PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=735683}
7,6 130 427
ocen
7,6 10 1 130427
8,3 50
ocen krytyków
Ostatnia rodzina
powrót do forum filmu Ostatnia rodzina

W najnowszym numerze magazynu Teraz Rock redaktor Wiesław Weiss nie zostawia suchej nitki na filmie, a właściwie na postaci Tomasza Beksińskiego w filmie przedstawionej.
Weiss pisze m.in.:
"Znałem Tomka 20 lat ale nigdy nie widziałem go takiego jak pokazali scenarzysta R. Bolesto i reżyser Matuszyński i aktor Dawid Ogrodnik. NIGDY! Tomek nie wyrzucał telewizorów przez okno, nie rozwalał szafek kuchennych, nie rozbijał butelek o ściany. Nie bił nikogo pejczem i sam nie był przez nikogo bity. Tomek nie był żałosnym samotnikiem skazanym tylko na rodziców i przypadkowe panny, których nie potrafił zadowolić. Tomek nie był człowiekiem jednowymiarowym. nie był świrem i półgłówkiem, a taką postać WYMYŚLILI panowie Bolesto, Matuszyński i Ogrodnik i nazwali ją Tomasz Beksiński.
Ile pychy trzeba mieć w sobie żeby tak wykrzywić obraz i zaprezentować go światu..."

Więcej i ostrzej - na s. 86 wspomnianego magazynu (nr 10/2016).

Zostawiam na razie bez komentarza - gdyż nie widziałem jeszcze samego filmu, ani nie czytałem książki Weissa o Tomku...

ocenił(a) film na 8
hyrkan

Ok, to w literaturze tendencyjnej też nie ma nic złego? Niby nie, bo zależy, jakiej idei służy, ale i tak pozostaje uproszczeniem, i o to przede wszystkim ma się do niej pretensje.
Chyba chodzi o kwestie odbioru, który - też przecież - jest subiektywny. Gdybym wiedzę o TB czerpała z filmu, postrzegałabym go po prostu jako gnojka, złego - i głupiego - człowieka. Nie dostrzegłam nawet entuzjasty muzyki (no bo co: że miał mieszkanie wyklejone plakatami i śmiesznie skakał, gdy puszczał jakiś utwór), nie dostrzegłam grama inteligencji w tej postaci, a przecież inteligencji trudno Tomkowi odmówić.
Co do emo stosunku, to nie, choć audycje te były dla mnie w pewien sposób ważne - staram się, by moje opinie - i w życiu, i na temat filmów, książek, postaci itd. - były wyważone. Tego wyważenia, odrobiny sympatii do postaci mi tu zabrakło (ale widzę, że Ty dostrzegłeś, więc znów to kwestia subiektywna)

ocenił(a) film na 8
Mrs__Caterpillar

Każda literatura jest tendencyjna w tym sensie tego słowa, że autor wybiera świadomie, co opisuje, bo nie ma fizycznej ani logicznej możliwości nie wybrać.

Natomiast pewną część literatury określa się tendencyjną w ramach obelgi. Jeśli masz zamiar mnie spytać o literaturę tendencyjną, to użyj jednego z dwóch pytań:
a) czy nie ma nic złego w tym, że autor książki nie losuje słów (odpowiem: nie ma)
b) czy nie ma nic złego w tym, że książka ma wady, które ktoś skrytykował, a jak mu się nie chciało krytykować, to tylko podsumował jednym epitetem (odpowiem: wady są złe i podsumowywanie jednym epitetem też).

Nie używamy jednego słowa w dwóch znaczeniach na raz. To błąd logiczny i straszny burdel, zależnie od tego, które z dwojga Cię przeraża bardziej.

O wyważeniu nic nie dodam, w innym poście odpisałem Ci o równowadze. Precz z wyważeniem.

Ja trochę audycji znam. Inteligencji rzeczywiście tu było niewiele, bo film nie ukazywał tak naprawdę żadnej sytuacji, w której czyjakolwiek inteligencja by się mogła ujawniać. Parę razy Zdzisław porusza temat jakichś teorii, Junga czy kogoś, Zofia nic, Tomka widać raczej w momentach startowych jakichś aktywności (kilka słów na maszynie, kilka zdań tłumaczonych, początek pracy radiowej, zdanie z ostatniej audycji). Z drugiej strony nie ma głupot. Wydaje mi się, że akurat temat zdolności intelektualnych jest pominięty w przypadku każdej z postaci. Szczęśliwie nie ma tego, co jest w hitach amerykańskich "o jaki to geniusz", a ostatnio "o jaki to dysfunkcyjny geniusz, tak sobie z relacjami nie radzi, ale jaki geniusz". To przecież byłby schemat przeraźliwie banalny, tak w odniesieniu do Z jak T. Krótko zaakcentowano to, że się Z rozmijał z krytykami w kwestii interpretacji swojej sztuki. Malował to, co uznawał za właściwe dla kompozycji, nie decydował też o tym, co mu na myśl przychodzi, zresztą warsztat miał nieidealny, wobec czego mamy nadmiar rzeczy, które umiał malować (palce), a niedobór tego, co mu się nie wydało ładne i zamalowywał. Krytycy natomiast wymyślali, jak to lubią robić, okresy twórczości, nawiązania, analizy, symbole, włączali Z w nurty takie czy siakie. Film nie podejmuje kwestii poza skromną wzmianką z wyraźnym akcentem na wypowiedź Z, antyintelektualną, wycofującą z tematu. Nie możemy ocenić na podstawie filmu, czy w ogóle wiedział coś poważnego o sztuce, kulturze, psychologii. Nie możemy docenić Zosi, którą widzimy w relacji do Z (gotuje, śpi, prowadzi auto, umiera, ale zawsze w relacji, na co się zdecydowała), ale nigdy przez jej własny intelekt (no, może raz rozmawia nieco).

