Ostatnio rzadko oceniam filmy na 10. Po obejrzeniu "Mojej lewej stopy" nie miałem wątpliwości. Nie chodzi o to, czy film obiektywnie jest, czy nie jest arcydziełem. Najważniejsze są emocje, które we mnie wywołał. Nieczęsto zdarza mi się w trakcie oglądania rozkleić, a w tym przypadku tak było. Zachwyty nad grą aktorską Daniela Day-Lewisa nie są przesadzone. Wcześniej z jego udziałem obejrzałem "Aż poleje się krew" i "Gangi Nowego Jorku". Utwierdziłem się w przekonaniu, że jest aktorem wybitnym. 10/10 zarówno dla filmu, jak i dla Day-Lewisa.
Kawał dobrego kina, doskonała kreacja Day-Lewisa, zatem zasłużona ocena 8/10... no i właśnie TYLKO 8 czy AŻ 8? Naczytałem się pochlebnych opinii i komentarzy, gdzie nie spojrzałem po oczach biły pięknym blaskiem oceny 10/10. Na tej podstawie wyrobiłem sobie niebotyczne wyobrażenia i wymagania co do filmu. Nie wiem na ile to zaważyło na odbiorze, pewnie miało wpływ bo towarzyszy mi uczucie lekkiego niedosytu i kto wie czy gdyby nie Day-Lewis ocena nie oscylowałaby w okolicach 7/10.