Wiecznie wystraszony szeryf Morales. W ogóle to jakim cudem ten koleś został stróżem prawa?
"Przecież rząd nie okłamuje ludzi" czyli odważna jazda szeryfa z ekipą w centrum miasta ku własnej zgubie:)
Dzieciak który widział za oknem potwora. "Widzisz kochanie? Nie ma żadnych potworów." A zaraz potem aarrgh.
Predator który dziwną substancją rozpuszcza (zaciera ślady?) swoje ofiary, a po co?
Dzielna pani komandos która jest swoistą parodią walczącej feminy Ripley z Aliens.
Dzielni Marines którzy przyjechali do małego miasteczka chyba wprost z... Iraku.
Ciekawski murzyn który koniecznie musiał wyjrzeć zza wozu pancernego mimo że wszystko wskazywało na duże zagrożenie i śmierć kolegów.
Dwóch naćpanych kolesi w sklepie z bronią którzy już wcześniej zwiastowali atak terrorystów. Szkoda że amerykański rząd nie słuchał się wcześniej takich obywateli.
Cycata blondyna która ginie w głupi sposób jak w każdym szanującym się horrorze klasy b.
Przebity ogonem obcego koleś który bez problemu dożyje do końca całej tej awantury. Dwaj bracia (reżyserzy) wciąż razem:)
Predator który zdejmuje maskę żeby dać szansę na równą walkę z predalienem mimo że tamten jest dwa razy większy i silniejszy od niego.
Ciemność panująca w filmie która powoduje u widza większą irytację niż strach.
Mało smaczne zapładnianie i pan doktorek predalien zaraz przyjdzie na poród.
Swiat nie jest gotowy na taką technologię ale tylko w tym filmie.