Zatem nie zgodzę się, że T jest ukazany jako głupi. Bardziej, że film w ogóle zostawia nieruszony temat zdolności intelektualnych. O nerkach też nic się z reguły w filmach nie mówi, prawda? Nerki niby są, ale poza nielicznymi wyjątkami jest oczywiste, że nerki nie pełnią roli w sytuacji przedstawionej, a jeszcze gdy mamy konkretny gatunek czy stylistykę, jeszcze bardziej zwraca się uwagę na zestaw rekwizytów i zachowań istotnych w gatunku, a nie na biedne nerki. No i tu dość podobnie potraktowano inteligencję. W całym filmie nie ma analizy, która długością i zawartością odpowiadałaby mojemu postowi. O ile jest możliwe, że Beksińscy miewali momenty, gdy sobie tak pomyśleć chcieli, nie było to motorem żadnego zjawiska, które twórcy chcieliby pokazać, nie było sednem żadnej myśli i punktem skupienia żadnego spojrzenia, którym chcieliby się podzielić. Tyle. Tak całkiem bez tematu intelektu.

krycha101

wiedzę, że mały kij w mrowisko - zatem garść kolejnych cytatów z Teraz Rocka:

W. Weiss:
"Poznałem Dawida Ogrodnika, kiedy pracował nad "Ostatnią rodziną". Opowiadał mi ciekawie, jak zbierał informacje o Tomku. A w pewnej chwili zaczął nienachalnie go podgrywać, co było naprawdę wzruszające. Zapewniał, że film pokaże go uczciwie. Kłamał. Film nie pokazał go uczciwie. Także dlatego że Dawid nie zagrał w nim Tomka. Nawet nie próbował w jakiś sposób zniuansować swojego bohatera. W najbardziej prymitywny sposób go zmałpował. Przerysował jego gesty, tworząc żałosną karykaturę. (...)
Ktoś powie: Tomek był przecież cholerykiem. Wybuchał. Wściekał się. Owszem, ale na prawdę nie wybuchał w tak malowniczy sposób. I nie składał się prawie z samych wybuchów - jak w filmie "Ostatnia rodzina". Był delikatnym, subtelnym, wrażliwym człowiekiem. Ale żeby pokazać delikatnego, subtelnego, wrażliwego człowieka, trzeba samemu mieć w sobie choć odrobinę wrażliwości."

M. Kirmuć, dziennikarz muzyczny, współpracujący z Teraz Rockiem:

"Od wyjścia z kina nie potrafię dojść do siebie i zrozumieć:Po co? Jaki jest sens i cel ośmieszać i przedstawiać w takim świetle kogoś, kto takim przecież nie był. Dla mnie Tomek na zawsze pozostanie człowiekiem, który z niesłychaną pasją i ogromnym poczuciem humoru mówił o muzyce. Człowiekiem, który potrafił roztoczyć wokół siebie magiczną aurę, ale też pokazać, że nie ma rzeczy świętych, z których nie można się ponabijać. I mam nadzieję, że ludzie którzy go znali równie głośno jak W. Weiss zareagują na ten kinowy paszkwil".

ocenił(a) film na 8
krycha101

Ot, urażone ziomki. Podam przykład brutalny. Naprawdę brutalny, ale za to łatwy. Ziomki Hitlera po filmie o Hitlerze pewnie sobie myślały, że w relacji z nimi był fajniejszy.

I co? No nic. Weiss czy inni mogą z powodzeniem pracować nad filmem-laurką dla kumpla.

Poza tym po obejrzeniu filmu nie miałem tak złego zdania o Tomku Beksińskim jak o Weissie po przeczytaniu jego tekstu. Nie widzę paszkwilu. Weiss z pewnością siedział pod łóżkiem, gdy Tomek budował szczęśliwe relacje z kobietami, a Kirmuć ma jakiś dowód, że Tomek po pracy nie przestawał mówić magicznym głosem i zawsze był spokojny. Oczywiście - Tomek mylił się, że nie ma rzeczy świętych, skoro Kirmuć wie, że osoba Tomka święta jest i sam Ziobro się zabierze za twórców filmu. No bez jaj. Krewnym i znajomym powinno się kneblować usta tak przez pół roku od premiery.

ocenił(a) film na 9
krycha101

Wygląda na to, że ten redaktor W. koniecznie pragnie zaakcentować, że znał młodego Beksińskiego. Usiłuje wnieść swoje trzy grosze do sprawy, która stała się nagłośniona za sprawą wybitnego filmu. Jeśli te jego wypowiedzi są autentyczne, to są w mojej opinii dość niemądre, skoro twierdzi, że TB został przedstawiony jednowymiarowo, a jednocześnie dodaje: "I nie składał się prawie z samych wybuchów". Zatem jednak zauważa, że w filmie TB miał też chwile łagodniejsze, czyli nie jest przedstawiony jednowymiarowo.
Faktyczna różnica we wszystkich trzech kreacjach aktorskich polega na tym, że Konieczna i Seweryn "byli" Zofią i Zdzisławem, a Ogrodnik "jedynie" grał Tomasza.

ocenił(a) film na 8
Newerherdow

A nie jest to tak, że redaktor W. (i inne osoby, które znały Tomasza i być może były jego przyjaciółmi) po prostu starają się go bronić, bo zapamiętały go inaczej - to raczej nieskomplikowana reakcja: jeśli jadą po kimś, kogo lubię, cenię, szanuję, to po prostu go bronię i tyle...

ocenił(a) film na 5
krycha101

Przed seansem uznałem wypowiedź Weissa za przesadną, teraz jednak muszę przyznać mu rację. Tomasz w filmie to jakaś perfidna karykatura, zagrana na jednej nucie. W dużej mierze winę ponoszą scenarzysta i reżyser, tak bowiem sobie postać wymyslili, zaś młody i niezbyt reflekcyjny aktor im to ochoczo zagrał, bo przecież fajniej się powygłupiać niż spróbować swego bohatera wycieniować, aby nie składał się wyłącznie z krzyku i podrygów. Nieco lepiej jest ze Zdzisławem-Sewerynem, ale i jego nie ominęła złośliwość twórców. Zastanawiam się, czym sobie na to Beksińscy zasłużyli? Za mocno wystawali ponad przeciętność, trzeba więc było dokleić im etykietkę świrów? Nie tylko Weiss, ale i fani Tomasza nie powinni się godzić na tezy tego filmu-paszkwilu.

