Filmu wręcz nie da się ocenić. Za same technikalia sztuki filmowej powinien dostać 4, jednak jak wiemy to nie wszystko no i tu pojawia się problem. Film jest mistrzowski w tym co robi, jednak żeby to dostrzec musimy wczuć się w kipiącą z ekranu atmosferę małej amerykańskiej miejscowości wieczorem, w trakcie ważnego lokalnego meczu. Jeżeli tego nie zrobimy to obraz będzie irytował nas każdym kroku. Chaos rodem z Open Space'a powodowany przez 4 osoby, czy biegająca wszędzie Fey mogą na prawdę dać w kość. Pojawiające się postacie również są naturalne do bólu, przez co znów ktoś może uznać to za wadę, ale w świetle opowiadanej historii, to o to właśnie chodzi. Film posiada dużo smaczków na które mało ludzi zwróci uwagę, jednak to one poza historią, stylistką i minimalizmem są jego esencją. W tym filmie można się albo zakochać, kiedy dojrzymy wizję twórców, lub niemiłosiernie wynudzić, jeżeli spodziewamy się "Spotkania IV. stopnia".
Niestety mnie wynudził.
Podobnie jak "Roma" .
Był moment, kiedy zaczęło się w końcu coś dziać - tak szybko jednak "zdechło".
Za mało w nim jednak treści...ciekawa forma nie wystarczyła.
No niestety film bardzo specyficzny i ze złym humorem można by go wyłączyć po 10 minutach.
Coraz bardziej marne są w ogóle scenariusze, wobec czego powstaje multum jakichś potworków, gdzie sprawna reżyseria, dobre zdjęcia i...wychodzi gniot.
Główny nurt pada, ale z filmami "studyjnymi" też źle się dzieje.
Od kiedy ilość akcji to wyznacznik jakości filmów ? Oczywiście pytanie retoryczne :) Przykładem niech będą filmy akcji z obfitą ilością akcji i dużym tempem, które przecież są jeśli chodzi o jakość artystyczną kinem drugiego rzutu - lekkimi odmóżdżaczami i gdzie im przykładowo do filmów Bergmana, Felliniego, Kurosawy, Tarkowskiego, Kubricka, Hitchcocka, Capry, Wellesa itp. wizjonerów, którzy zmieniali oblicze kina. Są przełomowe filmy, wizjonerskie w których jest znikoma ilość akcji, a ocierają się o perfekcje i geniusz. Sztuka nakręcić film przykładowo, gdzie w filmie mamy dwie trzy postacie i cały film dzieje się w jednym pomieszczeniu, a mimo tego miażdży nas dzięki scenariuszowi, pomysłowi, aktorstwu, dialogom, a klimat, aż wylewa się z ekranu. Takie było często najlepsze kino lat 20', 30'. Ale takie praktyki stosowano też w latach 40', 50', 60' , a nawet 70' np: Kotka na gorącym blaszanym dachu 1958 czy Kto się boi Virginii Woolf? 1966 czy Detektyw 1972. Gdzie mamy pojedynek osobowości z temperamentem na dialogi. U nas Kieślowski był mistrzem takiego kina. I jego słynny Dekalog oraz trylogia Trzy Kolory.
Oczywiście era filmów przełomowych/unikalnych/wizjonerskich przeminęła bezpowrotnie, bo właściwie kino ostatnich 20-25 lat to już kalki starszych filmów 1 do 1 lub zlepek pomysłów z starszych filmów. Co zrobić.
W grach czy muzyce mamy identyczną sytuację. Przełomowość i grywalność w branży komputerowej to domena gier z lat 1980-2004. Potem było upraszczanie i obniżanie poziomu trudności pod 8 lat wszystkich tytułów oraz tworzenie bezpieczne zamiast eksperymentowania spowodowało, ze jest za prosto, zbyt podobnie do siebie i grywalność taka sobie.
W muzyce w takim rocku ciężko będzie zbliżyć się zespołom do poziomu Pink Floyd i Queen itp. zespołom. Muzyka wydaje się z lat 1970-1995 ma też znacznie wyższą jakość niż ta z ostatnich lat.
A co do filmu "The Vast of Night" 2019 to uważam, że trochę niesłusznie mu się obrywa. Nie zawodzi klimat, aktorstwo czy pomysł na film. Ale wykonanie dalekie jest do doskonałości. No i takich filmów mieliśmy już w przeszłości od groma z podobnym klimatem czy tematyką bądź zabiegami reżyserskimi.
Nie napisałem, że za mało akcji - tylko treści, a to co innego.
Poza tym, zgadzam się z Tobą w całości.
Dobre filmy, muzyka i gry już zostały stworzone.
Obecnie wszystko jest jakieś nijakie.
Czesc , nie wydaje ci sie ze tam był mistrz drona? Bo na tym koncze bo jest dwajscia po dwunastej... pierwszy raz takie ujecie widziałem, a leciało z trzy minuty xd pozdro
wciesnieszy kom. nie do tego filmu. A tego za pierona nie rozumia co ufo przyleciało i ich wzielo?
Myślę, że przed obejrzeniem tego filmu dobrze po pierwsze poznać historię "Wojny światów" Wellsa i tego jak pozornie marny dowcip doprowadził do paniki w całych Stanach Zjednoczonych.
A po drugie dobrze jest trochę poznać środowisko wierzących/badających UFO i wszelkie dziwne zjawiska i co za nimi stoi od strony naukowej.
Bez tego to co się dzieje jest stosunkowo płytkie pomimo świetnie ujętej formy tego dzieła.
Realizacja jest naprawdę naprawdę niesamowita w dobie megaprodukcji i sztucznych silących się na naturalność aktorów.
Acz pomimo tego, że sam film w wielu momentach mnie zachwyca, to jednak te kocie okularki tej babki nie pozwalają mi dać wyższej oceny... po prostu nie cierpie nawiedzonych kobiet ;-)...
ale sam film naprawdę warto obejrzeć.
Myślę, że przed obejrzeniem tego filmu dobrze po pierwsze poznać historię "Wojny światów" Wellsa i tego jak pozornie marny dowcip doprowadził do paniki w całych Stanach Zjednoczonych.
A po drugie dobrze jest trochę poznać środowisko wierzących/badających UFO i wszelkie dziwne zjawiska i co za nimi stoi od strony naukowej.
Bez tego to co się dzieje jest stosunkowo płytkie pomimo świetnie ujętej formy tego dzieła.
Realizacja jest naprawdę naprawdę niesamowita w dobie megaprodukcji i sztucznych silących się na naturalność aktorów.
Acz pomimo tego, że sam film w wielu momentach mnie zachwyca, to jednak te kocie okularki tej babki nie pozwalają mi dać wyższej oceny... po prostu nie cierpie nawiedzonych kobiet ;-)...
ale sam film naprawdę warto obejrzeć.