Nagle się ucina, bez sensu. Tak jakby brakło pomysłu na zakończenie wątków. Co do samego filmu to średniak z kilkoma przebłyskami. Allen dla mnie reżyserem jest nie równym raz dobry film raz słaby ten raczej do drugiej grupy bym zaliczył.
Jak było powiedziane na początku filmu "Życie jest pełne wrzasku i wściekłości, i nic nie znaczy". Bohaterowie męczą i dręczą siebie na wzajem. Raz komuś się uda, następnym razem nie i tak w nieskończoność, a przynajmniej dopóki nie spotkają tajemniczego nieznajomego. Myślę że zakończenie, lub jego brak, jest dość smutne ponieważ pokazuje że ludzie ciągle muszą brnąć do przodu, bez żadnego happy endu, ponieważ szczęście trudno utrzymać.
Zgadzam się z wypowiedzią powyżej. Wydaje mi się, że Woody celowo zostawił zakończenie otwarte. Taki zabieg, żeby pokazać, że w życiu nie da się osiągnąć wszystkiego, zamknąć swojego dążenia - zawsze pojawia się jakiś nowy cel, zmieniają się warunki, potrzeby, oczekiwania etc.
Tego filmu jeszcze nie widziałem, ale dodam, że Manhattan też nie ma zamkniętego zakończenia.
Oczywiście, ale w Manhattanie jest to zabieg udany, w Poznasz... - moim zdaniem - nie za bardzo. W Poznasz... nawet trudno mówić tu o otwartym zakończeniu, bardziej o pewnym urwaniu, nagłym skończeniu historii bo upłynęło 90 minut. Zwłaszcza wątek Sally i jej ojca jest nie do kończony. Ale to nie jest największym problemem tego filmu; brak tu raczej zabawnych dialogów i czegoś orygninalnego, tak trudnego do określenia, co sprawiało ze filmy Allena - mimo, źe pozoronie błahe i trywialne - były na ogól bardzo dobre. Dlatego film, choć całkiem przyjamny, bo Allen to Allen i ogląda się fajnie, jest co najwyżej niezły. Najbardziej smuci mnie brak naprawdę smiesznych scen, których w Whatever works było jednak sporo.
mam podobne odczucia co do tej produkcji, podpisuję się pod wypowiedzią wszystkimi kończynami.
zgadzam się! fabuła ciekawie zarysowana, a tu nagle koniec! i widz nawet nie może sobie dopowiedzieć, w którym kierunku może potoczyć się dany wątek. słaaabooo!!!
Do braku zakończenia wątków odnoszą się pierwsze słowa filmu: "Życie jest pełne wrzasku i wściekłości, i nic nie znaczy". O "dopowiedzeniu" sobie reszty losów bohaterów nie może być mowy bo możemy spekulować tylko do pewnego momentu. Potem znowu przydarzy im się coś nieprzewidywalnego, potem znowu i znowu i tak dalej, bez definitywnego zakończenia wieńczącego całość.
za co kochamy allena? za dialogi swietne zdjęcia i muzykę....w tym filmie mozna kochać tylko muzykę. niestety historie opowiedziane w filmie nie sa ani komedią ani dramatem...wyszło takie niewiadomo co choć spod ręki mistrza....niestety słabo
Ponownie wypada się tu odnieść do "Życie jest pełne wrzasku i wściekłości, i nic nie znaczy." Allen celowo pokazał paradoksalne sytuacje, wręcz bezsensowne, które zobrazować mają nieprzewidywalność i brak logiki w życiu.
Bo gdyby potrwał jeszcze chwilę dłużej trzeba by wybudzać widownię.
http://podtytulem.blogspot.com/2011/03/poznasz-przystojnego-bruneta-rez-woody.ht ml
Dodatkowym minusem tego filmu jest kompletny brak klimatu, którego zwłaszcza w Vicki Christina można dostrzec.
nie potrafię sobie opinii mniej mówiącej niż to że film ma lub nie ma tak zwanego "klimatu". Żeby jeszcze ktoś potrafił powiedzieć co tym "klimatem" jest.
Też się nad tym zastanawiałam, ale może chodziło tylko o opowiedzenie historii Helen, która jednak została zamknięta? Kobieta za namową, radami czy jak tego nie nazwiemy, pseudowróżki znalazła szczęście u boku nowego mężczyzny. Może cała reszta wątków miała być tłem dla tej właśnie historii?
chyba nie zawsze musi być wszystko na tacy? z niektórymi wątkami Allen zostawił widza w takiej samej niepewności jak bohaterów i o to chodzi! gdyby skończył te wątki byłoby zbyt prosto.:)
Otóż to. Dziwi mnie, że ludzie chcą tu jeszcze jakichś dopowiedzeń. Można zwątpić w ludzką inteligencję, bo przecież wszystkie historyjki są proste i klarowne.