ocenił(a) film na 5
Vuzz

Też muszę przyznać racje red. Weissowi. Moim zdaniem winę za takie przedstawienie postaci Tomka w filmie w głównej mierze ponosi Ogrodnik. W wywiadzie udzielonym na festiwalu w Gdyni tak to przedstawił (link poniżej). Chciałem stworzyć anty bohatera, bo ten materiał który miałem, stał się do pewnego momentu tylko pretekstem, żeby opowiedzieć coś więcej. Więc chciałem stworzyć anty bohatera, żeby w konkretnej scenie, jeżeli mówimy już o konstrukcji filmowej i scenariuszowej, żeby w scenie 86 widz doznał czegoś więcej, co jest jakby poza postacią Tomka, ale mówi dużo więcej o człowieczeństwie. Na tym mi zależało przede wszystkim. Jeżeli ktoś się na to nie załapuje to się nic nie dzieje. Moim zdanie właśnie się dzieje. Bo większość fanów Tomka nie zgadza się na takie przedstawienie jego postaci która jest tylko pretekstem i jakimś wytworem wizji Ogrodnika. Dodatkowo stwierdził, że „zależało mu na zbudowaniu postaci nieoczywistej, prowokującej, na granicy groteski, absurdu”. To jest już moim zdaniem przegniecie.

https://www.youtube.com/watch?v=t78K8f4sNAU

ocenił(a) film na 9
krycha101

Czytałem. Kirmuć na tejże stronie też się żalił, jeszcze bardziej. Śmieszne felietony śmiesznych ludzi...

ocenił(a) film na 8
Grifter

Śmieszne jest też to, że - jeśli się nie mylę - Kirmuć zaczął pracować w TR już po śmierci Beksińskiego. A więc najprawdopodobniej wcale go nie znał osobiście.
Mógłby się raczej wziąć za poprawę warsztatu i pracę nad gustem, bo to taki Felis dziennikarstwa muzycznego. To w dużym stopniu przez niego przestałem czytać TR.

Marac

Tu akurat się mylisz - Kirmuć związany był z (ówczesnym) Tylko Rockiem od początku jego istnienia.

ocenił(a) film na 8
krycha101

Jako kto, przepraszam? Woźny? Bo w piśmie jego nazwisko zaczęło się pojawiać jakoś w 2000, wtedy kiedy zaczęli te nieszczęsne eksperymenty z popeliną.
Nie pomylił Ci się z Grześkiem Kszczotkiem?

Marac

Michał Kirmuć widnieje w stopce redakcyjnej jako "stale współpracujący" np. w numerze 12 (16) z grudnia 1992 r. , który akurat mam pod ręką.
...widzę, że Pan prokurator próbuje podważyć wiarygodność Kirmucia. Nawet gdyby był woźnym i miał kiepski styl pisania - nie widzę związku z jego ewentualną znajomością z Beksińskim.

ocenił(a) film na 8
krycha101

No to jestem w szoku. Autentycznie nie kojarzę kolesia z lat 90-tych. Dla mnie pojawił się w okolicach 2000.... Łał... Dzięki.

Związku brak. Tak wrzuciłem przy okazji, bo nie cierpię kolesia. Brak znajomości uzasadniałem brakiem oskarżonego w redakcji za życia Beksińskiego. Ale to już Pani Mecenas raczyła obalić.

Marac

Pan mecenas ;)

ocenił(a) film na 8
krycha101

Dobrze, Krysiu. ;-P

krycha101

Problemem jest to, że film trwa dwie godziny i pokazuje wszystkie "epizody" w tym skondensowanym czasie, widz odnosi wrażenie, że się to dzieje co 5 minut. Gdyby było więcej czasu na ciszę jak u Kieślowskiego, były by szanse na lepszy efekt, ale wtedy nie starczyło by czasu na nakręcenie wszystkiego po kolei (faktów w czasie, jak w szkole).
Nie pokazali Tomcia tylko z jednej strony, bo są też piękne momenty zaangażowania w pracy, szacunku dla ojca, ale pozostałe rzeczy dominują i to moim zdaniem jest dziełem (błędem?) reżysera, producenta i aktorów (Ogrodnik przesadza czasami). Można to zwalić na licencia poetica (ostatecznie nikt nie wie jaka była prawda), na celowe wyolbrzymianie, ale ujmuje to całości, czyli temu jak piękni i wartościowi Ci ludzie byli mimo swoich ułomności i trosk, które każdy z nas przecież ma. A wyszło tak, że film pokazuje drugą stronę medalu, czyli jak byli ułomni, mimo, że wartościowi. Niezależnie, czy słusznie, czy nie, boli to, że film łamie zasadę "nigdy nie mówi się źle o zmarłych", bo i po co?
Przykładem wyboru innej ścieżki jest np. film Miles Ahead, który nie opowiada całego żywota artysty (a Matuszyński próbuje tego jednocześnie w stosunku do kilku osób), a doskonale odbija jego charakter na podstawie kilku epizodów, które w sumie nie muszą być prawdziwe.

ocenił(a) film na 10
takeshin

w punkt

ocenił(a) film na 3
takeshin

Dziwne tylko, że jakoś inne filmy, takie jak Spacer po linie, Ray i wiele innych potrafią w 2 godziny pokazać całe życie bohatera, a tutaj nie potrafiono zobrazować dobrze 30 lat życia, tym bardziej, że istnieją tysiące stron pamiętników i tysiące godzin nagrań audio i wideo. To nie są osoby, które żyły 300 lat temu, gdzie trzeba się domyślać, jak wyglądała ich codzienność, relacje itp. Według producentki filmu scenarzysta filmu ponad 10 lat zbierał materiały. A film pokazuje, że oprócz odtworzenia filmów powszechnie dostępnych na YT nie ma w nim praktycznie NIC, do czego nie może dotrzeć przeciętny "fan" Beksińskich. Jest to mówiąc wprost - żałosne...

ocenił(a) film na 8
takeshin

Ta zasada z niemówieniem źle o zmarłych ani sensowna nie jest, ani rozpowszechniona.

