Filmy Jarmouscha takie jak np. Noc Na Ziemi, Broken Flowers czy Truposz można określić mianem klasyki. Dlatego też czekałem z utęsknieniem na jego nowy film, no i się doczekałem...
Recenzja w O FILMIE wspomina o gwiazdorskiej obsadzie. No cóż, ona jest, ale to zaledwie epizody. Kto czeka na popis Billa Murraya czy Tildy Swinton, ten raczej się zawiedzie. Można by rzec, że jedynym aktorem w tym filmie jest Isaach De Bankole, który przez nieomal cały czas gra jedną miną :)
Dialogi, tak charakterystyczne dla Jarmouscha stanowią w tym filmie ledwie dodatek i to nie najwyższej klasy. "Jedyny" aktor mówi niewiele. Żartu kojarzonego choćby z filmem Noc Na Ziemi prawie tu nie ma. Niestety fabuła jako całość też delikatnie rzecz biorąc nie powala. Niby jest jakieś z pewnością zamierzone "buddyjskie" (Jarmousch praktykuje zen) tło widoczne w kilku elementach, a droga, którą podąża bohater wiedzie do swego rodzaju wyzwolenia... niestety wypada to dość pretensjonalnie.
Tak więc co jest w "Limits of Control" wartego uwagi? Pewnie zdjęcia, reżyseria i muzyka. Ale nawet i one nie sprawiają, że film ten będzie godny polecenia. Niskie noty - jak na Jarmouscha - w portalu Filmweb i IMbD właściwie odzwierciedlają wartość tego obrazu.