PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=158}

Przełamując fale

Breaking the Waves
7,8 47 tys. ocen
7,8 10 1 46630
7,7 34 krytyków
Przełamując fale
powrót do forum filmu Przełamując fale

poszalał gość.

ocenił(a) film na 5

Jakoś nie mogę się do von Triera przekonać.

Co on mi tutaj przedstawia. Młodą, nie do końca sprawną intelektualnie (pardon, takie mam wrażenie: może Bess jest po prostu naiwna, dobra i zbytnio rozmodlona) dziewoję i jakiegoś Jana - perwersa, który strasznie cierpi, bo jest sparaliżowany, więc albo z tego cierpienia, albo z nudów, bo mu kablówkę odcięli, albo w ramach uczuciowego eksperymentu pt. "show me, how deep is your love?" wpada na jedyny w swoim rodzaju pomysł i robi z Bess dziwkę (a co tam - zajęcie jak zajęcie).

Generalnie przecież Jan-cierpiący perwers kocha Bess
a Bess kocha Jana.
Miłość Bess jest silniejsza niż miłość Jana, ponieważ miłość Bess dokonuje cudów. Jan, że tak powiem - nie ma zdolności cudotwórczej, więc ku mojemu rozczarowaniu Bess nie ożywa pod koniec.

Stanowczo obniża to moją ocenę filmu. :D

Piękna historia o miłości i poświęceniu? - no naprawdę...do wyrzygania.
A to wszystko w niesprzyjających okolicznościach. Prawie jak na Titanicu, tylko wszystko trwa dłużej i mniej wydali na efekty specjalne.

Dla mnie to nie jest film o prawdziwej miłości.

To film o tym, czym wydaje się być miłość. Tym że kojarzy się (w opozycji do cukierkowych hollywoodzkich zakochań i życiów długo i szczęśliwie) z poświęceniem maksymalnym, wbrew sobie, że jak kochasz to cierpisz itd.
To jednostronna, egoistyczna "miłość", która jest destrukcyjna, chora i niebezpieczna. Pełne uzależnienie od drugiej osoby, które nie przynosi nic dobrego.

Coś czego dla własnego dobra powinniśmy unikać.

Czy film szokuje?
Szokuje jego długość.
Miejscami jest obrzydliwy, jak to u von Triera.
Można zasnąć na pół godziny, a i tak niewiele się dzieje.
Zakończenie - prawie jak w Hollywood (a Bess prawie jak Chrystus)

migotka__

:D
moze to jest satyra na hollywood?? taka gra z widzem - jaką ilość wszelkiego gówna jestes skłonny łyknąć jednorazowo...;)))

ocenił(a) film na 9
migotka__

Nie rozumiem stwierdzenia, że miłość ukazana w tym filmie jest jedynie jednostronna. Jak sam zauwazyłeś Bess jest osobą nie do końca pełnosprawną (psychicznie i emocjonalnie) i nie jest to tylko Twoje odczucie, ale fakt, który jest w tym filmie niejednokrotnie podkreślany. Jan leżąc w łóżku nie może sprawdzić, jak Bess spełnia skierowaną do niej prośbę i jego pojęcie o "puszczaniu się" żony jest znikome. Prosi ją o znalezienie partnera (takiego, jak załóżmy doktor, który ewidentnie dba o Bess i nie chciałby jej wykorzystać) nie cieszy go słuchanie perwersyjnych historii - kocha ją, ale ma świadomość, że sam nie da jej już szczęścia. Dlatego prosi, by szukała go gdzie indziej, by nie zamykała się na wszystkich innych mężczyzn i znów odczuwała radość z bycia w związku. Bess z powodu swojego niewątpliwie osobliwego sposobu postrzegania świata, z powodu braku pełnej sprawności umysłowej, odbiera jego słowa na swój własny, pogmatwany sposób. Nie widzi w jego prośbie apelu o jej własną radość, nie rozumie, że ma ona na celu danie jej szczęścia, ale dla Jana dopuszcza się nawet najbardziej plugawych aktów, sądząc, że tego właśnie pragnie i to go uratuje.
Jeśli pojawiają się fragmenty, w których moglibyśmy uważać Jana za "perwersa" i wydawałoby się, że odczuwa przyjemność ze słuchania pseudoerotycznych historii Bess to po chwili przecież sam temu przeczy, pisząc kartkę o treści 'Let me die, I'm evil in head', niejako wypierając się jakiejkolwiek satysfakcji z tego co usłyszał i uznając ją jedynie za niezależny od niego efekt złego stanu fizycznego.