Nie każdy film powstaje po to, żeby pokazać "jak piękni byli ci ludzie". Można było zrobić film o malarzu (zdobywaniu materiałów, sprzedawaniu dzieł, krytykach, dziennikarzach, klientach), można było o radiowcu (kontakcie ze słuchaczami, rozczarowanych słuchaczkach, romansach, ewolucji gustu filmowego), można było o pięknie ukrytym za fasadą nieszczęść, można o przyciąganiu śmierci, można o skrajnie silnych zmianach pokoleniowych, można o muzyce jako towarzyszce życia przez pół wieku w całkiem ciekawym okresie historii Polski. Bardzo łatwo o wymyślenie, o czym mógł to być film - a nie był. No i właśnie to ukazywanie piękna, czyli hołdowanie, to nie był najwyraźniej zamysł reżyserów. Jak się uda, to powstaną nawet szkoły składania filmowych laurek polskim bohaterom, więc osobiście mnie cieszy, że w 2016 jeszcze nie każdy film jest czymś takim.

hyrkan

+1
Jak pisałem o ich pięknie, to nie chodziło mi o to, że byli wybitnymi jednostkami, tylko zwykłymi ludźmi, którzy coś w sobie mieli (np. jak Zosia kochała).
Było milion fajnych rzeczy w tym filmie, poprzez mega muzykę, ekstra pokazane mieszkanie, cicho zakomponowane ważne obrazy w kluczowych scenach, zmieszany humor z tragedią, pozbierane fajne stare rzeczy do scenografii (np. puszki po herbacie), scena pierwszej audycji w radiu mega (ciary!), sporo scen, w których każdy by mógł siebie postawić, ale moim zdaniem film byłby o wiele lepszy, gdyby zrezygnowali z pokazania przynajmniej części epizodów (końcowa scena była konieczna? samotność nie była wystarczająco brutalna? wywracanie szafek było bardziej brutalne niż wpadanie po coś i wychodzenie?), z których ostatecznie wyłonił się obraz przysłaniający subtelności, które można było bardziej wyeksponować. Przedobrzyli po prostu :)
Może nie jest to na tyle istotne, żeby film skreślić, natomiast dla ludzi, którzy wcześniej coś o nich czytali, czytali listy na stronie Dmochowskiego, Grzebałkowską, słyszeli ich prawdziwe głosy i gesty z wideo jest na tyle istotne, żeby razić.
Ogrodnik mówi, że chciał stworzyć "antypostać", żeby uzyskać efekt później. Gdzie jest granica?
Na pewno reżyser nie pozwoliłby sobie na pokazanie rzeczy nieprawdziwych, ale ostateczny obraz jaki z tego wyszedł (np. przez intensywność sugestywnej treści) może słusznie budzić zastrzeżenia, co Weiss sygnalizuje.

ocenił(a) film na 8
takeshin

Ja rozumiem z tym pięknem, ale wciąż nie widzę powodu, by film jakiekolwiek piękno miał pokazywać. Oczywiście są filmy dla piękna kręcone, a inne dla problemów, są poetyckie i są intelektualne. Wobec tego owszem - można było zrobić film inaczej. Wciąż można zrobić inny film. Nie sądzę, żeby gdzieś był problem.

Sądzę, że żadna scena nie była konieczna, jak również - że większość widzów wie, jak zrobić film lepszy niż zrobili twórcy. Nieszczególnie mam co tu dodać. Istnieje dość wyraźna różnica pokoleń między tymi, którzy Tomka jeszcze słuchali czy do Częstochowy jeździli obrazy oglądać, a tymi, którzy nazwiska zupełnie nie kojarzą. Można było zrobić film dla jednej z grup, natomiast widzę zamiar zrobienia filmu dla obu. Stąd: zasadne wydaje mi się przedstawienie wielu suchych faktów, w rodzaju prób samobójczych, chorób, osiedla, żeby się nieznający w ogóle biografii nieco zorientowali, o czym mowa, jak również dołączenie smaczków. Wyobrażasz sobie chyba, jak inny jest tekst ostatniej audycji Tomka dla mnie - słuchałem jej wiele razy - niż dla kogoś, kto jej nie zna. Wobec tego, gdyby ktoś mnie tak dziwacznie zapytał, czy jakaś scena jest konieczna, to powiedziałbym, że konieczna nie, ale że twórcy wcale nie najgorzej wybrnęli z zadania zrobienia filmu, który coś powie różnej widowni, przy tym oczywiście różnym ludziom - różne rzeczy.

Nie wiem, czy Tomek wywracał szafki. Może wywracał. Nie był to dla mnie na tyle kluczowy moment filmu, bym chciał rozpatrywać. Ktoś tu w komentarzach przypomniał "Amadeusza". Mogę oglądać ten film mimo tego, że Salieri rzeczywisty był inny, mogę obejrzeć (z przyjemnością) "Ostatnią rodzinę" w ogóle bez rozważania, czy Tomek rzucił telewizorem czy radiem. Powaga.

Oczywiście, można było zrobić film dla mnie. Zaserwować mi subtelności, które ja odczytam, bo znam blokowisko lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, znam programy kulturalne tamtych czasów i pewną część tomkowej muzyki, znam twórczość Zdzisława inną niż ten ulubiony okres fanów, malarstwo olejne krzyży i katedr. Znakomicie bym się czuł w pustym kinie albo wśród młodszych ode mnie, którzy by nie wiedzieli o co chodzi. Film byłby na 89239898324 w dziesięciostopniowej skali, taki dobry. A Twórcy woleli tak nie robić. ;)

Nie da się wybrać w sposób obiektywny części zdarzeń. Wybór zawsze, zawsze musi być subiektywny. Film, który by oddawał życie doskonale, składałby się w jednej trzeciej ze snu, w jednej trzeciej z rzeczy nienadających się do pokazywania (z różnych przyczyn). Nie rozważam, gdzie jest jakaś abstrakcyjna granica dla twórców. Wydaje mi się, że gdybym nawet rozważał, wciąż w tym przypadku byłoby do niej daleko. Tomek miał inne oblicza niż ukazane w filmie, zapewne, podobnie jak dokładnie każdy rzeczywisty człowiek, o którym kręcono film. Nie wydaje mi się, żeby można było wymagać niemożliwego, a z całą pewnością oddanie każdego aspektu czyjegoś charakteru i życia w dwie godziny jest niemożliwe. Dlatego mam za bezzasadną krytykę różnych osób, którymi kieruje dobra pamięć o Beksińskich. Mają emocje i wspomnienia, swój odbiór, mają do nich pełne prawo, ale niemożliwością techniczną i logiczną jest ich zadowolić. Lepiej zrobić ciekawy film.

hyrkan

"Dlatego mam za bezzasadną krytykę różnych osób, którymi kieruje dobra pamięć o Beksińskich. Mają emocje i wspomnienia, swój odbiór, mają do nich pełne prawo, ale niemożliwością techniczną i logiczną jest ich zadowolić."
Amen :)
Ale zgodzisz się też z tym, że mogli dobrać inne środki artystyczne, żeby przekazać to samo.
Nie wybrali, między innymi dlatego nie jest 10/10 :)

ocenił(a) film na 8
takeshin

Tak, też nie oceniłem 10/10. Ale to nie film byłby idealny, tylko zbieżność filmu i mojego gustu byłaby wyższa niż jest teraz. Ktoś inny mógłby uznać, że film, jaki ja bym cenił najbardziej, dla niego jest niezrozumiały. Można było zrobić inaczej.

Po obejrzeniu się tak zastanawiałem, czy powstanie tego filmu nie blokuje nieco innym twórcom brania się za temat. Na pewno dałoby się zrobić filmy o innych aspektach życia tego czy innego członka rodziny, w różnych stylistykach, z różnych punktów widzenia. Z tego powodu może lepszy na początek byłby film poruszający jakiś węższy temat, zostawiający miejsce. Bo tak dziubnięto wiele spraw, a delikatnie. Z drugiej strony - Beksińscy nie są szalenie popularni. Myślę, że ustępują tupolewowi w kulturze popularnej. Stąd zasadny jest wybór takiego dość ogólnego spojrzenia "na rodzinę", a nie niszowe kino dotyczące szczegółów i subtelności. Znów - nie zadowolisz wszystkich.
Cieszy mnie, że film nie odstrasza od zerknięcia na obrazy czy posłuchania audycji, że zagrany jest fajnie, dużo w nim muzyki, filmowanie wnętrz (w tym ciasnej windy) dobrze koresponduje i z tematyką rodzinną, i z zamknięciem Beksińskich na świat (choć u każdego to trochę inne zamknięcie). Dużo dużo zalet.

hyrkan

Dokładnie te same myśli. Jest pole do popisu dla innych w tym samym temacie. Pewno to nie jedyny film, który o nich w ogóle powstanie, książka Weissa nie jest ostatnią o nich książką.

krycha101

Pewnie do Formana też ma żal o "Amadeusza".

ocenił(a) film na 8
zweistein

Jeśli się z Salierim znali przez 20 lat, to żal będzie uzasadniony.

ocenił(a) film na 8
krycha101

Znałem ludzi, którzy się znali przez 20 lat i nic o sobie nie wiedzieli. Przede wszystkim nie oceniałbym filmu przez pryzmat czyjejś reakcji emocjonalnej. To nie dokument, a tylko film oparty na faktach, pokazuje faktów niemało, ale nie wszystkie, a i nie może pokazywać "obiektywnie", bo uczestnicy zdarzeń tego samego dnia wieczorem już je inaczej pamiętają. Gdyby jeszcze rzeczywiście Tomasz był przedstawiony jako ktoś bardzo zły, to emocjonalna reakcja znajomego byłaby uzasadniona, bo niegrzecznie kogoś skrytykować, gdy się ten ktoś bronić nie może. W filmie jednak aż takiej krzywdy Tomaszowi nie robią, nawet jeśli telewizorem w rzeczywistości nie rzucał. Udanych relacji nie stworzył, próby samobójcze miał, nie bardzo jest sens przekonywać, że był normalny. Był nieprzystosowany i bywał chamski. A o dwudziestoletniej przyjaźni i jej zaletach to można zawsze zrobić inny film, dowolnie laurkowy.

hyrkan

"bo niegrzecznie kogoś skrytykować, gdy się ten ktoś bronić nie może" - To trochę tak, jak nie mówić źle o zmarłych ;)

Fakty się zgadzają, na pewno są też na to dowody na piśmie. Nie tworzył udanych relacji, miał próby samobójcze i pewno w rzeczywistości rzucił telewizorem i szafką.
Ale czy na tej podstawie można powiedzieć, że przez cały czas nic nie robił, tylko się zabijał i rzucał wszystkim dookoła?
Problemem jest ogólny obraz postaci jaki "wyszedł" z filmu. Jest spora różnica pomiędzy "był" a "bywał", a to zdaje się im jakoś umknęło.
Pewno nie warto bić piany. Cokolwiek tam w tym filmie nie pokazali, "namorzyna nieżyta krtani" nic nie zabije ;)

ocenił(a) film na 8
takeshin

Owszem. Mówienie źle o zmarłych jest dla mnie dostatecznym powodem emocjonalnej reakcji ich bliskich. Albo na przykład łyse pałki mają czasem emocjonalny kłopot, gdy im się prawdę opowie o wyklętych, bo nie jest różowo-cukierkowa. Ja rozumiem, że jest to podstawa emo reakcji. Natomiast zasada z niemówieniem źle o zmarłych nie stanowi podstawy działalności artystycznej.

