Film w sumie obejrzałam z trzech przyczyn: bo kocham historie starożytności i średniowiecza, bo jest z tego roku, bo Jon Snow.
Aktor oczywiście utwierdził mnie w przekonaniu, że nigdy się nie uśmiecha XD
Ale wracając do tematu. Jeśli jesteś mną i zaczynasz oglądać film, trwający godzinę i 44 minuty, o północy, nie zasypiając przy tym, gratuluję, podobał ci się. Tak. Podobał mi się. Bardzo.
Nie był nudny, nie był naciągany (ok, może trochę) i wreszcie obejrzałam film, w którym było tyle miłości, co zemsty heh <niepoprawna romantyczka>
W sumie takie główne wątki to: przyjaźń teoretycznych wrogów, miłość, która teoretycznie powinna nie istnieć i zemsta, teoretycznie, bo tego pana na "P" nie zabił.
Za to zakończenie - epickie. Mmm. Aż się łezka w oku zakręciła. Mniej więcej.
Ogólnie rzecz biorąc, film super, nie za nudny, czas szybciutko zleciał, a wiadomo, to co dobre, szybko się kończy, świetne zakończenie, takie zaskakująco romantyczne (chociaż podobałoby mi się bardziej, gdyby Jon Snow się uśmiechnął, wiecie, tak podrywająco, cokolwiek to znaczy ;)).