Odpowiedź na końcu komentarza.
Bardzo długo zwlekałam z obejrzenie tego filmu. Jego ocena i ogrom pozytywnych komentarzy, a także nieźle sklejone zwiastuny obiecywały wiele, tak wiele, że uznałam za stosowne wstrzymać się z sensem. Chciałam nieco dojrzeć do tej historii, by móc ją przeżyć i nie zapomnieć na długo.
Kurde.
Dawno się tak nie rozczarowałam.
O ile akcja w pierwszej części rozkręca się powoli i jako tako pozwala wejść w historię, tak w drugiej wszystko leci na łeb na szyję. Odnoszę wrażenie, że reżyserowi nie chodziło o to, by przerazić widza, dając mu posmakować odpowiednio dawkowanej grozy. Nie. On chciał jedynie pokazać historie opartą na faktach.
I w sumie to tyle.
Film jest nieprawdopodobnie suchy. Opiera się głównie na efektach specjalnych, raczej średnich niż dobrych, i IMHO obraz nie przetrwa próby czasu.
Co w nim straszy? Valak? Szczerze mówiąc, chłopiec z workiem na głowie z Sierocińca wzbudzał większy niepokój.
Caly film to wyliczanka: będzie jumpscare, nie będzie, będzie, nie będzie.
Oś fabularna jest bardzo prosta i nie ma w niej nic zaskakującego: przedstawienie rodziny, dziwne wydarzenia, wejście pogromców duchów, śledztwo, wyjazd, powrót, walka, happy end.
Od początku wiadome jest, jak wszystko się potoczy. Ani przez chwilę nie drżałam o życie bohaterów. W gruncie rzeczy byli mi obojętni. Nie wyczuwalam w tym filmie zagrożenia ani nutki tajemnicy charakterystycznych dla horrorów azjatyckich i ich amerykańskich remakeów.
Obecność 1 i 2 nic nie wnoszą do świata horroru. Podejrzewam, że miały być próbą wskrzeszenia klasycznych ghost story z lat 60, 70 i 80 (Dziecko Rosemary, Egzorcysta, Poltergeist), ale coś nie pykło. Może za wiele oczekiwałam.
Podsumowując, obie Obecności to filmy nudne, z niewykorzystanym potencjałem, bardzo przeciętne, do zapomnienia.
Niepokój wywołały u mnie... napisy końcowe (i wcale nie śmieszkuję! xd). Zdjęcia archiwalne bezpośrednio dokumentujące tę sprawę, twarze rodziny i Janet. TO BYŁO COŚ.
Polecam osobom zaczynającym przygodę z horrorami, które chcą się przestraszyć, ale nie za bardzo. ;)