Dobre fragmenty Tomka też w filmie były. Dlatego co najwyżej bywał okropny, choć można odnieść wrażenie, że bywał często. I znów - osobiście nie znałem. Po audycjach w ogóle bym się nie domyślił, że mógł bywać taki, jaki bywał, a jednak. Proporcji ocenić nie mogę, wobec czego nie oceniam. Nawet jeśli są zaburzone, to nie odebrałem filmu jak znęcania się nad Tomkiem. Zresztą jak w dupę pośmiertnie dostanie, to może lepiej będzie wiedział, gdzie są granice.

hyrkan

Hehe :) No, może lepiej pośmiertnie niż wcale.
Ale cały czas się upieram przy tym, że film oparty na faktach (tak mocno) nie jest jakimś free-jazzem i swobodną "działalnością artystyczną".
Ale słusznie podkreślasz różnicę pomiędzy dokumentem (sporo ludzi tak go może traktować, może właśnie Weiss to robi), a "dziełem artystycznym" (bo gdyby tak miało być, słowo Beksiński by nie musiało paść w tym filmie wcale).

ocenił(a) film na 8
takeshin

Można unikać nazwisk, nawet dodać jakieś zmyślone zdarzenia, a i tak mierzyć filmem (czy książką) w prawdziwego człowieka, mocno zaatakować, krzywdę wyrządzić. Nie sądzę, żeby to tu zrobiono. Ten film nie jest tylko o Tomku, a przedstawia go też w paru dobrych momentach. Ogólne wrażenie jest takie, że bym się z nim nie dogadał, ale u licha, to słuszne wrażenie. :) Nie odniosłem jednak wrażenia, że był to człowiek zły. Był raczej nieudany, dysfunkcyjny, niedostosowany, gdy słowo "zły" rezerwuję dla ludzi, którzy czasem sobie znakomicie radzą w rzeczywistości i cieszą się nawet znacznym zaufaniem społecznym, a krzywdzą innych w celu radzenia sobie jeszcze lepiej. Tomek, gdy krzywdził innych, w moim odczuciu robił to nie w jakimś celu (trudno mi powiedzieć, czy był w stanie realizować dobrze własne cele), a tylko z przyczyn. Z powodu emocji własnych, może z powodu wychowania, braku wyuczonych sposobów reagowania na rzeczywistość. Dlatego ani przez moment nie pomyślałem, że film jest oskarżeniem Tomka.

takeshin

Zanim poszłam na ten film do kina, słyszałam i czytałam opinie o Tomaszu osób, które już ten film widziały. I prawie wszyscy wypowiadali się o nim negatywnie, a że dupek, a że taki, śmaki i ogólnie chodzące zuo :)
Obejrzałam i widziałam przede wszystkim chorego człowieka.

Dla wielu te słynne sceny z jego "akcjami", z chamskim zachowaniem, kiedy pokazuje się jako egoista są jednowymiarowe. Ot Tomasz został pokazany jako dupek, koniec. Kurcze, no nie wiem, ja jakoś tak widziałam w nim te niuanse, o które tylu się dopomina, dla mnie Tomasz był postacią wielowymiarową. Może dlatego, że mi jego dziwaczne, skandaliczne zachowanie nie przysłaniało całości. To był efekt, nie środek sam w sobie.

Na to słynne rozwalenie kuchni rodziców można patrzeć na tyle sposobów. Dla wielu będzie to wybryk rozkapryszonego bachora, na dodatek jak widzę przyjmuje się postawę defensywną "on taki nie był (choć go znam tylko z radia)". A przecież ta scena miała całą dynamikę i uczestniczyły w niej także inne osoby, różnie się zachowujące. Ale oczywiście możemy się skupić na efektownie rozbitej zastawie stołowej, rozbitej przez Tomasza "on taki nie był" Beksińskiego w "on nie miał takich ataków" ataku szału :) To wtedy faktycznie, Tomasz jest jednowymiarowy.
Podsumowując: dla mnie jego efekciarskie zachowanie to jest etap końcowy. Ocenianie Tomasza na podstawie rzutu telewizorem, to jest jak ocenianie katastrofy na podstawie malowniczej demolki, bez analizy jak do niej doszło. Coś w tym stylu :)

Poza tym to jest film O RODZINIE. Nie o samym Tomaszu. Na więcej uwagi poświeconej każdemu po prostu nie ma czasu. Proste ;)

krycha101

W nowym movie się - redaktorzy filmwebu (głównie Muszyński) też mają sporo wątpliwości co do przedstawienia postaci Tomasza

http://www.filmweb.pl/video/movie+si%C4%99/Spieramy+si%C4%99+o+%22Ostatni%C4%85+ rodzin%C4%99%22+i+%22Siedmiu+wspania%C5%82ych%22+oraz+oceniamy+serialowych+%22Ar tyst%C3%B3w%22-40663#

...więc chyba coś jest na rzeczy

ocenił(a) film na 6
krycha101

Tak, tak, jest coś na rzeczy.
Ja nie wyobrażałem sobie obejrzenia tego filmu gdzie indziej jak tylko w Kinie Pod Baranami i właśnie wczoraj obejrzałem ten obowiązkowy dla mnie film i pierwsze słowa po zakończeniu seansu, jakie skierowałem do swojej żony i córki brzmiały: jakby Tomek to obejrzał zapewne teraz wyrzygałby się na ekran i może na część widzów.
Mój Boże, po obejrzeniu filmu poczułem ogromny żal, upokorzenie i złość, postaram się po kolei wyjaśnić skąd te moje emocje.
Żal, że „w czasie antenowym” w jakim była przedstawiana postać Tomka w filmie „Ostatnia Rodzina”, jednak można było wykreować wielobarwną i inteligentną postać Tomka, a tego nie zrobiono, dlaczego?
Jaką postać Tomka widzimy? Przez cały seans byłem zmuszony oglądać pana Ogrodnika, który znakomicie małpował powtarzam małpował! gestykulację oraz głos Tomka. A jaka jest różnica pomiędzy małpowaniem a graniem roli, chyba nie muszę wyjaśniać.
Mojej córce, która nie znała Tomka i nie słuchała jego audycji, film się bardzo podobał, mówiła: tato, przecież to nie był film o Tomku, tylko o rodzinie Beksińskich. Tak córeczko, tylko, jeżeli ktoś znał, choć trochę Tomka i utożsamiał się w owym czasie z Jego gustami muzycznymi i wychował się na jego audycjach, a tutaj widzi wynaturzoną płaską postać, to uniemożliwia mu spokojny i obiektywny odbiór filmu jako całości.

