Bardzo mocny, bardzo przerażający. Podobnie jak kreacja Oldmana, jedna z najlepszych, jakie stworzył. Stopniowa degeneracja Sida, który zaprzepaścił wszystkie swoje szanse na przyszłość, na bycie "kimś", namiętność do dziewczyny, która - jak sugerują twórcy - sprowadziła go na drogę najgorszą z możliwych, na drogę uzależnienia, sprawiła, że stał się obojętny na wszystko inne. Zanim ją spotkał, zespół był dla niego wszystkim, później nie obchodziło go już nic, nic nie było dla niego tak ważne. Tą porażającą przemianę mógł przedstawić tak realistycznie tylko Oldman - zagrał Sida po mistrzowsku, ze zwykłą dla siebie brawurą. Film jest przygnębiający, bo jakżeby inaczej, jeśli ukazuje prostą drogę do upadku i w końcu śmierci wokalisty najsłynniejszego zespołu punk-rockowego. Dlatego, jeśli macie ochotę na lekki, wakacyjny tytuł, ten stanowczo odradzam, ale jest to pozycja obowiązkowa dla fanów Sex Pistols, Gary'ego Oldmana i w ogóle dobrego, mocnego kina.