gatunek UDANYCH filmów o tendencji SCI-FI (masło maślane, ale tak by wychodziło rozpatrując Twoje zażalenia).

Chcesz obejrzeć absurdy? Włącz Bitwę o ziemię z Whitakerem, Pepperem i Travoltą. Tam po tysiącu lat odpalają samoloty, które działają jak nowe. I widzisz, mimo, że film jest uznawany za jeden z najgorszych jaki powstał na świecie za większe pieniądze, to i tak jest filmem Sci-Fi bez względu na jego totalne absurdy. Czemu? Bo mamy obcą cywilizację, problem dystopii, obce technologie, wizję alternatywnej przyszłości naszej planety i ludzi. To świadczy o gatunku.

Za przygotowanie od strony naukowo technicznej nie rozdaje się nagród (dla Ciebie niestety...). Film to bujda i musisz to zrozumieć, że autorzy sięgają często po fikcyjne elementy by nakreślić fabułę. Taki bzdurny symbolizm służący do poruszenia emocjonalnych strun u widza i dotknięcia trudnych spraw (!) :D.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Cyt: „Fundamentem gatunku jest tematyka poruszana i charakter zjawisk w nim występujących. Mamy nadprzyrodzone moce - to mamy film fantasy, mamy coś strasznego o nadprzyrodzonych mocach - to mamy horror, mamy coś niezwykłego w tonacji naukowej (choćby i pseudonaukowej) - to mamy sci-fi.”

No właśnie może teraz sobie coś wyjaśnimy :
a. nadprzyrodzone moce -> fantasy,
b. straszne nadprzyrodzone moce -> horror
c. coś niezwykłego w tonacji naukowej -> SF
d. coś niezwykłego w tonacji naukowej ale sprzeczne z nauką -> fantasy

Dlaczego? – Bo nadprzyrodzone moce to coś niezwykłego i sprzecznego z nauką. Trole, elfy i te wszystkie stworki przeczą naszej wiedzy przyrodniczej (nie istnieją na ziemi). Jeśli więc będą biegać po naszym ogródku czy lesie to będzie film fantasy. Ale nauka nie twierdzi że krasnale (małe ludziki z dużym nosem etc) nie mogą żyć na innych planetach w wyniku tamtejszej ewolucji. Więc jeśli taki krasnal będzie biegał po powierzchni tamtej planety to film może należeć do gatunku SF, ale pod warunkiem że krasnal nie będzie skakał wbrew prawom grawitacji, bo wtedy film zaczyna być znów fantasy.

Czepiam się tego ścisłego rozgraniczenia dlatego, że nie lubię filmów fantasy (chyba najbardziej ze wszystkich gatunków filmowych) ale bardzo lubię dobre filmy SF. Kłopot w tym że kupując bilet na film SF, spodziewam się że nie będzie w nim tych cholernych elfów, bo wtedy czuję się oszukany lecz pieniędzy za bilet ani straconego czasu nikt mi nie zwróci.

Dlatego wymagam od osób klasyfikujących film niejako ostrzeżenia że na ekranie mogą być elfy bądź czarnoksiężnik z kijkiem otoczonym chmurką gwiazdeczek.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

"No właśnie może teraz sobie coś wyjaśnimy :
a. nadprzyrodzone moce -> fantasy,
b. straszne nadprzyrodzone moce -> horror
c. coś niezwykłego w tonacji naukowej -> SF
d. coś niezwykłego w tonacji naukowej ale sprzeczne z nauką -> fantasy"

Mogę jedynie złapać się za głowię i powiedzieć: ja pier....
Z racji na punkt 'd' mógłbyś wpisać 99% filmów S-F do fantasy. Strasznie kombinujesz i wymyślasz.

"Dlaczego? – Bo nadprzyrodzone moce to coś niezwykłego i sprzecznego z nauką. Trole, elfy i te wszystkie stworki przeczą naszej wiedzy przyrodniczej (nie istnieją na ziemi). Jeśli więc będą biegać po naszym ogródku czy lesie to będzie film fantasy. Ale nauka nie twierdzi że krasnale (małe ludziki z dużym nosem etc) nie mogą żyć na innych planetach w wyniku tamtejszej ewolucji. Więc jeśli taki krasnal będzie biegał po powierzchni tamtej planety to film może należeć do gatunku SF, ale pod warunkiem że krasnal nie będzie skakał wbrew prawom grawitacji, bo wtedy film zaczyna być znów fantasy."

NIE. Filmy fantasy opowiadają o nadprzyrodzonych zjawiskach, wspaniałej przygodzie, czarach, gumisiach i smokach, a filmy Sci-Fi o ludziach w konfrontacji z nauką i problemem jaki się pojawia robiąc o jeden krok za daleko, a narzędziami są wynalazki człowieka i tendencje do tłumaczenia jak one działają.

Ty cały czas myślisz, że 'realne' = SF, 'nierealne' = Fantasy. Kiedy chodzi o charakter kina, konwencję, poruszaną problematykę, a nie tylko realność i nierealność, bo umówmy się kino = nierealność.

Największą pomyłką w klasyfikowaniu filmu S-F jest przykład Gwiezdnych Wojen, które są filmem Fantasy. Nie ma tam tendencji do tłumaczenia zjawisk naukowych (w Sunshine masz choćby zbudowane ogródki tlenowe, które tłumaczą chociaż to), akcja nie ma nic wspólnego z ziemią i ludźmi, tylko różnymi rasami, padają słowa "Dawno temu w odległej galaktyce", a owe postaci mają nadprzyrodzone moce. To są cechy fantasy. Innym błędem w klasyfikacji jest Efekt Motyla, w którym nie masz maszyny do teleportacji, tylko dar głównego bohatera, który nie wiąże się z żadną zdobyczą technologiczną, ani postępem nauki.

W Sunshine nie masz teleportujących się ludzi, magicznych ksiąg czy mikstur, ani wyprawy do głębi zaginionego lasu, tylko zwykłych naukowców, chcących ratować świat za pomocą naciąganej bomby... O ile fakty nie są spójne z naszą wiedzą, o tyle nie są fantastyczne, tylko pseudonaukowe.



ocenił(a) film na 1
Uziel

„W Sunshine nie masz teleportujących się ludzi, magicznych ksiąg czy mikstur, ani wyprawy do głębi zaginionego lasu, tylko zwykłych naukowców, chcących ratować świat za pomocą naciąganej bomby... O ile fakty nie są spójne z naszą wiedzą, o tyle nie są fantastyczne, tylko pseudonaukowe.”

I właśnie dlatego to chała, gniot i kpina z inteligencji odbiorcy. Dlatego złośliwie wymyśliłem gatunek SFI czyli „Super Fikcja dla Idiotów”. Film nie powinien powstać w ogóle ale na pewno nie spełnia kryteriów gatunku SF.

Cyt: „Największą pomyłką w klasyfikowaniu filmu S-F jest przykład Gwiezdnych Wojen, które są filmem Fantasy.” - I tu się z Tobą zgadzam w stu procentach!!! Ale to wy ludzie filmu sklasyfikowaliście jako SF. Ale tamte stworki nie bolą mnie tak bardzo, bo ich stwórca twierdzi że pochodzą z innych planet. I tu znowu – jeżeli są logicznie i spójnie stworzone to z naukowego punktu widzenia przyczepić się nie mogę, byle by nie robiły rzeczy niezgodnych z prawami fizyki. Cały nasz wszechświat obowiązują prawa fizyki, a to nie zakazuje istnienia najbardziej dziwnych stworzeń w dalekich galaktykach, a może nawet blisko nas.

