Film iście amerykański, w złym tego słowa znaczeniu, za często popadający w niesmaczną
łzawość., Może zabrakło autentyzmu. Relacja matka-syn razi sztucznością zresztą jak i cala
gra Sandry Bullock - totalnie bezpłciowo zagrane. Marnie i zbyt powierzchownie
zarysowanych wiele wątków, za wiele gonitwy w całym filmie, a szkoda bo aż prosiło się by
zwolnić w wielu momentach gdzie dochodzi do spotkania bohatera z kolejnymi osobami.
Szkoda zmarnowanego potencjału.
Że o tragedii 9/11 można mówić i pięknie i ważnie pokazał choćby
http://www.filmweb.pl/film/11.09.01-2002-34748
pokazując przy tym jakiś większy kontekst tragedii.
Dzieciak byl chory i nie potrafil okazywac uczuc, co widzimy wyraznie po mimice jego twarzy i chocby scenie jak mowi przez drzwi ze ja kocha, wiec relacje nie mogly wydac sie naturalne, mozna miec jedynie zastrzeniea do gry Sandy Bullock, bo faktycznie zagrala przecietnie. Chociaz mozna by to tlumaczyc, ze jako matka nie potrafila sie odnalezc przy chorym synu i nie potrafila okazywac uczuc bez wzajemnosci, ale to takie troche naciagane tlumaczenie, bo w koncowce tez sie imo nie popisala.