po obejrzeniu filmu to co mi najbardziej zostało to to, jak tej dwójce brakowało dziecka. Mimo, że się kochali, rozumieli, wspierali..to brak jest odczuwalny i wiąże się z pewnym smutkiem ;/
Lubię takie kruche filmy, ale ten... nie przypadł mi do gustu.
A to z tej prostej przyczyny, że uważam, że główny bohater jest wierszokletą. Tak jak podobał mi się jako człowiek, tak to, co pisze w ogóle. To nie są wiersze, to dziennik wiejskiego proboszcza (tu kierowcy autobusu). Na szczęście ma u boku Irankę. Jej włosy, ciało, uda, skóra... każdy widz pokochał jej już w filmie "W sieci kłamstw" i "CO WIESZ O ELLY?". Ten film odnawia to uczucie.
Niestety w tym filmie jej atrakcyjna politura skrywa banalną osobowość.
Ich związek nie podoba się w tym filmie najbardziej. Bo nie mówią sobie prawdy. Ona nie rozumie, że Paterson hołduje innym niż materialne wartościom i ciśnie go, żeby spróbował opublikować swoje grafomaństwa. On z kolei nie umie jej wprost powiedzieć, że nie lubi jej psa, nie lubi jej czerni/bieli, nie smakuje mu jej jedzenie. Smakuje mu z pewnością jej ciało i z pewnością przez pewien czas to starcza. Ale na jak długo? On też okazuje się hipokrytą. Gdy barman pyta go o jego ukochaną, ten odpowiada: ona mnie rozumie. Wiele można o niej powiedzieć, ale, wobec powyższego, tego akurat nie sposób. To najbardziej pobrzmiewająca fałszywą nutą scena w tym w gruncie rzeczy nieszkodliwym, chyba szlachetnym filmie. Co ciekawe, film jest podszyty jakimś napięciem i oczekiwaniem na tragedię, ale ta nie następuje (nie licząc szkód, jakich dokonał pies). Oczywiście nie życzę głónym bohaterom tragedii, ale przynajmniej szczerości. Bez tego nie ma katharsis. Nie ma oczyszczenia.
W pamięci zatem nie pozostaje osławiona ryba, ale dialog dwojga czarnych "zakochanych" z baru, którzy jednak nie boją się mówić sobie wprost, co faktycznie czują:
- Przyjaźń można przekuć w coś większego.
- Nie chcę jej w nic przekuwać!
I nie są to niestety główni bohaterowie.
Mój ulubiony wiersz o prozie życia
„Sobota” Andrzeja Bursy
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
.......mam w dupie małe miasteczka
nie bardzo widze tutaj nawiązanie do filmu.. wiersz mówi o życiu takim jakim było przez czasy prl itd.. i radzenie sobie w jakis sposob- upijanie sie . A wg mnie to marna ucieczka..nawet mam awersja..w takim przypadku wolę juz nudę xd
nooo a w patersonie widziałam raczej problemy głębsze,w sensie nie doczesne- fizyczne, a psychiczne..duszy czy cuus :o
chyba ze nie zrozumialam Twojego nawiązania
Po prostu nie jestem szczególnym fanem uwzniaślania prostego życia. Proste życie jest proste i to jest jego zaleta:-)