Zaskoczę Cię pewnie ale w filmie SF zniosę nawet istnienie duchów, byle by zachowywały się logicznie i spójnie. Nie zniosę „żywych trupów” bo to absurd logiczny (albo żywy albo trup) i fizyczny – bo organizm który tak się zepsuł że aż zaczął się rozkładać nie może ponownie prawie poprawnie funkcjonować (czasami mieć większą siłę niż będąc żywym).

Istnienie duchów nie jest zakazane przez naukę – wyobraźmy sobie że mogą słabo oddziaływać elektromagnetycznie tworząc jakieś poświaty czy zjawy. To jest do przyjęcia. Ale taki duch nie może jednocześnie wyłamywać drzwi, rozbijać ścian etc, bo wtedy mógłby się objawiać bardzo twardo jako silny facet mogący przywalić. Dlatego sensownie zrobionego ducha mogę oglądać nawet w filmie SF.

Cyt „Ty cały czas myślisz, że 'realne' = SF, 'nierealne' = Fantasy. Kiedy chodzi o charakter kina, konwencję, poruszaną problematykę, a nie tylko realność i nierealność, bo umówmy się kino = nierealność.”

A co to jest realność ? Po przeczytaniu bardzo precyzyjnej i spójnej definicji tego słowa mogę się ustosunkować do w/w cytatu.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

1. No właśnie Sunshine spełnia kryteria, tylko ty ich nie rozumiesz, absolutnie. To nie jest próba obrażenia ciebie, tylko fakt. Definiujesz sobie po swojemu, bo ci się film nie spodobał... Możesz powiedzieć, że jako film Sci-Fi nie spełnia twoich oczekiwań, ale filmem Sci-Fi jest. Nie ma ani jednego aspektu fantastyki nienaukowej. Kwestia bomby, która ci się nie podobała (chociaż nie odniosłeś się do kwestii nieznanych nam pierwiastków jaką zaproponowałem jako rozwiązanie w konstrukcji bomby innej niż wodorowa), czy brak nieważkości na statku to nie elementy fantasy tylko niedociągnięcia naukowe. Nie jest to stworzone w duchu fantasy, tylko jest błędem lub celowym zabiegiem w celu usprawnienia fabuły w kinie S-F. W Alienie, Star Treku i wszystkich innych filmach też jest grawitacja w statkach. Czy brak tej spójności z realiami ma być faktem przekreślającym filmy z gatunku? Nie. Bo film S-F nie ma być spójny w stu procentach z naszą nauką, tylko ze znaczącą przewagą spójności wobec fikcji, bo przewaga fikcji daje fantasy (trochę ogólnikowo pisząc).

2. W kwestii Star Wars to wciąż piszesz o realizmie, prawach fizyki i spójności, kiedy nie to jest problemem, bo w filmie z obcą cywilizacją niestety autor otrzymuje immunitet, bowiem takie wyimaginowane postaci niczym Elfy czy Smoki mogą robić dziwne rzeczy i zawsze będzie to zrozumiałe. Tak jak czynią to obcy.

Problemem Star Wars jest konwencja, która nie ma nic wspólnego ze Sci-Fi poza obcą cywilizacją i akcją w kosmosie. Film jest epicką przygodówką niczym Władca Pierścieni. Powtarzam i podkreślam - nie porusza problematyki będącej fundamentem Sci-Fi. Lucas nie zadaje pytań: "co będzie kiedyś?" bo to nie nasz świat, nie nasza rzeczywistość - inna galaktyka. Nie zadaje pytań: "a co jeśli posuniemy się za daleko?" bo to opowieść przygodowa i ma być rozrywka, a akcja w filmie nie dotyczy nagłych wynalazków i niebezpiecznych osiągnięć technologicznych. Lucas nie pyta także: "A co gdyby ludzkość stanęła przed takim losem w przyszłości (patrz Sunshine) i jak sobie z nim poradzi; czy jego wiedza i człowieczeństwo go ocali?" To są fundamenty Sci Fi.

3. Realność w sensie praw fizyki i spójności wobec wiedzy ludzkości. Chodzi o to, że niektóre filmy S-F są w takiej konwencji poprowadzone, że postaci w filmie osiągnęły pewien stan wiedzy nieco bardziej zaawansowany od naszego dzięki czemu pewne twierdzenia znane nam dzisiaj są już nieaktualne, dzięki czemu stworzyli (przykładowo i hipotetycznie) maszynę do teleportacji (Mucha), klonowania (6 th Day), podróżującą z prędkością ponad świetlną (Star Trek), podróży w czasie (Terminator), hibernacji sztucznej poprzez zamrożenie (Człowiek demolka), wyłączenie emocji (Equilibrium), bycie niewidzialnym (człowiek widmo), superinteligencję (limitless), bombę budzącą słońce (:P Sunshine) czy perpetuum mobile (nie wiem czy były takie filmy).. I tu nie chodzi o to by to było realne KIEDYŚ KIEDYŚ KIEDYŚ według naszego dzisiejszego stanu wiedzy, tylko o to, że autor przyjmuje hipotetycznie, że człowiek mógłby takie cuda stworzyć i jakie to niesie ze sobą konsekwencje. Tym jest science-fiction.

ocenił(a) film na 1
Uziel

@Uzel – do cholery udajesz czy naprawdę nie rozumiesz?

Godzę Ci się nawet na duchy w SF, ale nie godzę się na ziemskie Elfy. Godzę się na świetliste miecze, ale pod warunkiem że gościu nie będzie takim mieczem przecinał stalowej belki o przekroju jednego metra kwadratowego. Dlatego, że do rozerwania wiązań atomowych w takim kawałku stali potrzeba tyle energii że trzymający miecz musiałby być cyklopem.

Zgodzę się na wiele bajkowych rzeczy, ale gdy się umówimy że to jest bajka. Jeśli jednak tworzymy film który sugeruje że jest realistyczny (przecież problem rozpalenia Słońca mógł załatwić jakiś dobrze opłacony Mag lub dobra wróżka) bo ludzkość usilnie kombinuje aby w ramach swoich możliwości załatwić sprawę, to bądźmy do cholery konsekwentni. Godzimy się z realiami (ograniczeniami) świata czy nie? Jeśli się godzimy to nie łamiemy podstawowych praw fizyki, a jeśli łamiemy to istnienie Maga jest jak najbardziej na miejscu i ekonomicznie uzasadnione.

Co chwile piszesz o problemie grawitacji w statku kosmicznym (StarTrek, Alien etc) a ja do tej pory nigdzie się tego nie czepiałem. Wolę co prawda bardziej realistyczne podejście uzyskania sztucznej grawitacji za pomocą obracającej się stacji(pierścienia), ale godzę się z tym że ludzkość wynalazła sposób na budowę generatora pola grawitacyjnego o sensownej masie i wielkości. Ale jeśli już mamy taki generator to musi on być czymś zasilany. Jeśli na statku siada całe zasilanie (aż tak że brakuje paru watów na oświetlenie) to generator pola grawitacyjnego też powinien się wyłączyć (zwykła logika). Jeżeli jednak chcesz się uprzeć to godzę się na autonomiczne zasilanie tego generatora i po bólu.

