PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=684980}

Sils Maria

Clouds of Sils Maria
6,2 11 tys. ocen
6,2 10 1 11444
6,7 29 krytyków
Sils Maria
powrót do forum filmu Sils Maria

Wiem, że wielu odrzuca ten film ze względu na Kristen Stewart. Niesłusznie. Wiem też, że wielu krytyków totalnie zjechało ten film. I to również wydaje się być niesłuszne. Jak ocenić ten film i jak odnaleźć właściwe jego zrozumienie to są zasadnicze dwa pytania jakie sobie po seansie zadaje. I nie wiem, czy moja interpretacja jest w jakimkolwiek stopniu słuszna. Ale napiszę kilka zdań od siebie.
Po pierwsze nie ulega wątpliwości, że Stewart zagrała bardzo dobrą rolę. Być może w niektórych fragmentach przyćmiewała Juliette. Ale nie zgodził bym się z tezą, że Binoche wypadła blado. Mnie się wydaje, że jej rola, jej postać to kwintesencja teatralnej Heleny. Aktorki z ogromnym doświadczeniem, która z pewnych względów musi odejść (ze sceny). Ustąpić właśnie Kristen. Widać to wyraźnie pod koniec filmu (choć nie chodzi już o samą Val). Wszystkie te dialogi prowadzone wspólnie podczas czytania tekstu dają nam obraz kobiety, która nie może się z pewnymi ważnymi dla niej - egzystencjalnymi sprawami pogodzić. Ale mimo, że stoi na gorszej pozycji, wciąż jest wielka.
Kristen gra nieco tajemniczą postać. Aczkolwiek niedopracowaną (uważam, że zabrakło kilku wyjaśnień odnośnie tej osoby). Z jednej strony jej bohaterka ma wnieść do kontekstu ową młodość i erotyzm (tak usilnie uwypuklony w niektórych recenzjach). Z drugiej jest wręcz tą filmową Sigrid. Młodą dziewczyną, przed którą świat stoi otworem - jest na wyciągniecie ręki. Poza tym Val to nie tylko zaufana współpracowniczka. Ma się wrażenie, że to ktoś więcej - choć to być może życzeniowa nadinterpretacja widza. Jej osoba wnosi powiew świeżości i nutę ciekawości. W końcu to jest ta głupiutka dziewczyneczka od wampirów (!). A tu okazuje się, że to ktoś więcej. Aktorka potrafiąca wznieść się na wyższy poziom. I to z niemałym powodzeniem. Duże zaskoczenie.
Wiele osób podkreśla, że to film w filmie. Sztuka w sztuce. I to prawda. Tak samo jak prawdą jest, że przy okazji fikcji dostajemy nieco momentami naiwną rozprawkę na temat kondycji współczesnego kina, jego poziomu artystycznego i różnicach między tak zwanym kinem klasycznym, a kinem klasy B (dla mas). Gdzie w skrócie wniosek jest taki, że każda sztuka, każde kino jest potrzebne na swój sposób. Nie cierpię idiotycznych Marvellowskich papek, ale właśnie one też są po coś/dla kogoś. I nie można z góry skazywać tego nurtu, tylko dlatego, że samemu się go nie rozumie, czy nie akceptuje. To jest właściwie taka lekcja płynąca z Sils Maria. Sztuka i jej interpretacja jest czymś wyjątkowym i nieuchwytnym. Nie ma też uniwersalnych wzorów jak odczytać dane dzieło. I nie każdy potrafi właściwie ocenić o co może chodzić twórcy. Banalne może okazać się też stwierdzenie, że nawet sam twórca nieraz nie wie o co w tym wszystkim chodzi.
Niewątpliwie atutem tego filmu jest jego piękna wizualizacja (plenery, postacie, symbolika). I ciekawie dobrana ścieżka dźwiękowa. Plusem są dobrze zagrane role. I cała ta otoczka wyjątkowości, tajemniczości, atmosfera końca czegoś niezwykłego. To porusza nas i daje do myślenia.