W skrócie: kawałek dobrego kina. Tylko ta Garbo... Rozumiem, że jej zadaniem było wcielić się w postać nieco rozchwianej emocjonalnie artystki, lecz - z całym szacunkiem dla tej wielkiej aktorki - stworzona przez nią postać irytuje mnie w wielu momentach zbyt patetycznymi, przeakcentowanymi gestami i słowami. Niezależnie od kreowanej roli, razi mnie to swą sztucznością.
To własnie pokazuje zajebiste zaplecze teatralne którego brak dzisiejszym aktorom. Zresztą głównie dlatego kiedyś się tak grało (akcentowanie każdego gestu itd) popatrz sobie np na Bogarta w Casablance gdzie do przesady podkreśla każde zdanie.
zgadzam się całkowicie. jak sobie przypominam garbo np. z ninoczki to aż mi miło się robi (ach ta uroda, inteligencja i wymowność! - tu tego nie ma), to nie teatralność jak ktoś napisał wcześniej, ale na prawdę słaba kreacja aktorska która, stanowi wręcz najsłabszy element całego filmu.
Zgadzam się z tym, że gra Garbo to nie teatralność, nawet do teatralności w najgorszym tego słowa znaczeniu jest jej poczynaniom daleko. Jej wątpliwe popisy to efekt niezbyt udanego pomysłu na wykreowanie postaci rozdygotanej artystki... Jest w tej roli nieznośnie manieryczna - gesty, pozy, przesadna mimika twarzy... Na początku myślałam, że Garbo zależało na tym by ukazać, że bohaterka przez nią grana jest niczym element nie z tego świata, ale z biegiem filmu zdałam sobie sprawę, że to po prostu słabiutka kreacja... A szkoda, bo pozostali aktorzy podołali swoim rolom.