Dawno temu gdzieś tam w Azji była awantura - konie miecze. Typ pokonał całą ekipę. Taki oto
prolog niestety nijak ma się do reszty filmu. Potem jest aukcja na pradawny miecz - Miecz
Honoru. Ktoś tam wygrywa. Potem akcja policyjna, ginie partner głównego bohatera, z rąk
nowych posiadaczy miecza. Ci nowi posiadacze miecza robią mega przekręt, bo ustawiają z
potencjalnymi nabywcami, którzy przychodzą z walizkami kasy i ich morduję. Lol, gruba
gangsterka. W sumie mogli by tego miecza nawet nie mieć. W ogóle cała mętna historia tej
niezwykłej broni to tylko niemrawy pretekst dla scen kopania i strzelania, z małym dodatkiem
pościgów i seksu.
Tanie to, durne i bez polotu, ale ogląda się bez bólu. W paru miejscach można się pośmiać, co
oczywiście nie było zamiarem twórców. Raczej dla fanów Leigha i panny Crawford.