W wielu opiniach powtarza się, że opowieść o Salgado przynosi jednak nadzieję. To nie jest prawda. Totalne rozczarowanie ludzkością nadal przebija się w jego słowach. Wystarczy posłuchać, jak opowiada o naszym gatunku przy zdjęciach z Sahelu, Rwandy czy Jugosławii.
Nie może być inaczej. To jest człowiek, który zszedł do jądra ciemności i wyszedł z drugiej strony tak rozsypany, że ratunek odnalazł w zdjęciach, na których nie ma człowieka. Jeśli jest, to wyłącznie jako członek pierwotnych plemion.
Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Glowny bohater - wrażliwy na krzywdę ludzką - sam należy do tego gatunku. Jeśli rzeczywiście przestałby wierzyć w człowieka, sam stałby się zły. Poza tym, na własnym przykładzie przekonał sie, że człowiek może czynić dobro np. dla natury. Według mnie Twoje uogólnienie jest nietrafione i krzywdzące. Zauważ, że on mówiąc o ludziach zawsze mówi "my", nie "oni" czy "wy". Wenders pokażał, że człowiek może być niezwykle okrutną, bestialską jednostką, ale także wrażliwą, świadomą i pełną dobra oraz empatii (na przykładzie Salgado i jego rodziny oraz ludzi, których fotografował).
Rozczarowanie ludzkością nie oznacza, że trzeba stać się złym, ale raczej odcięcie się i tak postrzegam zwrot Salgado ku naturze.
Możliwe, że Wenders próbował, ale dla mnie w tym wszystkim jest bardzo gorzka refleksja, którą nie daje się niczym przykryć podczas omawiania Sahelu, Rwandy, Jugosławii...
"We are a ferocious animal. We humans are terrible animals. Our history is a history of wars. It's an endless story, a tale of madness."
Ja raczej skłaniam się ku zdaniu, że jego słowa nie mają pozytywnego wydźwięku. Raczej są impulsem do tego, aby zastanowić się nad sobą i odciąć od tego co uczynił gatunek ludzki. Powrócić da natury, ale nie tylko sadząc drzewka czy pielęgnując ogródek, ale uzdrowić własną duszę.
"Jeśli jest, to wyłącznie jako członek pierwotnych plemion."
A to poszedłeś na całość. Członek takiego pierwotnego plemiona prosił Salgado o nóż, prosił go o dostęp do lepszego życia. A Salgado mu odmówił, aby stanąć na drodze do lepszego życia wraz z jakimś bucowatym urzędnikiem z brazylijskiego ministerstwa od Bóg wie czego! Człowiek to jest człowiek, ma prawo mylić się na własny koszt, również wtedy, gdy jest w pierwotnym plemieniu. Sam fotograf nie używa camery obscury, tylko cyfrowego Canona. Hipokryta. Salgado usunął człowieczeństwo z samego siebie a Wenders zrobił film o tym procesie odczłowieczenia.
Otóż to, mam podobne zdanie. Mimo wszystko film jest rewelacyjny, bo wiele mówi kondycji ludzkości, w tym i fotografa.
Jest taka książka "The Worst Journey in the World" i film o tym samym tytule. O trwającej pięć tygodni zimowej podróży po Antarktydzie na początku XX wieku. I książka i film opisują prawdziwą sól ziemi - Bowersa, Wilsona, Cherry-Garrarda. Hutu, którzy mają na sumieniu tyle grzechów, że wolą ruszyć w śmiertelną podróż po Kongu zamiast wrócić do Ruandy, gdzie grzechy popełnili, są już popłuczynami soli, nawet nie solanką.
Ten brak rozróżnienia między solą a lekko osoloną wodą też jest błędem pana Salgado.
