Wypoczynek w górskim kururcie zostaje zaburzony przez pojawienie się krwiożerczej śnieżnej bestii... Telewizyjna produkcja z lat 70-ych, która, o dziwo, daje się wciąż oglądać. Rasowego horroru wprawdzie tutaj nie dostaniemy, można też spokojnie zapomnieć o jakichkolwiek krwawych momentach. Zamiast tego dostajemy ciekawy klimat, odrobinę napięcia I całkiem przyzwoite aktorstwo (choć akurat odtwórca roli Tony'ego na kilometr zalatuje mydlaną operą). Sama bestia pokazana została tu jedynie w krótkich, rwanych ujęciach, co spowodowane niechybnie być musiało niskim budżetem, ale ja osobiście jakoś nie żałuję - unikając pokazywania Yeti (w filmie określa się go jako Wielką Stopę) twórcy uniknęli jednocześnie narażenia własnego dzieła na śmieszność. A przynajmniej unikają go przez większość czasu, bo i wpadki im się zdarzają, tyle, że nie jakichś gigantycznych rozmiarów. Dla zainteresowanych zagadnieniem w sam raz, byle nie obiecywać sobie nie wiadomo czego.
Taa, w sumie chodziło mi o to, że stwór wygląda jak Yeti, choć to Big Foot. Choć podobno ten drugi też może mieć białe futro. Kiepski ze mnie ekspert w tej dziedzinie...