Ostatnia ekranizacja więc automatycznie podsumowuję całość. Szwedzi dali radę. Kilka wątków z książki wycieli słusznie inne niekoniecznie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że generalnie to jest materiał na serial, a ekranizowanie tak obszernej i bogatej w szczegóły trylogii w trzech filmach to zadanie karkołomne. Jeszcze przy pierwszej części ok, mamy mroczny kryminał. Przy kolejnych jest jednak dużo więcej wątków, postaci i wszystko dzieje się niemal jednocześnie. Poza tym widać kino europejskie i niski budżet, bo momentami wygląda to jak teatr telewizji. Nie jest to wcale wada, tak tylko mi się skojarzyło. No i minus dla aktora grającego Mikaela, mam wrażenie, że z każdą częścią grał słabiej i mniej przekonywająco. Noomi Repace za to dała radę choć tu też było za dużo ekspresji i emocji. Przynajmniej w zderzeniu z tym co jest na kartkach książek czyli dużo zimniejsza i jeszcze bardziej wyobcowana Lisbeth. Tak jak już pisałem. To jest materiał na serial. Coś w stylu amerykańskiego 24, może nawet na dwa sezony (druga i trzecia część). W pełnometrażowych filmach ciężko oddać bogactwo wydarzeń i postaci. W każdym razie obejrzeć warto ale lepiej to zrobić po przeczytaniu oryginału. Ci, którzy tego nie zrobili mogą odjąć jeden-dwa punkty od mojej oceny tak drugiej jak i trzeciej odsłony trylogii Larssona.
Mnie zastanawia jedno. Dlaczego nawet jeśli powstałby serial to i tak książka nie byłaby odwzorowana w 100%? Czy scenariusz z książki nie wystarczy? Podobnie rzecz ma się z serią o Harrym Potterze :/
nie, bo ambitni scenarzyści zawsze muszą pokazać że 'my wiemy lepiej, też potrafimy mieć fajne pomysły'. Ewentualnie to jest chęć pokazania 'jak bardzo jesteśmy kreatywni'. :/
Kreatywność to dla mnie tworzenie czegoś z niczego. A nikt nie zekranizuje kiepskiej książki. A dobre książki są ekranizowane tak, że czytelnik nie jest w stanie wybaczyć pewnych błędów twórców. Dlatego z reguły nienawidzę ekranizacji. Choć akurat 'Millennium' mi się podobało, tylko do pierwszej części mam sporo zarzutów, ale to pewnie przez Finchera.
No to racja :<. Ale czemu to wtedy nazywać ekranizacją? Ciśnienie mi się podnosi, jak o tym myślę :P. Ale nie ma co narzekać, gdyby nie filmy, to bym nie przeczytała większości książek, które przeczytałam ;). A w ostatecznym rozrachunku i tak książki zawsze wychodziły na plus.
znam niestety parę przykładów gdzie filmy/seriale były lepsze... trochę to smutne.