Naprawdę zawiódł Cię fakt, że Bess nie zmartwychwstała? Moim zdaniem to definitywnie psułoby cały film i DOPIERO WTEDY miałby w sobie coś z faktycznie banalnej, przesłodzonej historii miłosnej. Ale nie ma i chwała von Trierowi z to.
Do końca nie wiadomo przecież czy miłość Bess czyniła cuda, czy był to szereg zbiegów okoliczności. Liczy się sam fakt, że bez wahania poświęcała się, nie myślała o sobie. W jej przekonaniu była odpowiedzialna za los męża, winna temu, że w ogóle doszło do wypadku i była gotowa zrobić absolutnie wszystko, by pomóc Janowi. To czyni tę historię realną, taka sytuacja bez wątpienia mogłaby mieć miejsce i zapewnie niejednokrotnie miała: niezależne od obu stron nieporozumienie, czyniące z bezgranicznej chęci pomocy i ratowania miłości, desperacki akt autodestrukcji.

Podsumowując: uważam, że Jan nijak nie chciał wykorzystać Bess. Kochał ją i wszystko o co prosił miało dać jej szczęście. Nie można winić go za to, że (przekonana o własnej winie w spowodowaniu wypadku i nie do końca sprawna psychicznie) Bess inaczej tę prośbę zrozumiała.

PS. Jako, że jestem wielką fanką twórczości Larsa von Triera nie od dziś, mogę jeszcze tylko na koniec dodać, że moim zdaniem film jest absolutnie fenomenalny i - odpowiednio interpretowany - ukazuje wzruszającą i zarazem niebanalną historię uczucia jednocześnie realistycznego i zahaczającego o sferę boską. Pozostawia w stanie głębokich rozmyślań i - jak to zwykle bywa u von Triera - pięknie bawi się emocjami widza.

ocenił(a) film na 5
Aallison

Oh, większość mojej wypowiedzi była ironiczna...naprawdę nie zawiódł mnie fakt niezmartwychwstania Bess ani, jak przypuszczam nie ucieszyłabym się, gdyby Bess jednak zmartwychwstała, choć przyznaję, w tym drugim przypadku pewnie śmiałabym się do rozpuku. Niezmartwychwstanie Bess to najmocniejsza część filmu.
Czy Jan kochał Bess? A diabli wiedzą...Bo tak naprawdę niewiele o tej miłości wiemy...(oglądałam już ten film jakiś czas temu, więc trudno mi dyskutować o jego treści, mogę co najwyżej ogólnikowo i o tym jakie "wrażenie" na mnie zrobił).
Powtórzę - wg mnie to, co jest ukazane w tym filmie to nie miłość, tylko jakieś destrukcyjne zapędy przynajmniej jednej strony, bo w sumie z tego co kojarzę, to Jan po prostu leżał.:D To jest coś, co masz rację - często się zdarza - desperacki akt autodestrukcji, tym hmm, jakoś mniej do mnie przemawiający, bo Bess jest jaka jest - głupiutka i naiwna.
Można się długo rozwodzić co to jest miłość, co to znaczy kochać...


PS. Nie jestem fanką twórczości von Triera. Jakoś do mnie nie przemawia. Jedynie Dogville mi się podobało - ironiczny narrator i samo zakończenie.
Historia z Przełamując fale nie jest dla mnie wzruszająca, a wręcz odpychająca (a szczerze, najbardziej obrzydliwe wydają mi się te teksty co niektórych, że jest to historia prawdziwej miłości.) i przydługawa.

ocenił(a) film na 8
migotka__

Jasne, Jan nie kochał Bess. SPOILER - wykradł jej ciało dla draki, albo żeby zaspokoić żądze nekrofilskie... Przepraszam, ze jestem aż tak dosadny, ale odnoszę wrażenie, że niektórzy zbyt mocno przejęli się tym CO robi Bess, zamiast zwrócić uwagę DLACZEGO to robi. Jana usprawiedliwia (choć nie pochwala!) beznadziejna sytuacja w której się znalazł. Źle postępował, czego potem żałował dobitnie pokazując to pod koniec filmu. I może się wydam obrzydliwy, ale co tam - to naprawdę piękna opowieść o prawdziwej miłości, ujęta w inny, bardziej drastyczny sposób.

