Mam wrażenie, że to kopia "The Lost Boys" tylko w wydaniu męskich czarownic, albo jak kto woli demonów, sądząc po ich zmieniających się oczach. Nie wiem dlaczego też kojarzy mi się to trochę ze "Zmierzchem", ale już bez takich obelg.
Nie poruszył mnie w żadnej kwestii emocjonalnej, a raczej... hm, zaraz... tak! Ubolewam nad tandetą fabuły. Pomysł z czarami był dobry, ale wykonanie złe, bo jak zwykle trzeba wepchnąć do filmu babkę dla której główny bohater traci głowę. Nie mógłby choć raz jakiejś poświęcić dla dobra sprawy?
... że też taki wpływ na mężczyzn mają kobiety, szkoda, że w realnym życiu tak nie jest. Sceny z tymi laskami mnie drażniły. Nadskakiwanie nad panienkami, toczenie o płeć piękną sporów? Po prostu głupie cackanie się, a prócz tego nie dostrzegłam nic co wprawiłoby mnie w zakłopotanie, czy jakiekolwiek inne odczucie. Nie było jakiejś zawrotnej akcji, tyle co tam na zapleczu się poprztykali i finito, ewentualnie gdy ta blondyna pod prysznicem stała i coś żarówkę wysadziło/zbiło... Nie wiem. Więcej dobrych momentów z tego filmu nie pamiętam. Już amerykańskie seriale komediowe oglądam z większym zapałem. A druga sprawa jest taka, że dość znany aktor (Taylor Kitsch) prawie w połowie filmu odpada z gry i na koniec jest tylko pokazane jak się przebudza. Łał! Typowy film dla dziewcząt.