Upokorzenie. Tak, czułem się upokorzony, jako jeden z wielu, którzy w tamtym czasie dałaby się pociąć za wspaniałą muzykę i teksty, jakie przynosił Tomek do radia, tak, bo muzyka to było Jego i nasze życie, a tutaj co widzimy? Niezrównoważonego średnio rozgarniętego egocentryka, i zaledwie parę kilkunastosekundowych fragmentów, dobrze, że one chociaż tam są bo wówczas wbijało mnie głębiej w fotel, bo to głęboka muzyka była, tak głęboka jak Jego i nasze dusze. Tak, oj wbiło, oj wbiło, przy dźwiękach Pressure Points, czyli początku albumu Stationary Traveller i wówczas odwróciłem porozumiewawczo wzrok w kierunku mojej żony (bo to jedna z naszych ulubionych płyt była i jest). Wiem, wiem córeczko, to film o rodzinie Beksińskich, a nie o Tomku, ale jednak można było się postarać i nie upokarzać mnie aż tak.
Teraz rozumiem, skąd tak wysokie oceny tego filmu, pewnie jakbym w ogóle nie znał postaci Tomka, być może byłbym zachwycony obrazem, w którym naprawdę nieźle zostało odtworzone mieszkanie, ze stosem płyt i sprzętu, chociaż nie mieli kamery Panasonic jak w filmie, tylko Blaupunkt. Tomku, pamiętasz może jak spadła na Ciebie ogromna i ciężka szafa podczas słuchania Black Sabbath? Wówczas, jak i potem, kiedy leciałeś do Rzeszowa udało Ci się ujść z życiem. A pamiętasz to spotkanie w Krakowie, kiedy przyniosłeś pod pachą stos swoich winyli, żeby nam zagrać nasze ulubione dźwięki?. Wtedy w nastrojowej atmosferze przy włączonej małej lampce, która oświetlała jedynie gramofon, w tych nieco intymnych warunkach, pozwoliłeś sobie na parę zwierzeń o sobie i swojej rodzinie.
Złość. To uczucie ogarnęło mnie zaraz po zakończeniu projekcji filmu, kiedy miałem ochotę w imieniu Tomka wyrzygać się na ekran. Spoczywaj w pokoju Bracie! Bo ja niestety, po obejrzeniu filmu jestem wk….y!

ocenił(a) film na 6
homer_1

Po opadnięciu emocji, muszę zweryfikować swoją opinię.
Otóż mając na uwadze, iż nie jest to film dokumentalny, muszę oddać należne honory za znakomite kreacje dla WSZYSTKICH aktorów bez wyjątku. Praca, jaką włożyli, aby zbliżyć się do wzorca naprawdę imponuje, szczególnie pan Ogrodnik, na którego głowę wylałem wcześniej małe wiaderko. Materiału filmowego, również tego dotyczącego Tomka Beksińskiego podobno było naprawdę sporo i z konieczności musiał zostać ograniczony.
Nie mamy tutaj pełnego obrazu osobowości Tomka, jest to jakiś mały wycinek relacji domowych według zamysłu reżysera. To, że otrzymaliśmy jednopłaszczyznowy obraz tej inteligentnej osobowości, ostatniego wielkiego romantyka 20 wieku, jakim była i jest kultowa postać Tomka, jest faktem wynikającym po części z wyżej wymienionych powodów.
Dla wielu kultową postacią jest pan Zbigniew, dla innych Tomek, dla kolejnych obaj ze wskazaniem na, a pozostali przyszli popatrzeć bo to słynna rodzina była.
Może doczekamy się pełnej wersji reżyserskiej? albo lepiej, może powstanie przy wykorzystaniu nie ujętych w filmie scen - pełny film o Tomku? A mógłby to być naprawdę dobry, głęboki i poruszający obraz. Ale pewnie nie powstanie, bo pan Zygmunt zza grobu zakrzyknąłby, że to „popłuczyny Casablanki”. Na razie pozostają wspomnienia i dwie książki: pani Grzebałowskiej i pana Weissa, obie ważne, bo to podobno dwa różne bieguny, jak chodzi o wspomnienia po Tomku.

ocenił(a) film na 6
homer_1

powyżej zaliczyłem "wpadkę", jak w filmie jeden z sąsiadów z osiedla - oczywiście nie pan Zbigniew - lecz pan Zdzisław!

ocenił(a) film na 6
homer_1

ale, po prawdzie: niesmak mi jednak pozostał, tego się nie da wydłubać, gdyby nie on, "zagościłbym"u Beksińskich pewnie jeszcze parę razy.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 6
raj001

„...Jest to w każdym razie na pewno bardzo złożona i wielowymiarowa postać, trudno ją klasyfikować tak prosto i jednoznacznie jak ty to zrobiłeś…"
???
Nadal uważam, że film pokazuje postać Tomka Beksińskiego jednowymiarowo, czyniąc krzywdę temu człowiekowi i nie jestem odosobniony w tej opinii.
Obecnie kończę lekturę książki W. Weissa "Tomasz Beksiński. Portret Prawdziwy". Mój podziw budzi trud, jaki włożył autor w dotarciu do tak potężnej ilości materiałów źródłowych, po to, aby jak najwierniej oddać czytelnikowi postać Tomasza. Przebrnięcie przez niektóre rozdziały tej książki, gdzie mamy nieomal „ekshumację” wnętrza psychiki Tomasza – może być bardzo trudne dla czytelnika. Ale dzięki temu, że autor starał się jak najpełniej pokazać nam postać Tomka, powstała tak znakomita książka, której myślę, że wart był Tomasz, niezapomniany ostatni wielki romantyk muzyki rockowej. Tylko tyle i aż tyle.

