Wenecja jest ciasna, brudna, zaniedbana, śmierdzi. Tych wrażeń nie da się zniwelować nawet pobytem w drogim hotelu, a jest niewspółmiernie drogo w stosunku do poziomu obsługi i infrastruktury. To miasto to zatłoczona rozpadająca się turystyczna utopia, pełna wszędobylskich szczurów, przesycona odorem brudnych kanałów, gołębich odchodów i kocich szczyn.
Podróżni często zjawiają się tam właśnie w poszukiwaniu fantazji, rzekomej magii, którą, jak sądzą, dostrzegli na ekranie, w albumie lub o której przeczytali i prawdę mówiąc wielu wyjeżdża z poczuciem rozczarowania i mocnym postanowieniem, by już nigdy nie wracać.
Właśnie taka jest Wenecja pokazana w filmie, którego fabułę można potraktować jako metaforę rozpadu romantycznych złudzeń. Pustkę po zwiędłych fantazjach nierzadko wypełnia brutalna i odpychająca rzeczywistość, pełna drobnych cwaniaczków, złodziei i natarczywych, rozwrzeszczanych naciągaczy, bezwzględnie żerujących na nieświadomości często naiwnych przybyszów, którzy usilnie pragną zapamiętać pobyt w mieście, jako wycieczkę życia i spełnienie marzeń.
Jeśli ktoś koniecznie pragnie dużych ilości wody w centrum miasta, to zdecydowanie lepiej wybrać np. Petersburg lub Amsterdam. Wenecja jest bardzo przereklamowana.