Taki cel musiał przyświecać twórcom tego filmu i to im się udało. Gdyby nie jeden błąd obsadowy (Steve Martin jako Ray Porter - i tak wzbijający się tu na swoje prywatne wyżyny aktorskie), byłoby świetnie. A tak jest dobrze, całkiem dobrze. Tylko jedna uwaga - to nie jest komedia (romantyczna także nie), raczej dramat psychologiczny z paroma zabawnymi momentami. Za dużo tu melancholii i raczej smutnych konstatacji, ale dzięki temu jest bardziej realnie. Tak czy inaczej - warto.
podpisuje sie pod ta opinia:) bylam mile zaskoczona..Faktycznie rezyser wyszedl poza ramy i pokazal cos innego, z innej perspektywy tak oklepany temat. Piekna muzyka tworzy tu klimat dramatu, melancholii..Te kilka zabawnych momentow, niezreczne sytuacje, lakoniczne dialogii, oraz badz co badz dramatycza fabuła ukladaja sie w prawdziwa, zyciowa historie..Polecam!
Jeszcze nie widziałam tego filmu, ale obejrzę na pewno. Czytałam książkę, która jest zapewne tylko jakimś szkieletem dla scenariusza (bo jakaś taka krótka). Autorem jest sam Steve Martin, to nic dziwnego, że zapragnął grać główną rolę męską - zna Raya jak siebie samego ;). Mi też nie wydaje się on odpowiedni (choć go lubię), ale może mnie mile zaskoczy. Jakoś tak bardziej pasowałby mi Richard Gere czy coś w ten deseń.