PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=578577}

Na zawsze Laurence

Laurence Anyways
7,4 13 583
oceny
7,4 10 1 13583
6,4 18
ocen krytyków
Na zawsze Laurence
powrót do forum filmu Na zawsze Laurence

K...ale rozczarowanie:( 

użytkownik usunięty

Czekalam na ten film z wielką niecierpliwością i nadzieją na kolejną emocjonalną rozkosz, której doznałam oglądając poprzednie filmy Dolana...niestety okazało się, że ten film to PRZEROST FORMY NAD TREŚCIĄ. Prawie 3 godziny kręciłam sie w fotelu w oczekiwaniu kiedy się skończy...oby to był jednorazowy niewypał Panie Dolan.

ocenił(a) film na 8

Gdybym po 15 minutach zdecydował się wyjść z projekcji to nie wiedziałbym co tracę. Byłem bliski tego bo początkowo filmie mnie denerwował, ale dałem sobie szansę. Nie wierzyłem, że tak może być przez prawie trzy godziny. I nie żałuję. Moim zdaniem świetne kino.
Czy przerost formy nad treścią? Chyba nie, bo reżyser tak chciał pokazać pustkę landrynkowanego, pozornego i powierzchownego życia we współczesnym świecie. Gdzie dominują pozory, a tylko nieliczni zdolni są do diametralnych zmian, dezintegracji pozytywnej i podjęcia ryzyka zaczęcia czegoś nowego, bo to niesie niebezpieczeństwo samotności, odrzucenie, zerwanie dotychczasowych znajomości czy budowę czegoś od zera. I to się świetnie reżyserowi udało. Brawo.
W miarę jak film trwał, mój podziw dla niego rósł. Jest w filmie bez liku znakomitych scen i smaczków, które budziły mój uśmiech. Znakomita muzyka, aktorstwo, z dawno niewidzianą Nathalie Baye czy scenografia.
Zdaję sobie sprawę, że to kino nie dla wszystkich, ale cierpliwość, w tym przypadku, popłaca.

użytkownik usunięty
pessoaa

Czegoś zabrakło, czegoś było za dużo...to oczywiście moje subiektywne odczucie

ocenił(a) film na 10

Moim zdaniem to najlepszy film Dolana, bo właśnie jest w nim najwięcej treści. Zdecydowanie więcej niż w Wyśnionych Miłościach. Szkoda, że nie wszyscy to zauważyli. Ale ten film to cały Dolan. To jego genialny styl. Nie rozumiem zupełnie komentarzy, jak ktoś mówi, że za mało "dolanowski", że się zawiódł.

ocenił(a) film na 6
jealouss

Chyba był nawet za bardzo dolanowski.

ocenił(a) film na 10
jealouss

Dolan jest czarododziejem, bardzo dobry film, zdecydowanie nie męczy przez te 3 godziny. Nie twierdzę że jest to film doskonały ale ma to "coś"

jacawraca

trzeba powiedzieć, że Xavier dopiero się rozkręca.
To dobry film o miłości. Opowiada o tym, że nie jedno ma imie. Że może być uzależnieniem, ogniem do którego się cały czas wraca chociaż parzy. Był też o odwadze, o odwadze zakończenia niektórych etapów w życiu, jak i nauce na błędach. Z pozoru to tylko film o mężczyźnie który czuje się kobietą. Obraz ma jeszcze więcej w zanadrzu, tylko trzeba dać mu szanse do końca. Dziękuję,

W dużej mierze się z Tobą zgadzam choć przyznaję to z ubolewaniem bo poprzednimi dokonaniami Xaviera Dolana byłam oczarowana.
Tak dość surowe "Zabiłem moją matkę" i wizualnie piękne "Wyśnione miłości" uważam za rewelacyjne preludium do ciekawej i być może wielkiej kariery.