Dziękuję za polecenie lektury, czeka w kolejce ;)
Czy Salgado się myli? Na pewno. Ale Wenders już nie, stąd ten film. Naprawdę zaskakuje mnie fakt, że niektórzy widzą w tym filmie jedynie laurkę dla świetnego fotografa, Wenders raczej sięga głębiej. Odnośnie do roli żony Sebastiana w tym filmie - zgadzam się, świetnie kontrastuje z mężem. Wszystkie te zabiegi są celowe, mówią o przewrotności tytułu, pokazują kto jest bohaterem, a kto za bohatera jedynie uchodzi.
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Tych niektórych zostawiam samym sobie. Wendersa nie zostawiam. On zna się na robieniu filmów i najwyraźniej zna się na ludziach.
Ja bym zakwestionował Twój zwrot "Mimo wszystko". Film jest dobry dlatego, że z sympatią mówi o człowieku upadłym. To fajnie, gdy reżyser lubi swojego bohatera. No i Salgado ma bardziej rozgarniętą od siebie żonę, która nie pozwoli mu na to, by całkiem zszedł na psy. W tym małżeństwie jest nadzieja i to też Wenders zauważył.
przepiękny film o wrażliwym i utalentowanym człowieku napawa optymizmem, pozwala uwierzyć w to, że warto zrobić coś dobrego dla siebie innych, mimo panoszącego się zła; poraża jednocześnie smutną prawdą o dużej części rodzaju ludzkiego; jeden z najlepszych filmów jakie widziałem, a tych było setki; wspaniałe zdjęcia obnażające ludzką naturę, ale i ukazujące kreatywne możliwości Homo Sapiens; do tego mądre słowa i muzyka w perfekcyjny sposób tworząca ramy tego wybitnego dzieła; kocham takie kino, którego unika mlaskający zjadacz popcornu
Przepraszam, ale dlaczego nóż jawi się Tobie, jako przepustka do lepszego świata? A w czym ten nasz świat jest lepszy od świata tego plemienia? Tylko technologicznie stoi na wyższym poziomie, nic więcej. Ja nie odczytałem tego filmu w ten sposób, że Salgado przeszedł proces odczłowieczenia. Dla mnie to przez większą część smutna opowieść o człowieku, który przez swoje zajęcie wpada w coraz większą depresję (w sensie kondycji ludzkiej), a powrót do "matki natury" jest dla niego próbą oderwania się od horroru i przywrócenia balansu. Zgodzę się jednak z ważną rolą jego żony, która inicjuje proces odrodzenia fotografa, po przez proces odrodzenia jego rodzinnych stron.
Świat cywilizacji technologicznej jest lepszy we wszystkim od świata pierwotnych plemion. Właśnie w technologii tkwi to, że jesteśmy lepsi. Technologia to technika połączona z nauką, nie ma niczego piękniejszego. Pierwotne plemiona mają tylko technikę. Nóż pomoże prymitywnym plemionom dostać się do brazylijskiego źródła nauki. Być może kiedyś Indianin dotrze do MIT pod Bostonem, czego mu życzę. Salgado w świecie współczesnym to patologia, ale może coś zrobić dla lasów w Brazylii. Niech trzyma się Brazylii i swojej żony. Cywilizacja będzie mu podrzucała aparaty fotograficzne.
A teraz luźna uwaga: Salgado jest jak Świadkowie Jehowy - ci znaleźli źródło swojej inspiracji w własnym tłumaczeniu Pisma Świętego (na znawców greki i hebrajskiego nie wyglądają) zapominając o inspiracji Platonem i Arystotelesem. Niepoważne osoby.
Widzę, że jesteś zauroczony technologią. Ja nie do końca. Nie uważam, że świat technologiczny jest piękniejszy, czy lepszy, gdyż w pojęciu "lepszy" określam wartości etyczne, moralne. Technologia sama w sobie nie zawiera przesłanek etycznych, dopiero jej wykorzystanie przez ludzi sprawia, że wiąże się z etyką. Ludzie zachodu podstawowe kryterium, jakie posiadają to chęć wzbogacenia się, często bez względu na środki, jakich używają, a to nie jest etyczne. Nie słyszałem o czymś takim wśród pierwotnych ludów Ameryki południowej.
