ale ma jedną sporą przewagę nad trójką. To faktycznie jest sequel do Die Harda a nie jakiś film na siłę przyklejony do serii w którym dodano, żeby uprawdopodobnić sens noszenia tego tytułu, wątek brata terrorysty z jedynki.
Nie zadziałało. Brak żonki McClane'a zwyczajnie daje w kość, podobnie jak zrobienie z bohatera Ameryki, po tym co odstawił w dwóch częściach, menela. Natomiast do filmu Harlina nie idzie się przyczepić. To faktycznie jest film w duchu oryginału.