(...) Wspaniale nihilistyczny finał dowodzi, że gorejący świt nie zawsze musi wyrwać ofiarę z objęć najgorszego koszmaru. To świetny moment bardzo udanego horroru, w którym znaczny nacisk położono na powolnym budowaniu suspensu. Tempo scen grozy jest w „Nieznajomych” wspaniałe, a napięcie, jakie im towarzyszy, można ciąć nożem. Choć preludium filmu sprawia wrażenie przeciągniętego, a dialogi między Kristen i Jamesem bywają nużące, Bertino łata te ubytki przy pomocy zaskakująco sprawnej, jak na debiutanta, reżyserii. O jego talencie świadczy chociażby wybitne wyczucie audialne: dopięte na ostatni guzik udźwiękowienie to niepodważalny atut techniczny „Nieznajomych”, a i rzadko świdrująca w uszach muzyka wykorzystana została w sposób nienaganny. Powtarzający się efekt zdartej płyty mądrze przedstawia widzom tercet z piekła rodem. Nieznajomi wychodzą z ukrycia w rytm skrzeczącej, źle zsynchronizowanej piosenki country, brzmiącej trochę jak drapanie pazurami o tablicę. Nawet pisząc te słowa, zastanawiam się, czy aby na pewno zamknąłem za sobą drzwi wejściowe…
Pełna recenzja: #hisnameisdeath