Nie mam nic przeciwko studiowaniu przez Indian na MIT, ale wydaje mi się, że nie jest im to do niczego potrzebne, a kwestia izolacji technologicznej i kulturowej od reszty świata podyktowane jest doświadczeniem podróżników, którzy widzieli co działo się z innymi plemionami w różnych częściach świata, gdy otrzymywały dostęp do cywilizacji zachodu. Odchodziły od tradycji, traciły swoje korzenie, a ich kultura zamierała. Nie chcę być źle zrozumiany. Nie uważam, że zachód jest z gruntu zły, ale uważam, że tam gdzie jeszcze nie opanował ludzi, nie musi tego na siłę robić. Szczególnie tam, gdzie ludziom żyje się dobrze.
Daj spokój, zapętlasz rozmowę. Technologia to mariaż techniki z nauką. Ta druga jest dobra, moralna, mówić co innego to być Świadkiem Jehowy, czyli degradować się.
Pogańska kultura moich przodków sprzed tysiąca lat została pogrzebana i to dobrze. Jej śmierć nie jest dla mnie żadnym problemem. Jak to samo stanie się z prymitywną kulturą amazońską, też nie będzie problemu.
Takich Salgadów trzeba trzymać z daleka od ludzi i ich ambicji. Niech sadzą drzewa i je fotografują. Tobie też polecam leśnictwo.
Dziękuję bardzo za jakże trafną diagnozę odnośnie mojej drogi życiowej. Ja jednak nie będę tak śmiały i nie pokuszę się o zrewanżowanie tym samym. Po prostu staram się być otwarty, w odróżnieniu od Ciebie. Nauka jest dobra tak? Jest dobra tylko z założeń, ale to jak jest wykorzystywana to inna rzecz i o to mi chodziło. Nie muszę się chyba podpierać historią, bo sam XX wiek mówi za siebie. Tak więc może w Twoich oczach się zdegraduję, jeśli będę ostrożny do czego technologię wykorzystuję. Tak więc twórzmy swoją historię, każdy według swoich założeń i oby te światy się nie przenikały.
To ja dołączam do zdegradowanych.. ;) Pana tok myślenia jest mi zdecydowanie bliższy niż Pana Beela
W aktualnym numerze gazety «Plus Minus» jest felieton Jędrzeja Bieleckiego z Brazylii. Brazylijczycy z Amazonii napotykają wrogość Indian pierwotnych, którym rząd Brazylii oddał rezerwaty w Amazonii. W tych rezerwatach jest coraz więcej Indian. Na wojnę z Brazylijczykami nie ruszą, bo choć mogą zastraszać miejscowych Brazylijczyków (Indianie sami nie uważają się za Brazylijczyków), to z żandarmerią w rodzaju BOPE szans nie mają. Na razie jest tak, że Ci, którzy dają się zastraszyć, przenoszą się do slumsów w Manaus, Sao Paulo, Rio de Janerio.
Nóż jest paszportem, który zrobi pierwotnych mieszkańców Amazonii Brazylijczykami, bo rezerwatów nikt nie będzie powiększał wraz z przyrostem liczby pierwotnych Indian. Integracja przez nóż jest lepsza od stref zamkniętych tworzonych przez biurokratów. Część zintegrowanych pozna smak Bostonu, część pozna smak slumsów w Manaus. I tak ma być, gdy Indianie wreszcie spotkają prawdziwą Brazylię a nie tylko biurokratów i hipokrytów. Bez noża Indianie umrą wraz z ostatnim upolowanym tapirem (przypominam, że ich populacja w rezerwatach rośnie).
Film Wendersa mówi o tym, że istnieje Ciemnogród reprezentowany przez Sebastião Salgado. Inni Ciemnogrodzianie kupują zdjęcia kolegi Ciemnogrodzianina Salgado i dzięki zarobionym pieniądzom Lélia Salgado czyni farmę Salgadów pełną życia.