Muszę przyznać, że czytając komentarze boli mnie serduszko. Wiadomo, że kultura jest subiektywna i w ogóle, nie zmuszę nikogo żeby pokochał ten film, ale uważam że niektórzy patrzą na niego lekko z góry. Bo filmy wojenne dzielą się na takie, od których można wymagać głębi i Sztuki filmowej w klasycznym tego słowa znaczeniu (1917, Dunkierka, Full metal jacket), i na te proste propagandówki US Army (Ocalony, 13 godzin, Helikopter w ogniu). I żaden z tych rodzajów, nie jest z definicji lepszy lub gorszy, po prostu przyświeca im inny cel. Kiedy oglądam te pierwsze, liczę na wejście głębiej w ludzką psychikę, poznanie jakiejś prawdy o życiu i śmierci itp. Natomiast na tych drugich, lubię wyłączyć na chwilę analityczną część mózgu i pomyśleć sobie: *lekko ironicznie i z przesadnym patosem* "Jacyż dzielni są ci amerykańscy chłopcy" "Och, ten mężczyzna się nie poddaje i dzięki swej wytrwałości ratuje swojego przyjaciela, psa, chomika, czy cokolwiek reżyser umieścił w tym miejscu". Bo to jest trochę jak kino superbohaterskie, gdzie dobzi biją złych. Wszyscy czasem zwyczajnie potrzebujemy czegoś tak prostego, w przerwie od kina oskarowego i niezależnego. Oczywiście zgadzam się, że takie założenie na film można zrealizować dobrze i źle (ponownie porównując do kina superhero, znajdziemy w nim zarówno Justice League jak i Civil War). Niech nikt nie zrozumie mnie źle: nie próbuję nikogo przekonać, że Ocalony to niedostrzeżona perła kinematografii, wyprzedzająca swoją epokę o dekady. Po prostu ten film spełnia trochę inne założenia niż Pluton czy inny Łowca jeleni, ale moim zdaniem nadal jest całkiem kompetentnym filmem w swoim podgatunku.
Ja ten film uważam za cenny, bo pokazuje jedną z najbardziej nieudanych operacji wojskowych. Interesuje mnie ta tematyka, więc z ciekawością oglądałem i analizowałem. Z takich filmów sporo się można nauczyć, jeśli człowiek wie, czego szuka. Film kieruje też do książki ocalałego z czwórki żołnierzy, a tam można znaleźć jeszcze więcej. Gdyby nie ten film, być możne do dziś nie wiedziałbym o operacji "Red Wings".
Po 4 latach się odniosę do tego, bo się pod tym podpisuję. Niestety uważam, że problemem filmwebowych „hipsterów” jest oczekiwanie od każdego filmu jakiejś głębi, nieszablonowej fabuły, realizmu itp. Gdyby tak było to finansowo takiego sukcesu, by nie odniosła seria „Szybcy i wściekli”, która ma swoich fanów od lat, gdzie realizm schodzi na drugi plan a liczy się tylko i wyłącznie rozrywka. Szukanie tak dialogów, głębi czy nawet krytykować film za oświetlenie (ktoś kiedyś tam coś takiego skrytykował) jest dla mnie smutne, bo idąc tą drogą można pozbawić się przyjemności z oglądania w dosłownie każdej produkcji. Nie dla każdego filmy to całe życie i nie każdy jest koneserem, smakoszem filmowym. Oceniając fabułę nigdy sukcesu tak samo by nie odniosło American Pie. Tak prosta, prymitywna fabuła, a jednak ta seria zapoczątkowała jakąś nową kategorię filmową. W tym filmie też nie chodzi o realizm mimo, że film jest oparty na faktach. Jeśli dodać to co wielu osobom brakuje to film miałby średnią 6.0 i by był uważany za nudny, a jak widać założeniem producentów było coś całkowicie innego. Film się przyjął w szerszym gronie? Pewnie i taki był tego cel.