Mam poczucie że ta historia musiała dobrze wyglądać na papierze, natomiast w realizacji zrobiło kupę. Dynamika jest dziwna, momentami można było odnieść wrażenie, że montowały to dwa różne zespoły i za nic w życiu nie potrafiły się dogadać.
Poziom humoru miejscami miał potencjał, ale szybko został zabity. Właściwie jedyną różnicą między tym filmem a typową, polską komedią romantyczną jest stos zwłok. Obronił się jedynie Fastryga - gość rzeczywiście w to wszedł i tonował. Krupnik na początku też był w porządku, ale później czułam się jakby ktoś powtórzył mi ten sam żart drugi raz, tylko dlatego że zaśmiałam się za już pierwszym.
O nawiązaniach do Tarantino... to dowiedziałam się stąd :D. Na naszym podwórku chyba powoli tworzy się reguła, nawiązania do Tarantino jest jak wykonywanie "I will always love you" w talent show - albo zgarniasz wszystko, albo z miejsca strzelasz sobie w stopę. Tylko to pierwsze jeszcze nikomu się nie udało, przynajmniej długometrażowo.