Ad 3. Najgorsze jest to że stawiasz w jednym szeregu rzeczy nie istniejące ale w zasadzie nie przeczące prawom fizyki (o szczegółach mogę pisać dużo) z „bombę budzącą słońce (:P Sunshine)” totalnym absurdem. To jest absurd teraz i będzie absurdem zawsze w naszym świecie.

Jeśli by Słońce zgasło (nie mam pojęcia z jakiej przyczyny) to żadna siła go nie zapali bez eliminacji tej przyczyny. Ponadto jak już pisałem Słońce nie może nagle przestać świecić. Gdyby nawet zatrzymały się wszystkie reakcje termojądrowe we wnętrzu naszej gwiazdy, to i tak świeciłaby jako rozgrzane ciało jeszcze przez wiele setek lat pobierając dodatkowo energię z grawitacyjnego kurczenia. Ale nie ma takiej siły która by nagle wyłączyła te reakcje. Co ciekawe gdyby nagle tak się stało to reakcje zaczęłyby się od nowa – Słońce zapaliło by się same byle by tylko istniał wodór w jego jądrze. Jeśli z jakiś niewyobrażalnie dziwnych powodów zniknąłby wodór ze Słońca (coś go odessało – jakiś kosmiczny potwór) to w zasadzie znikło by Słońce (pozostałoby bardzo małe helowe jądro). Takiego oskubanego jądra nikt by już nigdy i niczym nie zapalił.
Dlatego ten pomysł jest naprawdę astronomicznie głupi – na coś takiego musiał wpaść totalny nieuk albo kretyn.
Sam pomysł zapalania „bombą jądrową” jest dodatkowo super głupi bo ten kto to wymyślił nie wie iż Słońce jest jedną wielką kulistą ciągle wybuchającą bombą wodorową – dokładnie termojądrową. To ma taki sens jak gaszenie wody wodą.

Tak - brak elementarnej wiedzy naprawdę prowadzi na manowce i uczy oglądające taki film dzieci głupoty i ignorancji.

Podkreślam - jeszcze nigdy nie krytykowałem żadnego filmu SF tak zajadle jak tego gniota, ale powód niestety mam – najgłupszy pomysł na film SF o jakim słyszałem.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Odpowiedziałem trochę niżej żeby rozszerzyć kolumnę.

ocenił(a) film na 6
Uziel

"O ile można studiować sztukę piękną (czy inną) lub uczyć kogoś historii sztuki lub samego warsztatu i ekspresji w sztuce, to bez chwili wahania mogę rzec, że jest to nauka."

Zajrzałem do Wikipedii - hasło "nauka":

"Systematyka tradycyjna dzieli nauki na

nauki formalne:
- nauki ścisłe, czyli matematykę, logikę, nauki strukturalne;
nauki realne
- nauki przyrodnicze, czyli nauki zajmujące się światem postrzeganym przez człowieka: fizyka, chemia, biologia, nauki o Ziemi, astronomia, medycyna teoretyczna, geografia...;
- nauki inżynieryjne – tu podstawowa różnica między nauką i inżynierią polega na tym że ta druga zajmuje się tym jak budować i tym co już zbudowane.
- nauki humanistyczne, zajmujące się człowiekiem i jego wytworami kulturowo-duchowymi: historia, antropologia kulturowa, filozofia, lingwistyka...;
- nauki społeczno-ekonomiczne, zajmujące się społeczeństwem, jego organizacją, zmianami: antropologia, historia, geografia, politologia, stosunki międzynarodowe, ekonomia, socjologia, pedagogika, psychologia. "

Nawet najogólniejszy podział nie zalicza "sztuki" do "nauki". Tym bardziej, że w tym konkretnym omawianym przypadku (film s-f) chodzi o zgodność z naukami ścisłymi i przyrodniczymi, więc podawanie takich twierdzeń jak Twoje jest bez sensu. Sztuka NIE jest nauką. Sztuka nie ma prawie nic wspólnego z nauką, oprócz tego, ze obie tworzą część dorobku kulturowego ludzkości i wydaje się, że są równoległe obok siebie. Uprawianie nauki opiera się na zupełnie innych zasadach i metodach niż uprawianie sztuki, to chyba jasne dla każdego. Proponuję zachować zdrowy rozsądek, w tym ferworze dyskusji łatwo stracić kontrolę nad własnymi argumentami.

Powtórzę jeszcze raz, choć to zagadnienie nie ma wpływu na sens tej dyskusji: SZTUKA NIE JEST NAUKĄ.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 6
Horg

Poza tym z definicji pojęcia "fantastyki naukowej" z tegoż samego źródła:

"Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice."

W przypadku filmu "W stronę Słońca" mamy ewidentną sprzeczność pomiędzy współczesnym stanem wiedzy o nauce a fabułą filmu. Nie ma żadnej zgodności, nawet hipotetycznej. Jest to oczywiście tylko film, i można na wiele przymknąć oczy, ale niech to będzie chociaż wiarygodnie naukowo podane. Tutaj niestety tego nie ma. Temat wiarygodności męczyłem w innych postach na tym forum, i nie chcę się rozpisywać, zeby nie przedłużać wypowiedzi.

To dzieło nie spełnia założeń z definicji podanej w cytacie. Skoro nie spełnia, to nie powinno się tego określać jako science-fiction. Skoro się jednak wiele osób upiera że to jest s-f, to ja i inne osoby mamy prawo się czepiać nieścisłości naukowych, tym bardziej że są one powaznie uzasadniane.

Jeśli chodzi o mnie, to jestem w stanie przelknąć bez szemrania wiele "naciagnięć" jak np grawitacja na statku, o ile wynikają one z trudności technicznych przy kręceniu filmu, i reżyser podejmuje próby by je umiejętnie zamaskować. Natomiast nie akceptuję sytuacji, jeśli twórca filmu mając do wyboru rozwiązanie mniej lub bardziej zgodne z nauką traktuje oba równorzędnie. Dla mnie takie podejście to ignorancja naukowa. Ktoś kto macha ręką na definicję gatunku nie zasługuje na poważne traktowanie w ramach twórczości s-f. Stąd krytyczna ocena tego filmu.

ocenił(a) film na 8
Horg

Odpowiadałem wyżej na ten cytat. Radzę czytać uważniej, bo przez Ciebie muszę się powtarzać. Możesz też nie zabierać głosu w dyskusji jeśli nie śledzisz jej w pełni. To tak jakbyś wszedł w połowie debaty i powiedział 'nie zgadzam się'.

W definicji Sci-Fi na Wikipedii, którą cytujesz - termin rozwinięty jest o góry w pierwszym zdaniu. To co czytujesz to jest określenie czyjegoś subiektywizmu "to jest najważniejsze, a nie tamto" nie jest definiowaniem i nie ma żadnego autorytetu podpisującego się pod tym zdaniem. Definicja brzmi "gatunek ...o fabule OSNUTEJ na przewidywanych osiągnięciach nauki i techniki oraz ukazującej ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa" lub "... OPIERA się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki".