Niestety "Na zawsze Laurence" jest laurką, którą sam sobie wystawił, oznaką samozachwytu i próżności, mam wrażanie, że te brzydkie i zgubne
uczucia zbyt szybko zawładnęły młodym, nieopierzonych choć niewątpliwie zdolnym artystą.
Natłok pięknych, pompatycznych i przesłodzonych zdjęć nie był w stanie zakryć braków scenariusza i w wielu momentach dość słabej gry niektórych aktorów.
Chwilami czułam się jak przejedzona zbyt słodkim tortem, którego lepki i tłusty krem przyprawiał mnie o mdłości. Ile można podziwiać wciąż to samo?
Sceny tańca, dopalające się papierosy, szeptanie w kuchni podczas imprezy i podążanie kamery za Laurencem... cóż to już było, kiedyś się sprawdziło... dziś zwyczajnie jest nudne i opatrzone.
Jeżeli ktoś nazywa to własnym stylem to mam wrażenie, że popełnia nadużycie. Własny styl miał Antonioni, miał Bergman czy Fellini ale czy polegał on na tym, że z obrazu na obraz dublowali
ujęcia? Nie wiem kto chciałby czytać książki redagowane na zasadzie "kopiuj- wklej".
Mam wrażenie, że sukces "Wyśnionych miłości" utwierdził Dolana w tym, że film nie musi opowiadać przejmujących historii, nie musi kręcić się wokół godnego uwagi tematu.
"Zabiłem moją matkę" opierało się na ciekawym scenariuszu, problemach, z którymi utożsamiało się wielu młodych ludzi, były ładne ujęcia ale przede wszystkim postaci miały określoną osobowość,
charakter po prostu były jakieś.
"Wyśnione miłości" to triumf estety - piękno wylewa się z każdego ujęcia, historia schodzi na dalszy plan, choć w całym filmie jest jakaś werwa i emocja.
"Laurence na zawsze" to film póz, gadżetów i kolorowych "pocztówek".
Sam Laurence jest egocentryczną kukłą, jest pokazywany bardzo powierzchownie, nie ma wnętrza ani osobowości. Jego relacje z pozostałymi postaciami są nakreślone bardzo niedbale.
Relacja rodzice - dziecko typowe dla Dolana, stosunek do życiowej partnerki istnieje tylko dzięki Suzanne Clement - ona ukradła ten film, stała się jego najmocniejszym atutem, wprost
magnetyzowała! Monia Chokri być może świetnie dogaduje się z Dolanem ale na ekranie jest ciągle Marie z "Wyśnionych miłości"...
Melvil Poupaud zawiódł mnie na całej linii... Nigdy nie uważałam go za wybitnego aktora choć w "Opowieści letniej" Rohmera był całkiem przekonujący.
Myślę, że Garrel być może odrzucił rolę Laurence'a widząc braki scenariusza i spodziewając się, że nie może wyjść z niego naprawdę dobry film, a nie jak oficjalnie podano ze zbyt dużej
ilości zawodowych obowiązków - co odzwierciedla uboga filmografia w ostatnich latach.

użytkownik usunięty
madz20

Nic dodać, nic ująć.
Pozdrawiam:)

I ja również popieram. Pięknie napisane.

ocenił(a) film na 8
madz20

Mi się bardzo podobał "Luarance". Tak odkładałem seans, bo zniechęcony byłem opiniami, które napotkałem po premierze, ale teraz trochę żałuję. Film mnie wciągnął od pierwszych minut i uważam, że Dolan znakomicie wymyślił sobie jego konstrukcję. Przełamywanie scen - nazwijmy je - merytorycznych takimi, jakby etiudami było ciekawym zabiegiem i rozwinięciem estetyki, którą wcześniej wypróbował w poprzednim filmie. Przy czym scen kamery chodzącej za bohaterami to faktycznie nic odkrywczego, a idealne kino, który opiera się na tej estetyce to np. Kar Wai i tutaj pojawiająca się porównania są pewnie trafne. Tych scen tańca, czy papierosów znowu nie było tak dużo. Co więcej - reżyser nie powtarzał się i za każdym razem wymyślał inną - nazwijmy to tak nieco brzydko - wstawkę. Mi się to bardzo podobało, a poza tym mimo wszystko było o czymś, dodawało klimatu całości, czasem tłumaczyło emocje bohaterów. Ta naiwność symboliki była utrzymane w estetyce filmu, a ta stanowiła o zamyśle twórcy. Gdyby zmienić ten pomysł wyszedłby inny film zupełnie. Przy czym ja nie gloryfikuję "Wyśnionych miłości" To uroczy film, ale o wiele przystępniejszy i nieco naiwny, chociaż rozumiem tą naiwność, bo też traktuje o "fatalnym zauroczeniu", ma w sobie dozę niedojrzałości. Tutaj mamy historię miłosną i to taką rozciągniętą w czasie, a w dodatku te filmowe trudności, które napotykają bohaterowie nie są kalsyczne, jak inny partner, czy choroba - to jest coś jakby z innego świata - chęć bycia kobietą, bycia sobą, przełamanie bariery seksualności. Bohaterka w końcu chciałaby rozstać się z ukochanym, bo wydaje jej się, że tak powinna zrobić, że on nie chce być mężczyznę, a kochała w nim tą jego męskość. W efekcie okazuje się, że uczucie jest ponad tym. Ma to taki niemal mityczny wymiar i sięganie po konwencję symbolii, może czasem w wersji nieco kiczowatej - to wszystko jest karkołomne, ale na swój sposób spójne, dojrzałe, przemyślane i - co pewnie zdarzy się nielicznym - dla mnie satysfakcjonujące. W ogóle we współczesnym kinie pojawia się uwielbienie o twórców do konstrukcji scen z muzyką i zawsze mogą pojawić się uwagi, że wiele to do fabuły nie wniesie. Mi się to kojarzy z oglądanymi nie tak dawno "Cafe de flore" i "Samotność liczb pierwszych". Fabularnie Dolan nawet podejmuje również próbę stworzenia epickiej opowieści o miłości mającej przetrwać wszystko. Możliwe, że nawet ten aspekt w pewnym momencie spycha na dalszy plan ten o zmianie płci, co wydawało się będzie głównym wątkiem. Rozumiem głosy rozczarowania, bo można było dostać kino nieco poważniejsze i zgłębiające faktycznie istotny problem tożsamości cielesnej, poświęcenia, a poszlaki ku temu Dolan zarzucił - nakreślił kwestie tolerancji w rodzinie i w środowisku pracy oraz próbował zgłębić również stronę psychiczną, poprzez wewnętrzną refleksję bohatera. Myślę, że jednak świadomie tego uniknął i poszedł w stronę opowieści miłosnej, skupionej na dwóch postaciach dramatu. Zrobił to z wizualnym przepychem, ale też bardzo spójnie. Jeśli jest to przerost formy nad treścią, to zamierzony i pięknie opowiedziany. Przy czym ja osobiście w wielu scenach odnalazłem i tak sporo momentów refleksyjnych. Nie mieszałbym w tą dwójkę siostry Fred, bo chociaż tak, jak i matka Laurancea byłą to postać istotna dla fabuły i mająca swoje w niej miejsce - reżyser z zamysłem nie starał się, aby odciągała uwagę od bohaterów. Także Chokri mi nie przeszkadzała. Za to nie za bardzo rozumiem w czym Poupaud miał zawieść. Ze swojej strony kojarzyłem go jedynie z filmu Ozona. Na pewno zgadzam się, że Clemente zagrała lepiej, ale też była wręcz niesamowita i obok Cotillard u Audiarda to moja najbardziej zapamiętywalna rola kobieca z ostatnich miesięcy - może tylko dlatego miałbym mieć ewentualną pretensję do aktora. Fred była bardziej wybuchowa, a jej rola paradoksalnie bardziej złożona. Pierwsze sceny, zanim bohater wyjawił jej sekret oboje jednak "bawili" się razem idealnie. Także - co najważniejsze - udało się stworzyć między bohaterami chemię i oboje pasowali do swoich ról. Wiele mogę jeszcze napisać o tym filmie, bo naprawdę jest to rodzaj filmowego przeżycia. Możliwe, że tak się trafia tylko z filmami, które wywołują skrajne emocje, bo takie klasyczne filmy, którym niewiele można zarzucić są gdzieś o stopień niżej;)

tocomnieinteresuje

Nie mogę podzielić Twojej entuzjastycznej opinii.
Nie należę do widzów, których można "przekupić" formą i chyba stąd moje rozczarowanie.
W odróżnieniu od Ciebie nie spotkałam się z ani jedną negatywną opinię i oczekiwałam
doprawdy wyśmienitej uczty... Cóż im większe oczekiwania tym bardziej boli rozczarowanie...
Dochodzę do wniosku, że ten film mógłby nosić miano dzieła modelowego przedstawiciela pokolenia MTV - to długi, kolorowy i pompatyczny teledysk,
któremu daleko do miana kina artystycznego, do którego zdaje się pretendować Xavier Dolan. Bo ani to wzniosłe, ani to piękne.
Co prawda eksperymentuje on z formą, ale wciąż zdaje się być mentalnie dzieciakiem, które błądzi w świecie dorosłych. Nie da się robić kina, które
traktuje o ważkich tematach w sposób tak niechlujny i nonszalancki (jeśli chodzi o warstwę psychologiczną), no chyba, że Dolana zadowala bycie guru hipsterów.

ocenił(a) film na 8
madz20

Myślę, że zbyt łatwo go i ten film oceniasz. Na pewno jest młody i jeszcze nie do końca wyrobiony, ale jego świadomość kina jest dla mnie niesamowita. Chodzi tu tak o wyczucie piękna, które widzi staroświecko, bo jego obrazy mają w sobie coś z takiego "starego stylu", ale tez o problematykę, której dotyka. Ja generalnie mam różnie i też nie zawsze trafiają do mnie ładnobrazkowe filmy, ale w sumie też w tym przypadku uważam, że film ma wiele więcej do zaoferowania. Stał się trochę ofiarą swoich zdjęć, scenografii, kostiumów, ale też świat, który pokazuje taki jest - to środowisko może hipsterskie (w końcu jest to jakaś subkultura, ale homo, bi sesksualne). Nie wiem na ile jest to prawdziwe, ale wypada wiarygodnie. Dla mnie to trochę jak styczność z inną kulturą. Dolan pokazuje środowisko w którym sam jest. Nie inaczej było w przypadku "Wyśnionych miłości" gdzie dodatkowo jeszcze zagrał kogoś, kto jest w środku filmu. Zgadzam się, że jest to portret pokolenia, ale chyba nie tego "większościowego", a mtv już nie jest telewizją, która ma jakiekolwiek znaczenie. Bardziej to slogan. Nie mam na celu przekonywania Ciebie do swoich racji, a bardziej stwierdzenie, że różnie można patrzeć na te same rzeczy. Ja nieraz mam tak, że zupełnie na bakier coś lubię, więc nie mam z tym problemu.

tocomnieinteresuje

Oceniam go surowo - nie łatwo, a to już ogromna różnica.
Nie wiem czy możemy mówić o świadomości kina, Dolan jest estetą to nie ulega wątpliwości, jednak nie zabiera głosu w sposób realny przez swoje filmy... a mam takie samo zdanie jak Pasolini, co do roli reżysera - jego zadaniem jest kontestacja rzeczywistości i polemika ze współczesnymi. Czy takie jest kino Dolana? Nie, on pokazuje ale nie mówi, a ja bardzo nie lubię kina bezosobowego, współczesność wystarczająco cierpi z przesytu konformistów.
Myślę, że Xavier Dolan zbyt chętnie uwierzył, że ma "swój styl" i zbyt szybko się w nim zatracił. Z filmu na film potęguje to co dobre ale nie eliminuje tego co złe przez co osiągnął twórczy zastój. Zgadzam się, że jest cholernie pracowity, że przykłada wagę do detali od kostiumów, przez scenografię po muzykę jednak jak dla mnie w przypadku tego filmu sprawdza się co do joty znane i wytarte stwierdzenie - przerost formy nad treścią. I to mnie boli bo spodziewałam się czegoś dużo lepszego...
Uspokajam Cię, że rozumiem, iż nie chcesz mnie przekonać do swojej racji - podobnie jak ja Ciebie do swojej :). Szanuję odmienność naszych poglądów i zaznaczam, że mimo, iż "Laurence" wywołał we mnie ambiwalentne uczucia lubię Dolana i z niecierpliwością czekam na nowy film. Pozdrawiam :)!

ocenił(a) film na 8
madz20

Dla mnie reżyser współcześnie nie ma roli. Szczególnie, gdy przestaje być jedynie osobą za kamerą, a współczesność dała nam więcej miejsca na kino autorskie z pierwiastkiem intymnego dziennika. To trochę tak obok tematu tego filmu, ale zauważalne jest, że sporo młodych ludzi teraz przez swoją twórczość dokonuje refleksji na temat siebie i środowiska z którego się wychodzi. Może dlatego tak dużo jest projektów autobiograficznych, czy też fikcyjnych, ale głęboko zakorzenionych lub wywodzących się z własnych przeżyć. Jeśli więc mówimy o sobie w sztuce, którą tworzymy to możemy być postrzegani trochę przez pryzmat samouwielbienia, a też - tak trochę na wyrost - często osoby homoseksualne jednak mają inną wrażliwość, sposób bycia i ich twórczość też bywa manieryczna w większym stopniu niż przeciętnej osoby. Ja nie wiedząc, jak jest orientacja Dolana mogę po jego filmie podejrzewać, że jest barwną, kreatywną postacią. Może faktycznie chce za bardzo, kocha wiele rzeczy i aspektów kina. Chciałby i dokonywać refleksji nad życiem i tworzyć piękne obrazy. Czasem łatwiej jest nie mieć ambicji, ale też mam nadzieję, że droga, którą przejdzie nauczy go pokory i nadal jeszcze więcej jakości twórczości. Ja akurat bardzo lubię tą "piękną katastrofę", którą teraz nakręcił, bo widzę w niej opowieść o miłości, która jest w jakiś sposób pretensjonalna, ale w swym kolorycie, balansowaniu na granicy kiczu i mozaice emocji daje intrygujący efekt na który się łapię.

tocomnieinteresuje

Przedstawiciele kina autorskiego nigdy nie byli reżyserami "tylko za kamerą", zaliczanie Dolana do tego nurtu filmowego to jednak zbyt pochopne posunięcie jak dla mnie.
Należę do grona wielkich miłośników kina autorskiego stąd, aż wzdrygnęło mną na myśl, że umieściłeś/ aś Dolana w gronie takich tuzów jak Godard, Truffaut, Penn czy Bergman.
Dolan musi jeszcze się wiele nauczyć by móc pretendować do tego znamienitego grona. Na dzień dzisiejszy usilnie pracuje nad własnym stylem, ale szerokim łukiem omija intelektualny aspekt kina autorskiego, który jest znacznie ważniejszy od aspektu wizualnego. Być może jest po prostu za młody i nie posiada odpowiedniego doświadczenia życiowego potrzebnego do tego by rozważnie krytykować czy gloryfikować pewne aspekty życia i podjąć się próby zmierzenia się z rozprawą nad egzystencją, co jest przesłanką bezwzględną by kino nazwać autorskim - np. kino Kolskiego jest nie mniej atrakcyjne wizualnie od kina Dolana (choć piękno Kolski czerpie z natury a nie z wizji futurystycznego miasta) to jednak J.J. Kolski ma sprecyzowaną wizję świata, określoną moralność i przekaz za każdym razem jest mocny - tego brakuje Dolanowi.
Samo portretowanie określonego środowisko nie czyni kina autorskim... szczególnie, gdy ta wizja jest histerycznie- manieryczna, a niedojrzałe i chaotyczne przedstawienie bohaterów chyba bardziej utrwala o środowisku homoseksualnym stereotypy niż przybliża je widzom spoza tego świata... Z drugie strony przykro mi w ogóle pisać te słowa przez świadomość, że dzielimy świat ludzki na homoseksualny i heteroseksualny, marzy mi się by twórcy należący do mniejszości wzbili się ponad (przepraszam za wyrażenie) "zaznaczanie terenu" i tak jak np. Cukor robili wielkie kino, które widzi coś poza seksualnością, bo dziś chyba homoseksualiści zbyt szczelnie odgradzają się w swojej twórczości od "całej reszty" jeszcze skuteczniej uniemożliwiając przenikanie się różnych środowisk i zaniechanie dzielenia twórców (a co za tym idzie odbiorców -> ludzi) na homo i hetero...
Niemniej ożywiona dyskusja nad osobą Dolana i jego twórczością jest niesamowitym przykładem jak barwna i osobliwa młoda osoba przywróciła kinu werwę, jakie wprowadziła ożywienie. Już za samo to tchnięcie świeżego powietrza temu panu należy się uznanie!

ocenił(a) film na 8
madz20

:) W sumie mocno istotne nie jest dla mnie zaliczanie go do konkretnego nurtu i szeregu, ani zestawianie z uznanymi twórcami. To drugie bardziej też dlatego, że siłą rzeczy porównania tego nie wytrzyma. Możliwe, że wielu twórców, których bardziej cenię także, ale to nie ma znaczenia. Oni wszyscy faktycznie eksperymentowali z formą, ale jednak przede wszystkim była treść (może z Godardem bywało różnie, bo bardziej wizualnie eksperymentował). Młodość pewnie ma tu wiele do powiedzenia, a poza tym zbieranie doświadczeń też przedkłada się na tematykę, którą twórcy podejmują, co przy ich kinie ma znaczenie. W ten sposób nawiązałem do kina autorskiego oraz do środowiska Dolana. Nie zależało mi na pogłębianiu granicy pomiędzy światami homo i heteroseksualnymi, ale wydaje się, że wrażliwość tych światów jest różna, co widać na ekranie. Kino poza seksualnością to osobna sprawa i czasem twórca tego szuka, a czasem właśnie pragnie pozostać w swoim środowisku i tutaj przykładem jest seksualność, ale może to być portretowanie młodzieży w ogóle. Nie odczuwałem, aby Dolan utrwalał stereotypy, ale to kwestia dyskusyjna i tutaj też podobnie trudno jest rozmawiać o zakrzywianiu patrzenia na środowisko transseksualistów, bo nie mam o tym faktycznie większej wiedzy. Natomiast sam temat może być jeszcze nieraz podejmowany, bo chociaż wiele się filmów ostatnio pojawia, to nadal pozostaje wiele do powiedzenia i tworzenia tego szerszego kontekstu. Mi się podobał jeszcze film "Weekend", który oprócz filmowej uroczej i takiej konwencjonalnie lekko ckliwej historii miłosnej zawierał rozmowy, które nawet w oderwaniu od filmu stanowiły ciekawą rzecz do posłuchania/oglądania.

ocenił(a) film na 8
madz20

... a tak swoją drogą ciekawy jestem, co sądzisz o Francois Ozonie. Ja mam do nadrobienia jeszcze kilka jego filmów, a przed chwilą obejrzałem "5x2". To jest twórca, który eksperymentuje gatunkowo i formalnie, a przy tym ma coś ciekawego do przekazania, chociaż też nie robi tego wprost. Paradoksalnie siłą "5x2" jest forma i obraz i to bardziej za takimi "widokówkami" kryje się treść, którą można - jakby się uprzeć - sprowadzić do błachostki.

tocomnieinteresuje

Twórczość Ozona znam wybiórczo, mam o nim dobre zdanie - podoba mi się jego roztropność, rozwaga.
Ujmuje mnie znajomością ludzkiej natury, oraz umiejętnym budowaniem intymnej, przyjaznej przestrzeni,
w której jest dużo miejsca na pochylenie się nad bohatera, wsłuchanie się w przedstawiony problem...

ocenił(a) film na 8
madz20

Wczoraj oglądałem "U niej w domu" i film zrobił na mnie wrażenie. Przede wszystkim swoją niejednoznacznością. Ciszy mnie to, że reżyser zostawił poszlaki, ale otwarcie nie opowiedział się za żadną z możliwych interpretacji. Przy czym nie jest jednak to kino mocno ambitne i pobudzające do poważnych refleksji życiowych. Podobało mi się, że sposób opowiadania reżysera wynikał z założeń scenariusza i był spójny z treścią.

madz20

zgadzam się w 100%
Suzanne ukradła całe show i szczerze powiem, że tylko dla niej i dla muzyki oglądnęłam film do końca.

ocenił(a) film na 5
madz20

Popieram, namęczyłam się na tym filmie. Chwilami miałam ochotę go wyłączyć, ale nadal liczyłam na te COŚ. Nie doczekałam się, ale dotrwałam do końca. Obejrzałam i nie żałuję, czuję jedynie niedosyt. Po prawie 3h seansu liczyłam na coś naprawdę super. Ciekawa historia, jednak nie za ciekawie przedstawiona, przynajmniej jak dla mnie.

ocenił(a) film na 10
patrrycja22

właśnie historia jest genialnie przedstawiona, emocje są doskonale oddane, piękne zdjęcia i jeszcze lepsza muzyka, więc nie rozumiem tego bulwersu tym filmem. to jest mistrzostwo, arcydzieło, nie można było opowiedzieć tej przejmującej historii o miłości w piękniejszy sposób. o cały czas ją kocha, ma nadzieję że uda im się być razem, ale niestety, jego oczekiwania przerosły rzeczywistość.

film jest genialny, zdania nikt mi nie zmieni.

ocenił(a) film na 5
kitchenoflove

Ja wcale nie chcę zmieniać Twojego zdania. To, że film nie przypał mi do gustu, nie znaczy, że Tobie też nie musi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones