Był taki okres po premierze Juno, a przed blitzkriegiem MCU gdzie Hollywood nie zamknęło się całkiem na pewne odważne rozwiązania. Mieliśmy komedię romantyczne i filmy dla nastolatków, które były czymś więcej niż pewną popieliną. Było w nich więcej seksu, a przynajmniej takiego będącego czym więcej niż przedmiotem beki. Więcej brudu i trudnych tematów.
Ten film wpasowuje się w ten trend, pewnego mariażu pop i indie.
Mamy tutaj zajebisty klimat lat 90 gdzie rozkwitał biznes i sztuka, był mezalians między złotym amerykańskim chłopakiem, a dziewczyną tkwiącą w kontrkulturze. Ludzie zajmują się swoimi rozterkami, a nie polityką.
Po opiniach i ocenach łatwo zauważyć, że rzuciły się na to miłośniczki bardziej sztampowych rom comów i nie potrafią tego docenić.