NAPISAŁEM WCZEŚNIEJ odnośnie tego cytatu:
6. Jest to straszne nadużycie autora tego akapitu, ale nie ma nic wspólnego z definicją gatunku. To co jest najważniejsze zależy od autora i jego stylu. Dla Lema było rzeczywiście fundamentem z kolei dla Julesa Vernea i H. G. Wellsa niekoniecznie. Nieco wyżej masz zdania opisujące gatunek, a nie czyjąś własną opinię:

SF "... OPIERA się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki"
SF "gatunek ...o fabule OSNUTEJ na przewidywanych osiągnięciach nauki i techniki oraz ukazującej ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa."

Opieranie się na czymś lub tworzenie pewnego charakteru jest właśnie esencją gatunku FANTASTYKI naukowej, swoistym balansem między fikcją a nauką. Spośród tysięcy dzieł, oczywiście wiele skłania się ku twierdzeniu, że "Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice.”, ale drugie tyle, a może i więcej - opisuje zdanie: "... OPIERA się na hipotetycznym rozwoju nauki i techniki". To drugie daje większe pole manewru i definiuje gatunek stroniąc od stuprocentowej zgodności z nauką. Lem też miał swoje wpadki, jak choćby telefony na kablu w odległej przyszłości (oczywiście nie przeczy to prawom fizyki czy chemii, ale śmieszy i nie czyni dzieła uniwersalnym).

ocenił(a) film na 8
Horg

Pytanie dodatkowe: Skoro nieścisłość naukowa w filmie Sci-Fi według Ciebie przekreśla ten film jako utwór mieszczący się w definicji tego gatunku, to ile znasz filmów, które spełniają tę definicję w pełni? I w jakim gatunku powinien znajdować się film Sunshine? Zaznaczę, że 'Akcja' czy 'dramat' to nie gatunek, tylko konwencja w której można poprowadzić każdy gatunek kina fabularnego.

ocenił(a) film na 1
Uziel

Pozwolę sobie odpowiedzieć z @Horg’a – w gatunku SFI – czyli Super Fikcja dla Idiotów.

A filmów które spełniają kryteria SF pewnie by się trochę znalazło. Było wielu twórców filmów SF którzy podeszli do swego dzieła na tyle poważanie (a raczej poważnie potraktowali myślącą część odbiorców) że rzetelnie podeszli do konsultacji naukowo-technicznej.

ocenił(a) film na 8
WlodekGr

Problem w tym, że taki gatunek nie istnieje i raczej istniał nie będzie. A gatunek o którym rozmawiamy (czyli SF) jest zdefiniowany inaczej i właśnie w taki sposób, że filmy które mniej lub bardziej mogą się podobać - się w nim mieszczą, a co więcej - definiują go, bo taka jest sztuka.
Czyli Sunshine, Kowboje i Obcy, Transformers, Predator, Bitwa o Ziemię, czy Dark Knight, bo mamy fikcyjne, futurystyczne gadżety.

Miałeś wymieniać tytuły wpisujące się w twoją definicję SF i podać nazwę ISTNIEJĄCEGO gatunku dla filmu Sunshine. Póki co na nic nie odpowiedziałeś (ani ty ani on).

ocenił(a) film na 6
Uziel

Dopiero teraz mogę odpisać.

Nie prowadzę rankingu filmów pod kątem poprawności naukowej. nie wiem czy są takie, które byłyby W PEŁNI zgodne z cytowanymi przeze mnie założeniami gatunku. Natomiast mierzi mnie, jesli twórca takiego dzieła jak "W stronę Słońca" macha na nie ręką. Jak napisał wczesniej Włodek, fabuła tego filmu opiera się na totalnej, astronomicznej bzdurze. Jestem wyrozumiały jeśli reżyser nie może lub nie potrafi spełnic założeń poprawności naukowej filmu spod marki science-fiction, ale jeśli ten twórca ma te założenia gdzieś i mówi że to jest ok, to dla mnie jest ignorantem, jak również wszyscy którzy mu przyklaskują (nie mam na myśli nikogo konkretnego z dyskutantów, bez urazy). A skoro usiłuje mi wmówić, tże to jest science-fiction, to ja się będę czepiał, że nie bardzo "science". Bo ja jako widz też tworzę gałąź sztuki zwaną filmem.

ocenił(a) film na 8
Horg

Jestem leniwy, więc skopiuję fragment z innego miejsca, który idealnie wpisuje się w Twoje dywagacje.

"4. Film nie jest filmem fantasy, bo nie istnieją w nim moce nadprzyrodzone w mniemaniu widza, tylko nieścisłe naukowo (to są dwie różne rzeczy). Dla przykładu, twierdzenie, że ziemia jest płaska i podtrzymują ją tytani czy słonie jest twierdzeniem FANTASTYCZNYM, zaś twierdzenie, że to słońce krąży wokół ziemi, a nie ziemia wokół słońca jest twierdzeniem NAUKOWYM, lecz niepoprawnym, błędnym, źle zdefiniowanym i źle zaobserwowanym. "

Dlatego to film Sci-Fi bez względu na niepoprawność. Nie ma nic wspólnego z czystą fantastyką.

ocenił(a) film na 6
Uziel

Czytałem ten fragment już wcześniej, nie odpowiada on jednak na mój post.
Jednak dobrze, odpowiem na to, trochę przekornie. Otóż można łatwo udowodnić, że główne założenie filmu (nagłe gaśnięcie Słońca) kwalifikuje go jednak do fantasy.
Jeśli wyobrazimy sobie jakiś film fantasy, gdzie są wróżki, czarodzieje, elfy itp, jednym słowem z magią, to czynnikiem "nadprzyrodzonym w mniemaniu widza" jest właśnie magia - siła lub siły dostępne bohaterom filmu, lecz w sposób oczywisty zaczerpnięte z wyobraźni twórcy, i niewystępujące w rzeczywistości. Jednym słowem - sprzeczne z wiedzą na temat świata.
W filmie "W stronę Słońca" dochodzi do nagłego, sprzecznego z naszą wiedzą o świecie gaśnięcia naszej gwiazdy. My, widzowie nie wiemy, co za to odpowiada, a więc gaśnięcie takiego typu jest spowodowane jakimś "nadprzyrodzonym czynnikiem" - nie moze być inaczej skoro wszystkie znane nam siły i zjawiska nie tylko nie dopuszczają takiej możliwośći, ale wręcz wprost jej przeczą. Kto wie, może to jakiś czarodziej rzucił zaklęcie na Słońce? Skoro samo założenie fabuły filmu jest całkowicie fantastyczne (a nie naukowe), to cały film też musi się kwalifikować do "fantasy", a nie do Sci-fi". Występowanie tutaj zaawansowanej technologii kosmicznej nic nie zmienia - wszak istnieje coś takiego jak "technofantasy" - jak choćby "Gwiezdne Wojny".

"nie istnieją w nim moce nadprzyrodzone w mniemaniu widza, tylko nieścisłe naukowo (to są dwie różne rzeczy). "

Z całą pewnością są to dwie różne rzeczy, jednak kłopot w tym, że nikt nie potrafi postawić wyraźnej granicy pomiędzy "nieścisłością naukową" a "mocami nadprzyrodzonymi". Przykładowe filmowe gaśnięcie słońca nie jest faktem "niepoprawnym, błędnym, źle zdefiniowanym i źle zaobserwowanym", tylko zwyczajnie wymyślonym i sprzecznym z nauką. Można się spierać, czy ma więcej znamion nieścisłości naukowej, czy totalnej fantastyki. Podobnie nadprzyrodzone moce z filmów fantasy niekoniecznie muszą być całkowicie wymyślone - istnieją na Ziemi zjawiska, których nie da się wytłumaczyć naukowo. Chodzi o umiejętności niektórych osób uważanych za świetych, o rzekome umiejętności mnichów buddyjskich, umiejętności jasnowidzenia, itp. Nie wiem, czy należy w to wierzyć, ale są takie przypadki udokumentowane, i podejmowane są próby ich wyjasnienia naukowego, nie zawsze skuteczne.