ocenił(a) film na 5
Choch

Jana to nie usprawiedliwia, co najwyżej można hmm znaleźć przyczyny takiego zachowania (znaczy można spróbować znaleźć wytłumaczenie dla jego postępowania).
No dlaczego Bess robi to co robi? Niektórzy nazwą to miłością, dla mnie to głupota, naiwność, przytępienie poznawcze :D
Z kolei ja odnoszę wrażenie, że niektórzy zbyt przejęli się mitem "samopoświęcania się w imię uczuć" i zaczynają wierzyć, w to, że prawdziwa miłość objawia się całkowitym oddaniem komuś, zatraceniem siebie, poświęceniem swojej osoby, godności itd. No, ale zawsze można liczyć na to, że ktoś po mojej śmierci ukradnie ciało, żeby je godnie pochować...Dziękuję za taką miłość. (ironizuję, ale popatrz - Jan i Bess znajdują w trudnej sytuacji, w której ich tzw. "miłość" nie daje rady, nie przetrwała, ba - jak oglądałam ten film, to nawet nie wiem, gdzie ta miłość była, bo kilka scen z gołym tyłkiem to jeszcze nie miłość, a Lars nie pokusił się o nic więcej, z tego co pamiętam, ale nie dam sobie nic uciąć, bo rozmowa o filmie nie jest tego warta) :)
pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
migotka__

Mi wystarczyła jedna scena, aby pojąć co tych dwoje do siebie czuje. Mało ważny, często pomijany i zapomniany fragment w kinie, gdy Bess z otwartymi ustami ogląda (chyba) Lassie, a Jan spogląda na nią z takim... zakochaniem ;).

Osobiście wychodzę z założenia, że taka straceńcza miłość nie jest dobra w sensie światopoglądowym, ale przy tym jest niesamowicie silnym uczuciem, co już sprawia, że nie może być do końca zła.

Von Trier po prostu umyślnie wyolbrzymił poświęcenie, jakim człowiek może pod wpływem uczucia obdarzyć drugą osobę. Gdyby tego nie zrobił w taki drastyczny sposób, na pewno postrzegałabyś ten film inaczej. Np. Bess zmarłaby z wycieńczenia i głodu, bo myślami byłaby tylko przy swoim chorym mężu, całymi dniami opiekując się nim. Poziom poświęcenia jak dla mnie podobny (choć nie tak drastyczny) ale film traci swój gwałtowny przekaz - przestaje szokować.

Przypomniałem sobie też, że na samym początku Jan mówił o znalezieniu konkretnego kochanka dla Bess. Widział, jak była szczęśliwa, jak kwitła gdy była z nim, dlatego Jan nie chciał tego przerywać mimo swojej choroby. Dopiero nieco później przerodziło się to w zachcianki samolubnego paralityka...

ocenił(a) film na 5
Choch

ja tam myślałam, że on na nią patrzy z takim, no z takim...no jak ojciec na swoją małą córeczkę, o!

Oh, gdyby w filmie było tak jak mówisz, to oczywiście odebrałabym to inaczej, ale wtedy to nie byłby ten sam film. Dla mnie jednak poziom poświęcenia jest inny.
Bess przecież nie powiedziała: "ok. Jan świetny pomysł, skoro ty sobie leżysz, to ja w ramach pomocy tobie i sobie znajdę sobie kochanka". Nie chciała tego, a że była głupią dziewczynką, w końcu się zgodziła.
To jest owszem silne uczucie, ale będę się upierać żeby nie nazywać go miłością. Może co najwyżej - chorą miłością, pseudomiłością. Od tego trzeba uciekać, bronić się, a przede wszystkim uświadomić sobie, że jest złe dla nas - znaczy dla człowieka, który tą pseudomiłość czuje. Bo to go niszczy, poniewiera i takie tam niezbyt przyjemne. Owszem to jest jakby takie baaardzo romantyczne i takie wydaje się uczłowieczające po sam szczyt- bezinteresowne, czyste poświęcenie się, no któż z nas nie chciałby być kochany tak mocno i tak za nic...
Oczywiście, zgadzam się że Lars wyolbrzymia (ba...wręcz mam nadzieję, że to robi, a nie tak na serio :D), nie wiem czy obraz jest szokujący, ale wg mnie to nie jest film o miłości, tylko o tym czym miłość nie jest. Wręcz to takie jakby ostrzeżenie manifest, w szczególności dla kobiet (bo tak się jakoś dziwnie w społeczeństwie przyjęło, że w imię tzw. "miłości" to się kobiety częściej poświęcają).
Już napisałam to wcześniej - film jak film, ale impulsem do założenia tego tematu było właśnie, to co czytałam w komentarzach i mi się włos na głowie jeżył. Będę tak ględzić do końca życia - nie nazywać mi tego czegoś miłością! :D :D

ocenił(a) film na 10
Aallison

Nie mogę nie przyznać racji Migotce. W kwestii oceny postaw bohaterów film zgadzam się w 100%. Jan, przybity chorobą, być może też odurzony lekami, poprosił swoją naiwną/głupią/chorą żonę o coś, o czym wiedział, że to ją zniszczy. Być może chciał sprawdzić, czy Dodo miała rację mówiąc, że Bess spełni każdą prośbę, że niczego nie odmówi...
Jan zachował się obrzydliwie, choć domyślam się, że w obliczu zagrożenia życia obudziły się jego mroczne instynkty, np. chęc sprawienia bólu najbliższym. Jedynym "dobrym" zachowaniem Jana było podpisanie dokumentu umożliwiającego wysłanie Bess na leczenie psychiatrycze, mimo miał jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Jan zrezygnował ze swojej perwersyjnej przyjemności dla ratowania Bess. Powtórzę: z przyjemności zrezygnował, a nie z jakiegoś "własnego dobra", bo nikt chyba nie odważy się na stwierdzenie, że puszczanie się Bess w jakikolwiek sposób oddziaływało na jego zdrowie...

Bess, oczywiście, była chora. Trudno oceniać zachowanie osoby, która uważa, że jeśli puści się jeszcze raz, to jej mąż wyzdrowieje. Nie jestem w stanie przyjąć takiej perspektywy, a wszystkich tych, którzy tę perspektywę przyjmują, uważam za chorych.

Nie zgadzam się na tomiast z oceną filmu, który jest wartościowy również ze względu na reakcje, jakie budzi - 3/4 filmwebowych komentarzy to zachwyty nad potęgą miłości... Mój cel: fight it!

Trier jest w tym filmie przecież baaaardzo ironiczny i wcale nie staje po stronie chrześcijańskeij "miłości", która wpędza do grobu...

ocenił(a) film na 5
khedes_ona

ano, zgadzam się że Trier jest baaardzo ironiczny, ale też dla mnie niestety bardzo nudny. Nie dam rady dać więcej filmowi, który mnie wynudził, oczywiście jestem cholernie nieobiektywna w tym momencie, bo powinnam pewnie bardziej docenić aktorstwo i postawiony w tym filmie problem...ale nie nie dam rady :) (i nie dam rady obejrzeć go jeszcze raz, chyba że jako środek nasenny). To nie sam film wzbudza we mnie emocje, to nie sam film sprawia, że odpowiadam na posty :D...to irytacja "potęgą miłości " i "przeprawdziwością" i czymś tam jeszcze, co się w komentarzach przejawia.

ocenił(a) film na 10
Aallison

Zgadzam się. Jan nie robi z Bess dziwki, tak jak twierdzi założycielka wątku. Jan sugeruje, żeby zaznała szczęścia z innym mężczyzną, gdyż jak sam zauważa i wspomina, będąc z nim (także podczas uprawiania seksu) Bess rozkwitała i była szczęśliwa. Był "z zewnątrz", tak samo jak Dodo, oboje dostrzegali niedoskonałości społeczeństwa lokalnego, w którym dorastała Bess. Moim zdaniem największy dowód jego miłości (a nie zboczenia i bycia "perwersem") to fakt pochowania Bess na własną rękę. Dzięki czemu, idąc do nieba, mogła stać się aniołem, a nie jak orzekła starszyzna "grzesznicą".

ocenił(a) film na 10
holly_valance_2

Matko jedyna, jak w ogóle mozna zrozumieć, że Jan robi z niej dziwkę?????????
Widzi, jak bardzo Bess go kocha i boi się, co z nią będzie po jego śmierci. Dlatego chce - nie żeby POKOCHAŁA innego, ale żeby miała INNEGO kochanka - NIE LICZBA MNOGA!!! - czyli żeby rozproszyła swoją uwagę, zainteresowała się kimś oprócz niego...
Czytając niektóre komentarze, wymiękam, totalnie.