Film obejrzałem z ciekawości, czy działa bułgarska klątwa, dotykająca większości produkcji ulokowanych na terytorium tego wakacyjnego kraju. Na szczęście tym razem się udało! Dostajemy całkiem solidne (jak na kategorię "B", jak sądzę) kino akcji, będące dalekim krewnym "Ataku na posterunek", do którego dołączył feminizujący "Kevin sam w domu" w swej najmroczniejszej mutacji. Jeżeli w czasie projekcji uda się zapomnieć o klasykach, jeżeli nie będziemy wyszukiwali słabych stron obrazu, jeżeli z góry założymy, że mamy do czynienia z drugim gatunkiem, to nie powinniśmy czuć się rozczarowani. Oceniając "Czarnego motyla" napisałem, że Banderasowi służy upływ czasu i jak na razie podtrzymuję tę opinię, choć nieco obawiam się, jakiej jakości będzie kolejny film z jego udziałem. Oby dokonał dobrego wyboru, czego mu szczerze życzę.
Ben Kinsley jak zawsze co najmniej poprawny, jednak wydaje mi się, że nieco za bardzo ufa swojej charyzmie i zestawowi narzędzi aktorskich, które udało mu się wypracować. Mnie jego obecność w "Ochroniarzu" nieco zaskoczyła, może niepotrzebnie, ale droga, którą (mówiąc w wielkim skrócie) przebył od "Gandhiego", poprzez "Listę Schindlera" i "Wyspę tajemnic" trochę mnie niepokoi.
Podsumowując, dostaliśmy nie najgorsze kino rozrywkowe i dlatego mając na względzie klasę "B" swoją ocenę na 7 uznaję za zasłużoną.