Wracając zatem do mojej wypowiedzi, to przyjmuję, że skoro reżyser przyjmuje jako podstawę scenariusza pomysł kompletnie fantastyczny, to nie powienien się upierać że tworzy science-fiction. Jeśli jednak ma to być s-f, to niech przynajmniej próbuje spełniać założenia tego gatunku, głównie mi chodzi o założenie poprawności naukowej (a jeśli się nie da, to chociaż wiarygodności naukowej!). Ja nadal uważam, że od filmów science-fiction powinniśmy wymagać poważnego traktowania tego słowa "science".

ocenił(a) film na 10
Horg

"Jeśli wyobrazimy sobie jakiś film fantasy, gdzie są wróżki, czarodzieje, elfy itp, jednym słowem z magią, to czynnikiem "nadprzyrodzonym w mniemaniu widza" jest właśnie magia - siła lub siły dostępne bohaterom filmu, lecz w sposób oczywisty zaczerpnięte z wyobraźni twórcy, i niewystępujące w rzeczywistości. Jednym słowem - sprzeczne z wiedzą na temat świata (...)"

Przepraszam, że wtrącę się w Waszą rozmowę, ale wg tych słów, prawie wszystkie filmy z gatunku sci-fi można zakwalifikować pod fantasy...

Weźmy za przykład, wymienianą już tutaj, "Odyseję kosmiczną", czy tajemnicze, wręcz magiczne pojawienie się monolitu, nie kwalifikuje tego filmu jako fantasy?
"Stalker" - znajdujące się w zonie, tajemnicze miejsce spełniające życzenia, czy to też przypadkiem nie jest fantasy ?

Poza tym, jak można twierdzić, że wiemy wszystko o naszej gwieździe i procesach w niej zachodzących? Jeśliby tak było, to już dawno wykorzystywalibyśmy elektrownie termojądrowe, czy tworzylibyśmy ogniwa fotowoltaiczne wykorzystujące 100% energii pochodzącej od tego obiektu.

Notabene, skąd wiesz, czy jakaś kosmiczna katastrofa nie mogłaby uszkodzić Słońca?

Pomimo co raz większego postępu nauki, kosmos w dalszym ciągu jest dla nas miejscem wręcz mistycznym. Zapewne minie jeszcze sporo lat, zanim zbliżymy się do odkrycia chociaż niewielkiej części jego tajemnic.

ocenił(a) film na 1
vasper

Cyt „Poza tym, jak można twierdzić, że wiemy wszystko o naszej gwieździe i procesach w niej zachodzących? Jeśliby tak było, to już dawno wykorzystywalibyśmy elektrownie termojądrowe, czy tworzylibyśmy ogniwa fotowoltaiczne wykorzystujące 100% energii pochodzącej od tego obiektu.”

Po pierwsze nikt rozsądny nie twierdzi chyba nigdzie że wie wszystko o Słońcu i procesach wewnątrz zachodzących. Jednak nie trzeba wiedzieć wszystkiego aby móc zaprzeczyć lub poddać w wątpliwość jakąś hipotezę.
Przykład: nie wiemy wszystkiego o wodzie i rzekach, lecz możemy śmiało zaprzeczyć twierdzeniu że rzeki mogą płynąć „pod górę” (samoistnie i bez pomocy pomp czy innych wynalazków). Ta odpowiedź bazuje nie na dogłębnej wiedzy o wewnętrznej budowie substancji jaką jest woda, a na prostym prawie o zachowaniu energii - rzeka płynąca pod górę to „perpetuum mobile”. Podobnie na wiele pytań o Słońcu nie znamy odpowiedzi, ale o możliwości zgaśnięcia reakcji jądrowych w jego wnętrzu, możemy śmiało powiedzieć że to niedorzeczność.

Co do elektrowni termojądrowych – Słońce to rzeczywiście gigantyczny kocioł termojądrowy, którego budowa jest dziecinnie prosta (naprawdę). Problem w tym że takiego reaktora nie możemy skopiować i użyć na Ziemi bo ten reaktor nie może być mniejszy – po miniaturyzacji po prostu nie zadziała. Jak widzisz widzieć jak coś działa nie oznacza automatycznie że możesz w tym czymś grzebać lub to zmieniać, albo że masz wiedzę jak to samemu zbudować. Już gdzieś wcześniej pisałem o wielkiej różnicy między konstrukcją a technologią. Konstrukcja (wiedza o tym jak coś jest zbudowane) to nie to samo co technologia (wiedza jak to coś zbudować/wykonać za pomocą dostępnych środków).

Ogniwa fotowoltaiczne przetwarzają energię z dowolnego źródła (nie tylko Słońca) więc w tej dyskusji nie grają żadnej roli.

Cyt: „Notabene, skąd wiesz, czy jakaś kosmiczna katastrofa nie mogłaby uszkodzić Słońca?”

Już opisywałem różne możliwe katastrofy które mogłyby uszkodzić nasze Słońce. We wszystkich tych scenariuszach, albo Słoneczko olewa totalnie pyłek którym go łaskoczemy, albo jest bezpowrotnie niszczone przez czarną dziurę czy gwiazdę wampira. W każdym z tych niszczących ludzie nie mają żadnych szans na ratunek poza możliwością ucieczki z Ziemi.

Zaś każdy scenariusz w którym coś zakłóca stabilność wewnętrzną jądra gwiazdy, wynik może być tylko jeden – gwiazda co najwyżej wpadnie w oscylacje lub zwiększy swoją jasność – nigdy jednak nie można zgasić zachodzących w nim reakcji termojądrowych.

Cyt: „Pomimo co raz większego postępu nauki, kosmos w dalszym ciągu jest dla nas miejscem wręcz mistycznym. Zapewne minie jeszcze sporo lat, zanim zbliżymy się do odkrycia chociaż niewielkiej części jego tajemnic.”

Wybacz ale drugie zdanie to banał, zaś kwestia kosmicznego mistycyzmu to indywidualna sprawa każdego człowieka.

ocenił(a) film na 10
WlodekGr

"Po pierwsze nikt rozsądny nie twierdzi chyba nigdzie że wie wszystko o Słońcu i procesach wewnątrz zachodzących. Jednak nie trzeba wiedzieć wszystkiego aby móc zaprzeczyć lub poddać w wątpliwość jakąś hipotezę. "

Czytając wypowiedzi Twoje i pozostałych osób negatywnie wypowiadających się o tym filmie, można odnieść jednak nieco inne wrażenie, ale przynajmniej przyjmujesz do wiadomości to, że jednak coś takiego może/ mogło mieć miejsce, czyli jest jakiś progres ;)

Poza tym, nie odniosłeś się do pierwszej części mojej wypowiedzi, więc mam rozumieć, że zgadzasz się ze mną?

"Przykład: nie wiemy wszystkiego o wodzie i rzekach, lecz możemy śmiało zaprzeczyć twierdzeniu że rzeki mogą płynąć „pod górę” (samoistnie i bez pomocy pomp czy innych wynalazków). Ta odpowiedź bazuje nie na dogłębnej wiedzy o wewnętrznej budowie substancji jaką jest woda, a na prostym prawie o zachowaniu energii - rzeka płynąca pod górę to „perpetuum mobile”.

Jak dla mnie, jest to kompletnie nietrafiony przykład, bo jak można porównywać gwiazdę z czymś, z czym mamy bezpośredni kontakt od zarania ludzkości - możemy to zbadać w bezpośredni sposób, dotknąć, poczuć tego energię.

"Podobnie na wiele pytań o Słońcu nie znamy odpowiedzi, ale o możliwości zgaśnięcia reakcji jądrowych w jego wnętrzu, możemy śmiało powiedzieć że to niedorzeczność."

Jak sam już powiedziałeś: "nikt rozsądny nie twierdzi chyba nigdzie że wie wszystko o Słońcu i procesach wewnątrz zachodzących", więc nie możemy śmiało powiedzieć, że coś nie może bezpośrednio wpłynąć na owe procesy, wytrącić z równowagi naszą gwiazdę.

Zresztą, jak wiadomo, nawet niewielkie odstępstwo od normy, może położyć kres całemu życiu na Ziemi.

"Co do elektrowni termojądrowych – Słońce to rzeczywiście gigantyczny kocioł termojądrowy, którego budowa jest dziecinnie prosta (naprawdę). Problem w tym że takiego reaktora nie możemy skopiować i użyć na Ziemi bo ten reaktor nie może być mniejszy – po miniaturyzacji po prostu nie zadziała. Jak widzisz widzieć jak coś działa nie oznacza automatycznie że możesz w tym czymś grzebać lub to zmieniać, albo że masz wiedzę jak to samemu zbudować. Już gdzieś wcześniej pisałem o wielkiej różnicy między konstrukcją a technologią. Konstrukcja (wiedza o tym jak coś jest zbudowane) to nie to samo co technologia (wiedza jak to coś zbudować/wykonać za pomocą dostępnych środków)."

Czyli jednak nie wiem jak dokładnie zachodzą te procesy, bo jeżeli posiadalibyśmy dogłębną wiedzę na ten temat, to potrafilibyśmy ją efektywnie przełożyć, dostosować do dowolnych warunków.

"Ogniwa fotowoltaiczne przetwarzają energię z dowolnego źródła (nie tylko Słońca) więc w tej dyskusji nie grają żadnej roli"

Właśnie w tym tkwi problem. Nie potrafimy zbudować takich ogniw, które byłyby nastawione wyłącznie na przetwarzanie energii płynącej z promieni słonecznych. Czyli kolejny raz ogranicza nas niewiedza na temat Słońca.

Takie ogniwa, owszem czerpią energię z dowolnego źródła, ale raczej nie używa ich się w innych przypadkach, niż ten o którym tutaj jest mowa. Jakoś trudno jest sobie wyobrazić, że np. pobierają one energię z jakichś roślin o właściwościach luminescencyjnych, które porastają ściany jaskiń.

"Już opisywałem różne możliwe katastrofy które mogłyby uszkodzić nasze Słońce. We wszystkich tych scenariuszach, albo Słoneczko olewa totalnie pyłek którym go łaskoczemy, albo jest bezpowrotnie niszczone przez czarną dziurę czy gwiazdę wampira. W każdym z tych niszczących ludzie nie mają żadnych szans na ratunek poza możliwością ucieczki z Ziemi."

A co z możliwościami, o których nie wiemy, nie mamy pojęcia o ich istnieniu?

"Wybacz ale drugie zdanie to banał, zaś kwestia kosmicznego mistycyzmu to indywidualna sprawa każdego człowieka."

Indywidualna sprawa, wynikająca z ogromu naszej niewiedzy o tym obszarze.

Zresztą, żyjemy w na tyle ciekawych czasach, że odkrycia naukowe, pewnie jeszcze nie raz, zamkną usta krytykom.

ocenił(a) film na 1
vasper

Proponuję przeczytaj najpierw całość odpowiedzi i nie dziel jej w dowolny sposób, to nie będziesz być może dochodził do tylu błędnych wniosków.

Ad. Cytat 1 i dwa pierwsze akapity – progres jest zerowy, wrażenie całkiem mylne zaś fakt braku odniesienia do czyjejś wypowiedzi nie traktuj z góry jako zgodę z jej treścią.

Cyt: „Jak dla mnie, jest to kompletnie nietrafiony przykład, bo jak można porównywać gwiazdę z czymś, z czym mamy bezpośredni kontakt od zarania ludzkości - możemy to zbadać w bezpośredni sposób, dotknąć, poczuć tego energię.”

I znów diabeł tkwi w szczegółach. Masz bezpośredni kontakt od zarania ludzkości z Ziemią, a nie wiesz że o budowie wnętrza naszej planety wiemy mniej niż o wnętrzu Słońca. Możesz się z tym faktem nie zgadzać tak samo jak teorią że Ziemia jest kulą. Wszyscy ludzie już od zarania dziejów wiedzą że ziemia jest płaska a tylko w niektórych miejscach trochę górzysta.
Jak by była kulą to ludzie pod spodem spadli by w otchłań kosmiczną. A wie to nawet dziecko bo przecież chodzi sobie po ziemi prawie od urodzenia, dotyka jej i czasami nawet wkłada ją do buzi. Jak rozumiem ty też przekładasz organoleptyczne metody badawcze nad szkiełko i oko czy też symulacje komputerowe.
Wracając do przykładu z rzeką, była to próba przekonania Ciebie do tego że nie musisz posiadać pełnej i skończonej wiedzy na temat zjawisk, aby móc na podstawie tej niepełnej wiedzy wyciągać wartościowe i prawdziwe wnioski o przedmiocie.
Ludzka wiedza o świecie fizycznym nie jest i chyba nigdy nie będzie pełna i kompletna. Wszystko na ten temat może widzieć tylko Bóg. Ale my ludzie mając u zarania dziejów prawie żadną wiedzę o świecie, dziś budujemy samolot, statki kosmiczne, komputery czy sztuczne zastawki serca. Nie mając wiedzy pełnej korzystamy z niepełnej i całkiem nieźle sobie radzimy. Ale aby moc z niej korzystać musimy tej wiedzy nie tylko się nauczyć ale także zdobyć umiejętność wyciągania z niej logicznych wniosków. Jednym z takich wniosków jest umiejętność przewidzenia że zawsze woda spływa w dół a nie do góry. Tą wiedzę możesz sobie ekstrapolować na zachowanie ciekłej rtęci – co ciekawe też płynie w dół. Możesz nigdy nie mieć bezpośredniego kontaktu z ciekłą rtęcią (to nawet zdrowiej) a będziesz mógł śmiało między bajki włożyć czyjeś opowieści że widział gdzieś na ziemi strumień rtęci płynący pod górkę.

Cyt: „Jak sam już powiedziałeś: "nikt rozsądny nie twierdzi chyba nigdzie że wie wszystko o Słońcu i procesach wewnątrz zachodzących", więc nie możemy śmiało powiedzieć, że coś nie może bezpośrednio wpłynąć na owe procesy, wytrącić z równowagi naszą gwiazdę.
Zresztą, jak wiadomo, nawet niewielkie odstępstwo od normy, może położyć kres całemu życiu na Ziemi.”

Tu się z Tobą w pełni zgadzam, ale boję się że sam nie bardzo wiesz co napisałeś. Wytrącenie gwiazdy ze stanu równowagi termodynamicznej, jest możliwe ale to nie oznacza że można tym sposobem zgasić reakcje jądrowe w jej wnętrzu. Pewnie nie wiesz jak wiele typów niestabilnych gwiazd znamy obecnie. Co ciekawe (i pewnie dla Ciebie niewiarygodne) potrafimy obliczać te niestabilności lub z nich korzystać. Poczytaj trochę o Cefeidach w wikipedii – będziesz chyba zaskoczony.

Ad Elektrownie termojądrowe – cyt: „Czyli jednak nie wiem jak dokładnie zachodzą te procesy, bo jeżeli posiadalibyśmy dogłębną wiedzę na ten temat, to potrafilibyśmy ją efektywnie przełożyć, dostosować do dowolnych warunków.”

Akurat wiedza którą posiadamy w tym temacie jest na tyle dogłębna, że wiemy iż nie da się zbudować elektrowni tego typu bazując na budowie Słońca.
Problemem nie są same reakcje termojądrowe, ale „obudowa reaktora”. W przypadku Słońca, sama gwiazda w 80% stanowi tę obudowę, bo reakcje jądrowe zachodzą w jego wnętrzu zwanym jądrem. Warunki panujące w wnętrzu potrafimy już tworzyć (nawet bardziej gorące niż te w Słońcu), ale nie potrafimy utrzymać takiej gorącej kulki materii dostatecznie długo – jako obudowę stosujemy bardzo skomplikowane pola magnetyczne.
Obudowa reaktora Słońca jest bardzo prosta ale jednocześnie wielka jak sama gwiazda, a tego „zgapiać” od słoneczka się nie da.
Może teraz już będziesz wiedział co wiemy a czego nie na ten temat?

Co do ogniw fotowoltaicznych – to jest dyskusja całkowicie nie na temat – i nie ma chyba nic wspólnego z tematem tego filmu.

Co do hipotez możliwych katastrof słonecznych (w skali kosmicznej) to już trochę na ten temat pisałem. Oczywiście mogę napisać dużo więcej, ale mogę tylko znudzić osoby czytające tą dyskusję bardzo długim wpisem – lecz wcale nie uchylam się od tego. Chcesz drążyć temat – odpowiem.

Co do przyszłych odkryć naukowych, to na twoim miejscu zachowałbym pewien umiar. Historia nauki (zwłaszcza ostatnich 200 lat) uczy nas że rzadko nowe odkrycia „wyrzucają do kosza” dotychczasowy dorobek nauki – najczęściej go rozwijają, uszczegóławiają lub czynią dokładniejszym.

Z zachłystywaniem się nowymi odkryciami – zwłaszcza tymi co to „przewracają do góry nogami” – to radziłbym ostrożność - dla przykładu eksperyment OPERA.

ocenił(a) film na 10
WlodekGr

"Ad. Cytat 1 i dwa pierwsze akapity – progres jest zerowy, wrażenie całkiem mylne zaś fakt braku odniesienia do czyjejś wypowiedzi nie traktuj z góry jako zgodę z jej treścią. "

To była ironia...

"I znów diabeł tkwi w szczegółach. Masz bezpośredni kontakt od zarania ludzkości z Ziemią, a nie wiesz że o budowie wnętrza naszej planety wiemy mniej niż o wnętrzu Słońca. Możesz się z tym faktem nie zgadzać tak samo jak teorią że Ziemia jest kulą. Wszyscy ludzie już od zarania dziejów wiedzą że ziemia jest płaska a tylko w niektórych miejscach trochę górzysta.
Jak by była kulą to ludzie pod spodem spadli by w otchłań kosmiczną. A wie to nawet dziecko bo przecież chodzi sobie po ziemi prawie od urodzenia, dotyka jej i czasami nawet wkłada ją do buzi. Jak rozumiem ty też przekładasz organoleptyczne metody badawcze nad szkiełko i oko czy też symulacje komputerowe.

Nie jestem aż tak stary, żeby mieć kontakt z Ziemią od zarania ludzkości ;)

Na jakiej podstawie wnioskujesz, że o budowie Słońca wiemy więcej niż o budowie jądra Ziemi? Skąd wiesz ile tak na prawdę wiemy o tych "obiektach"?
Masz dostęp do jakichś wysoce zaawansowanych danych, po przeanalizowaniu których będzie można zobrazować wiedzę na ich temat przy pomocy dwóch pasków postępu, typu:
jądro Ziemi - 65.78%
Słońce 74.89 ?

Ty to masz jednak trafne te porównania...
Co ma fakt, że stąpamy po Ziemi od zarania ludzkości, do tego, co wiemy o jej jądrze?
No chyba, że wiesz o jakimś przedstawicielu naszej cywilizacji, który się tam dokopał?

"Jak rozumiem ty też przekładasz organoleptyczne metody badawcze nad szkiełko i oko czy też symulacje komputerowe.
Wracając do przykładu z rzeką, była to próba przekonania Ciebie do tego że nie musisz posiadać pełnej i skończonej wiedzy na temat zjawisk, aby móc na podstawie tej niepełnej wiedzy wyciągać wartościowe i prawdziwe wnioski o przedmiocie. "

Na chwilę obecną, jedynym sposobem na udowodnienie jakiegoś twierdzenia, jest wykonanie odpowiedniego eksperymentu w odpowiednich warunkach. Niestety, jeszcze nikt nie wymyślił lepszej metody .

Owszem, nie musimy posiadać pełnej wiedzy o danym przedmiocie, czy zjawisku, ale wnioski wyciągnięte po takiej obserwacji nie do końca muszą być prawdzie i odzwierciedlać realny stan rzeczy.

"Ludzka wiedza o świecie fizycznym nie jest i chyba nigdy nie będzie pełna i kompletna. Wszystko na ten temat może widzieć tylko Bóg."

I bardzo dobrze, bo świadomość, że nie ma już nic do odkrycia, byłaby początkiem końca naszego gatunku.

Jeśli już zacząłeś temat boga, jako istoty stojącej ponad wszystkim, to odpowiedz mi na pytanie, kto go stworzył? Rozumiem, że sam bóg może odpowiedzieć na to pytanie, bo wybacz, ale raczej wszystko musi mieć swój początek?

"Tu się z Tobą w pełni zgadzam, ale boję się że sam nie bardzo wiesz co napisałeś. Wytrącenie gwiazdy ze stanu równowagi termodynamicznej, jest możliwe ale to nie oznacza że można tym sposobem zgasić reakcje jądrowe w jej wnętrzu. Pewnie nie wiesz jak wiele typów niestabilnych gwiazd znamy obecnie. Co ciekawe (i pewnie dla Ciebie niewiarygodne) potrafimy obliczać te niestabilności lub z nich korzystać. Poczytaj trochę o Cefeidach w wikipedii – będziesz chyba zaskoczony."

Gdzie w filmie powiedziane jest, że reakcje jądrowe w Słońcu zostały wyłączone? Nie wiem na jakiej podstawie dochodzisz do tak daleko idących wniosków. Doszukujesz się błędów w założeniach scenariusza, nie mając odpowiedniej wiedzy odnośnie jego treści.