krycha101

Chwilunia, Tomasz Beksiński w filmie w wersji publicznej i w wersji w domowych pieleszach jest zupełnie różny! Kiedy jest w radiu, czy w innych sytuacjach, kiedy jest otoczony przypadkowymi ludźmi, jest spokojny, mówi składnie i spokojnie, nawet inaczej się rusza, dopiero w swoim i rodziców mieszkaniu możemy go zobaczyć w innym wydaniu.
W filmie nie jest pokazane, jak Tomasz demoluje konsolkę radiową, tylko kuchnię matki, więc Pan Weiss może po prosotu nigdy go takiego widział, znając go jako współpracownika, prawdopodobnie kolegę, a nie przyjaciela rodziny!

emo_waitress

Owszem , pisali równolegle w Magazynie Muzycznym już w początkach lat 80tych , więc znali się , ale nigdzie nie spotkałem się z sugestią , że byli zaprzysięgłymi przyjaciółmi .Może czegoś nie wiem , ale też nie wiem skąd taka wiara u Weissa , że Tomek prywatnie , w domu rodzinnym i w latach 70tych nie był taki , jakim przedstawiono Go na ekranie . Tymczasem Jego komentarz dotyczący postaci Tomka w filmie , jest miażdżący .Książka Grzebałkowskiej też mu nie pasuje . Nawet jeśli red. Weiss w jakiejś mierze ma rację , to przecież film jest wizją artystyczną swojego twórcy . Każdy ma jakiś obraz Tomka . Ale to tylko film .

gogos046

Ja się na temat Tomasza nie wypowiadam, bo go zwyczajnie nie znam. Jeżeli jego ataki, skandaliczne zachowanie, próby samobójcze są udokumentowane i potwierdzone przez przynajmniej kilka bliskich mu osób, to je kupuję.
Co do oskarżeń Pana Weissa - tak szczerze to budzą we mnie śmiech :) Hasło "że ktoś taki nie był" wygłaszane przez sąsiadów, współpracowników, itp. jest takie ładne i tak często pojawia się w przypadku głośnych spraw kryminalnych.
Dopóki ktoś nie jest z daną osobą 24/7, nie zobaczył jej w sytaucjach ekstremalnych - ale również tych intymnych, z wydawaniem autorytarnych wyroków powinien się raczej wstrzymać, bo może sie zwyczajnie wygłupić.
Nawet w filmie jeżeli dobrze pamiętam sam Tomasz mówił o graniu, udawaniu, o maskach, które zakłada. Pan Weiss mógł znać tylko jedną z wersji Tomasza.

emo_waitress

Wreszcie głos rozsądku. Śmieszy mnie, że ludzie wylewają wiadro pomyj na Dawida Ogrodnika za rzekome przerysowanie postaci Tomasza - zupełnie jakby każdy człowieka znał osobiście i przebywał w jego towarzystwie 24 godziny na dobę. Moim zdaniem w filmie uchwycono właśnie różne aspekty jego osobowości. Czytając książki poświęcone tej postaci mam wrażenie, że ten człowiek był przede wszystkim doskonałym aktorem, a prawdę o nim znali jedynie najbliżsi i to za zamkniętymi drzwiami mieszkania na Mokotowie. Druga sprawa: to film fabularny, oparty na prawdziwych wydarzeniach i postaciach - nie zaś dokument. Mimo wszystko uważam, że ludzie za bardzo się spinają. Mam wrażenie, że przy okazji premiery jakiegoś głośnego filmu zaraz odzywa się tabun ekspertów (w tym przypadku ekspertów od rodziny Beksińskich).

ocenił(a) film na 1
krycha101

Film jest po prostu nieudany, bez sensu, bez treści i bez żadnego napięcia. Nuda do potęgi.Gra Seweryna jest tak żenująca, że aż niesmaczna (vide obrzydliwe ciamkanie przy obiedzie). Aktor od Tomka to jakieś kuriozum. I tyle.
Jeśli ktoś zachwala ten film lub choćby opowiada o nim jak o czymś godnym opowiadania, to ja już nie wiem, w kulturze "voice of poland", "Żony dla rolnika" i seriali "dramatyczne sprawy" to każde gówno jest ósmym cudem świata

krycha101

Ogrodnik dobrze zagrał, może momentami zbytnio załapał zachowanie od Jeremy Davies z Solaris(2002) ale mnie przekonał

krycha101

Co jak co, ale człowiek emocjonalnie stabilny samobójstwa nie popełni. Z drugiej strony - to, czy Tomasz Beksiński bywał histerykiem, wiedzą tylko jemu najbliżsi. Wiadomo, że film to nie życie i pewne rzeczy trzeba było dodać, inne usunąć, jeszcze inne przerysować, żeby ekranowa historia trafiła do widza.

użytkownik usunięty
krycha101

"Tomek nie był człowiekiem jednowymiarowym. nie był świrem i półgłówkiem, a taką postać WYMYŚLILI panowie Bolesto, Matuszyński i Ogrodnik i nazwali ją Tomasz Beksiński".

Niestety tak właśnie w tym filmie jest ta postać przedstawiona. Wystarczy po oglądać kilka wywiadów Tomka Beksińskiego, (chociażby ten z Jagielskim, który też jest w filmie) aby zauważyć że Dawid Ogrodnik po prostu przeszarżował. Szkoda. bo to jest jedyny minus w tym filmie.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
raj001

W filmie postać Pana Tomasza Beksińskiego pokazana jest właśnie jednowymiarowo.
To jest Tomasz Beksiński: https://www.youtube.com/watch?v=hcLqO5xU6c0
W filmie, takiego Beksińskiego nie widziałem

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones