(spoilery) Ta jedna z ostatnich sekwencji na rzece tak mi nasunęła, że jest to taka
trawestacja Jądra ciemności, ale w tym przypadku miastowy się adaptuje do środowiska
dzikich, a nie niszczy ich jako niecywilizowanych. Tutaj się ścierają dwie różne kultury. Pod
przykrywką parodii westernu i świetnego subtelnego (momentami grubiańskiego) humoru
widzimy dodatkowo faceta, który to sam zamienia się mentalnie w dzikiego, zamiast
ujarzmiać i niszczyć, jak to zostało przedstawione w utworze Conrada.
Ciekawe jest również to przedstawienie tego światka (w zestawieniu do "nowoczesności",
którą wprowadza postać Deppa), który nie rządzi się żadnymi współczesnymi prawami
sprawiedliwości, które miałyby rację bytu w "Cleveland", nie ma sprostowania, kogo zabił,
jest wyrok i banda gostków ujarzmia konia i wymierza sprawiedliwość poprzez zwyczajną
karę śmierci instant :)
Genialna scena z Iggym Popem i piękne ujęcie z martwą sarną. Świetna gra cieni i
kadrowanie. Absurd sytuacji, parodia westernu i subtelna symbolika - genialny film.