Niestety w mojej opinii film jest mało śmieszny, a żarty głównie dotyczą tego samego. Ale trzeba przyznać, że film ratuje Ben Stiller, jego postać bardzo ufnego i życzliwego faceta, chwyta za serce. W sumie to aż go szkoda, jest taki prostoduszny, taki miły, uczynny. Matt Dillon też sobie nieźle radzi, ale to Stiller trzyma film. Szkoda tylko męczyć biednego pieska. Film jest momentami śmieszny, ale momentami, przynajmniej w mojej opinii nie smaczny. Zwłaszcza w scenach, w któych nabija się w jakiś sposób z osób niepełnosprawnych, zwłaszcza umysłowo. No i wątek miłosny. Ten ostatni wybór Stillera, to piękna rzecz, brak wiary w siebie i szczera piękna miłość. W sumie myślę, że gdyby zamiast głupokowatej komedii zrobić jakiś taki prostolinijny dramat, lepiej by wyszło, a tak czasem odnosi się wrażenie, że część humoru zrobiona jest na siłę.