Tyle tu pozytywnych opinii o "Stowarzyszeniu...", a mnie się wydaje, że twórcy tego filmu na siłę chcieli wykrzyczeć nam do ucha: "CARPE DIEM, CARPE DIEM!!!!" Od początku, kiedy chłopcom mówi to Robin Williams, aż do ostatniej sceny, gdy te, za przeproszeniem, matołki same sobie to w pełni uświadamiają. Takie "krzyki" były chyba niepotrzebne, bo przecież ludzie nie są głupi i jak im się raz coś powie, to już chyba rozumieją, nie? Przynajmniej niektórzy. Fabuła jest w porządku, ale dlaczego scenarzysta chciał nam na siłę łopatą nałożyć do głów, że mamy korzystać z życia? To zepsuło cały efekt, stąd ode mnie tylko 5/10. A mogło być więcej.
Nikt nikomu łopatą do głowy niczego nie wkłada. Owe korzystanie z życia jest jasno zasygnalizowane, ale róbcie to z głową, żeby się nie udławić. Dziwne podejście, bo jest wiele elementów w filmie, które właśnie studzą takie zapędy, a kierują na myślenie i empatię. W szczególności końcowe samobójstwo jest kropka nad "i", by nie zatracać się w skrajnościach - bo ucierpią na tym inni.
Wiesz, mnie bardziej chodzi o to, że film jest za mało subtelny - a raczej środki wyrazu są bardzo toporne. Wolę, gdy przesłanie trzeba samemu odnaleźć, gdy film zmusza do myślenia. Tutaj natomiast przesłanie mamy podane na tacy i to już w jednej z pierwszych scen. Co do samobójstwa głównego bohatera, to wydaje mi się ono właśnie takim środkiem wyrazu przesłania - dramatycznym w kiczowaty sposób.
Może wyrażam się trochę górnolotnie, ale mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli.
Kiczowatym? Nie zgodzę się... Rozumiem i pewnie COŚ w tym jest, ale jak dla mnie 10/10.
Możesz polecić filmy z subtelnym przesłaniem? :)
No może z tym kiczem to się rozpędziłam, ale sama przyznasz, że samobójstwo głównego bohatera nie było wyszukanym rozwiązaniem.
Co do pytania z buźką na końcu - gdybyś moją wypowiedź przeczytała uważnie, to może byś wyczytała, że nie samo przesłanie, a "film jest za mało subtelny - a raczej środki wyrazu są bardzo toporne". Jeżeli chodzi o filmy subtelniejsze niż "Stowarzyszenie umarłych poetów", to jest takich od groma, a pierwszy, który przychodzi mi na myśl, to "Rozpustnik" - może niezbyt trafny to przykład, ale film - mój ulubiony, więc trudno mi się dziwić. "Rozpustnika" niełatwo jest zrozumieć, przynajmniej ja musiałam go obejrzeć kilkakrotnie, zanim do mnie dotarł (a pewnie i tak nie dotarł w pełni). Nie śmiej się, że jestem jakaś głupia albo co, tylko obejrzyj - chyba, że już widziałaś. Jeżeli pragniesz większej ilości przykładów, to chętnie wymienię tytuły (o ile w ogóle to czytasz).
Owszem, czytam i jestem bardzo ciekawa filmu. Chciałam go już wcześniej zobaczyć, więc dodatkowe polecenie go przyśpieszy obejrzenie go przeze mnie. I owszem - przeczytałam uważnie. Po prostu chodziło mi o przykład, bez złośliwości i tak dalej.
Co do głupoty, to nie chciałam napisać nic takiego, a tytuły też bardzo chętnie poproszę.