Z jednej strony - rewelacyjna gra aktorska oraz charakteryzacja (nominacje do Oscarów raczej pewne w tych kategoriach). Z drugiej strony - nijaki film. Obraz strasznie się dłuży. Dialogi przeciągane w nie skończoność, że przy końcu nie wiadomo co było mówione na początku. Cała fabuła nie jest zbyt wciągająca. Klimat melancholijny, produkcja raczej dla miłośników tego gatunku. Ogólnie można film obejrzeć - dla Bradleya, ale raz i zapomnieć... 6/10
6,5. Brak niestety wciągającej, spójnej fabuły. To bardziej kompilacja dobrych (i gorszych) scen z różnych momentów życia bohaterów. Coś jak koncert-benefis: Efektowny, przy niektórych kawałkach naprawdę dobry, ale to za mało na całość. Podzielam opinie o przeroście formy nad treścią i o jawnym skoku na Oscary, co nie znaczy, że równiez pod ich kątem nie można docenić świetnej gry aktorskiej i fenomenalnej charakteryzacji.
Jest też jeden aspekt, który przypomniał mi film "Kopia mistrza" - i tu, i tam była mocna, pozująca na kulminacyjną emocjonujaca scena wielkiego koncertu. I tu, i tam pięknie kończyłaby film na wysokim C, ale i tu, i tam kuliminacyjną sceną nie była :)