Jak nakręcić melodramat który dałoby się obejrzeć do końca? Czy jest to zadanie wykonalne? Odpowiedź na to pytanie starał się znaleźć Tommy Wiseau kręcąc w 2003 roku film "The Room".
Film moim zdaniem nie taki zły a którego największym problemem jest to że większość ludzi nie potrafi rozumować w wielopoziomowej logice. Film ten opowiada o wielkiej tragedii człowieka który nie może sie odnaleźć we współczesnym świecie, mówi nam on także że nie warto wchodzić w żadne relacje z kobietami i pokazuje czym się próby wchodzenia w takie relacje zazwyczaj kończą. Wszystko jest tutaj dopracowane, dowcipne teksty, ciekawe postacie i wspaniała muzyka. Film ten wymaga jednak naprawdę dużej wrażliwości żeby go należycie docenić i wydaje mi się że z tego powodu ma tak niskie oceny. Osobiście ocenił bym go na 7/10.
Szczerze mówiąc, poniekąd dostrzegłem to, co Wiseau chciał osiągnąć i użyłem do tego wspomnianej przez ciebie wrażliwości. Tyle tylko, że co innego czuć, a co innego zgadzać się. Z góry przepraszam, ale ten film promuje upośledzone myślenie o wartości i moralności człowieka, a dziełko jest na poziomie psychiki prześladowanego przez rówieśników siedmiolatka, który tylko się w tym utwierdzi po seansie. Z litości dałem o jedną gwiazdkę więcej, niż powinienem.