"Metro" jest całkiem dobrym przedstawicielem rosyjskiej produkcji filmowej, niezłe kino
katastroficzne. Jednak scena, w której ofiara przygnieciona przez innych zostaje posadzona na fotel i
otwiera książkę na stronach zaznaczonych wcześniej kciukami, by wkrótce potem zająć się
czytaniem, wywołała u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Do podobnych reakcji przyczyniła się
kobieta stojąca nieopodal stacji metra, która miała pretensje o to, że nie ma wody w domu. Hit!
Specyficzne i niepotrzebne własne poczucie humoru reżysera objawiające się w kilku przejaskrawionych, nawet lekko satyrycznych scenach śmiało mogło nie zagościć w tym bądź co bądź dobrym katastroficznym filmie który w poważniejszej formie byłby miarodajnym konkurentem dla np. "Metra Strachu" z Denzelem Washingtonem. Całokształt otrzymuje 7-/10.
Pierwsza scena - kobieta była w szoku i czyta (albo chce automatycznie ) nie wie co sie dzieje .
Druga scena starsza pani pewnie chora problem z głowa ( starsi ludzie zazwyczaj maja takie problemy ze przesadnie sie czymś zajmują )
W obu scenach nie ma nic śmiesznego ludzie ,rożnie reagują .
Żadna z tych dwóch scen nie wywołała u mnie śmiechu? Wręcz przeciwnie... I myślę, że reżyser taki efekt właśnie chciał stworzyć. Cureman dobrze to opisał.