Powiem szczerze, że nowy film Stone’a zdecydowanie przypadł mi do gustu. Lubię od czasu do czasu oddać się takiej grzesznej przyjemności. Obejrzeć coś niezbyt mądrego i brutalnego, ale też ciekawie opowiedzianego i dobrze nakręconego. Jeśli w promocji dostanę jeszcze kilka smaczków to już w ogóle sama radość. Tu smaczki są naprawdę smakowite:) Po pierwsze świetne kreacje Del Toro i Hayek. Zastanawiałem się kto jest lepszy i ostatecznie stawiam na Salmę, bo miała trudniej. Lado to sukinsyn pozbawiony jakichkolwiek wyższych uczuć, zaś Elena…o tu jest ciekawiej. Salma gra kobietę, która również gra – okrutną i bezwzględną przywódczynię kartelu i widać jak bardzo jest tą grą zmęczona (Lena, nie Salma), ale nie ma wyboru, show must go on. Bardzo „rajcuje mnie” też niepoprawność polityczna tego filmu – producent i sprzedawca narkotyków, jest jednocześnie filantropem i ewidentnie dobrym człowiekiem – coś pięknego! Poza tym mamy bardzo przyzwoite tempo narracji (ani przez chwilę się nie nudziłem), dobre zdjęcia i niezła muzykę. Muszę także przyznać że- w przeciwieństwie do niektórych komentujących- bardzo polubiłem trójkę głównych bohaterów. Kreacje aktorskie w tym przypadku na pewno nie są wybitne, ale sami bohaterowie są bardzo sympatyczni i naprawdę chciałem żeby im się udało. To pewnie takie moje bardzo subiektywne odczucie, wynikające z faktu, że generalnie lubię wszelkiej maści outsiderów, których życie odbiega nieco od obowiązujących norm społecznych.
Reasumując, jeśli ktoś ma ochotę na dobrą zabawę, a sceny przemocy nie powodują u niego sennych koszmarów to z czystym sumieniem mogę mu Savages polecić. A że pewnie szybko o nim zapomni, cóż…takie filmy ogląda się dla czystej przyjemności, a nie po to by o nich długo pamiętać.