Nie zabierałbym się za dyskusję, jeśli nie miałbym chociaż podstawowej wiedzy o tematach w niej poruszanych.

Myślisz, że Cefeidy, to jedyne przypadki obiektów wytrąconych z równowagi termodynamicznej.
Jestem przekonany, że jest wiele przypadków, o których istnieniu nie mamy pojęcia.
Poza tym, po co wymieniłeś ten przypadek, skoro żadna planeta nie przetrwałaby w ich pobliżu?

"Akurat wiedza którą posiadamy w tym temacie jest na tyle dogłębna, że wiemy iż nie da się zbudować elektrowni tego typu bazując na budowie Słońca.
Problemem nie są same reakcje termojądrowe, ale „obudowa reaktora”. W przypadku Słońca, sama gwiazda w 80% stanowi tę obudowę, bo reakcje jądrowe zachodzą w jego wnętrzu zwanym jądrem. Warunki panujące w wnętrzu potrafimy już tworzyć (nawet bardziej gorące niż te w Słońcu), ale nie potrafimy utrzymać takiej gorącej kulki materii dostatecznie długo – jako obudowę stosujemy bardzo skomplikowane pola magnetyczne.
Obudowa reaktora Słońca jest bardzo prosta ale jednocześnie wielka jak sama gwiazda, a tego „zgapiać” od słoneczka się nie da.
Może teraz już będziesz wiedział co wiemy a czego nie na ten temat?"

Nie twierdze, że da się zbudować takie elektrownie na bazie naszej gwiazdy.

Nasza obecna bezradność w tym temacie, jest chyba wystarczającym dowodem na to, jak nie wiele wiemy o procesie fuzji jądrowej - wnioski już wyciągnij sobie sam.
Nie chodzi tutaj jedynie o "opakowanie", ale również o doprowadzenia do takiego stanu, aby mogło ono utrzymać te procesy w jego wnętrzu. Nie wystarczy przecież stworzyć odpowiednio wytrzymałego pudełka i łączyć w jego wnętrz lekkich jąder atomowych.

"Co do hipotez możliwych katastrof słonecznych (w skali kosmicznej) to już trochę na ten temat pisałem. Oczywiście mogę napisać dużo więcej, ale mogę tylko znudzić osoby czytające tą dyskusję bardzo długim wpisem – lecz wcale nie uchylam się od tego. Chcesz drążyć temat – odpowiem."

I oczywiście jesteś w stanie wymienić je wszystkie, włącznie z tymi, których jeszcze nie odkryliśmy.

"Co do przyszłych odkryć naukowych, to na twoim miejscu zachowałbym pewien umiar. Historia nauki (zwłaszcza ostatnich 200 lat) uczy nas że rzadko nowe odkrycia „wyrzucają do kosza” dotychczasowy dorobek nauki – najczęściej go rozwijają, uszczegóławiają lub czynią dokładniejszym. "

Ta część została już skomentowana we wcześniejszych wypowiedziach.

"Z zachłystywaniem się nowymi odkryciami – zwłaszcza tymi co to „przewracają do góry nogami” – to radziłbym ostrożność - dla przykładu eksperyment OPERA."

Eksperyment nadal nie został jednoznacznie potwierdzony, czy zaprzeczony.

Odnoszę wrażenie, że kreujesz się na osobę, które posiada wiedzę, nawet większą od tej, posiadanej przez profesorów akademickich...,
ale nawet oni potrafią uchylić czoła przed ogromem kosmosu, u Ciebie tej pokory niestety nie dostrzegam.

ocenił(a) film na 1
vasper

Jestem zmuszony odpowiedzieć na ten wpis dalej w celu poszerzenia kolumny/szpalty

vasper

Nie możemy wykorzystywać energii Słońca ponieważ jeszcze do tego nie dorośliśmy. Polecam ten artykuł:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_Kardaszewa

Natomiast odnośnie procesów zachodzących w Słońcu i Wszechświecie wiemy znacznie więcej niż zwykły człowiek mógłby przypuszczać. Jak studiowałem te zagadnienia, to często byłem w szoku mimo, że wydawało mi się, że o kosmosie wiem bardzo dużo - okazało się, że była to wiedza popularnonaukowa, której daleko do naukowej.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 10
Skajny

Właśnie, jeszcze do tego nie dorośliśmy, więc nie wiemy co nam przyniesie jutro :) Może nigdy nie będziemy w stanie wyjść poza Typ 0 ze skali Kardaszewa...

Stan naszej wiedzy jest imponujący, ale nadal jest to ułamek tego, co możemy odkryć w bliższej, czy dalszej przyszłości.
Budujemy teorie o to, co jesteśmy w stanie dostrzec, staramy się nadać naszym spostrzeżeniom matematyczny sens, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby poza zasięgiem naszego wzroku, znajdowało się coś, co kompletnie przeczy naszemu pojmowaniu wszechświata.

ocenił(a) film na 6
vasper

Znów się spotykamy na forum? Jak miło.

Nie chciałbym się wtrącać, ale chciałbym zwrócić na coś uwagę. A więc po pierwsze nie wiemy czy istnieją w ogóle inne cywilizacje oprócz naszej. Po drugie nie wiemy, czy jeśli nawet istnieją, są w stanie osiągnąć coś więcej niż poziom nasz, czy powiedzmy typ I (czyli tylko trochę wiecej niż my). Podbijanie całych galaktyk może być z powodu zwykłych ograniczeń fizycznych (np odległości astronomicznych) nierealne. Reasumując skalę Kardaszewa, jakkolwiek interesującą, należy traktować tylko spekulacyjnie, że się tak wyrażę. Opiera się prawie w całości na przewidywaniu jak MOGŁYBY najprawdopodobniej (wg nas) rozwijać się cywilizacje we Wszechświecie wg najbardziej rozpowszechnionej linii rozwojowej. Skala Kardaszewa, jak mi się wydaje, miała pomóc ukierunkować wysiłki naukowców poszukujących życia poza Ziemią (SETI itp). Ale jeszcze raz podkreślam - jest to tylko futurologia, i nie wiadomo, czy cokolwiek z tego ma coś wspólnego z rzeczywistością.

"nic nie stoi na przeszkodzie, aby poza zasięgiem naszego wzroku, znajdowało się coś, co kompletnie przeczy naszemu pojmowaniu wszechświata."

Co nie oznacza, że mamy od razu zakładać, że nasza wiedza to bzdura. Zresztą, jak dotąd nasza wiedza o świecie całkiem dobrze się sprawdza (dowodem postęp techniczny). Nic nie zapowiada nadejscia takiego "przełomu", a jeśli coś takiego kiedyś nastąpi, to martwić będziemy się tym potem.

"Nie możemy wykorzystywać energii Słońca ponieważ jeszcze do tego nie dorośliśmy"

Nie ma jednak nikogo, kto miałby nam powiedzieć, kiedy będziemy dorośli a kiedy nie. Cywilizacjom nie nadaje się świadectwa dojrzałości. Zaczniemy korzystać z energii Słońca kiedy tylko pozwoli nam na to postęp techniczny. Zresztą, z energii Słońca korzystamy już od dawna, więc chyba już "dorośliśmy".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones