Była taki schemat w przedwojennych, sanacyjnych (!) komediach (farsach właściwie): pan porucznik huzarów czy ktoś taki wysyła na spotkanie z hrabianką swojego ordynansa i zamienia się z nim mundurami, lecz oto okazuje się, że rzeczona hrabianka też nie chce ryzykować i zamienia się rolami z własną pokojówką; hrabianka udaje dziewkę z ludu, prosta dziewczyna udaje swoją panią. Jakby ktoś poszukał, to może nawet znalazłby jakieś jeszcze wcześniejsze, fin-de-siecle-'owe operetki czy inne sceniczne ramotki operujące podobnym przebierankowym schematem. Oczywiście, struktury społeczne muszą pozostać nienaruszone: w końcu zatem każdy znajdzie miłość we własnej sferze, żadnego mezaliansu nie będzie.
Coś takie mam przypuszczenie, że współczesne polskie komedie nie wystają ponad opisane poziomy humoru sprzed wielu lat.
Miałam dokładnie takie samo skojarzenie, kiedy w kinie zobaczyłam trailer 'Podejrzanych...'. Od razu przyszły mi na myśl 'Manewry miłosne' z 1935, które opisałeś. Podejrzewam jednak, że tak szeroko reklamowane 'cudeńko' z 2013 nie dorasta do pięt uroczej tej uroczej przedwojennej komedii, do której od czasu do czasu powracam. I właśnie te osiemdziesięcioletnie komedie wypadają o niebo lepiej na tle tych, które polska kinematografia produkuje w ostatnich latach- okraszonych czerstwym i wymuszonym 'humorem' oraz pozbawionych inteligencji.