Wiem, że należy do filmu zaangazować znanych aktorów, by tym przyciągnąć widzów. Lubię Hugh Jackmana, uwielbiam musicale. Ale zatykałam sobie uszy gdy śpiewał. Nienawidzę jodłowania przy wyciąganiu nut. Najgorzej było gdy śpiewał w duecie, wtedy jego głos i interpretacja były nie do zniesienia... Czy tylko ja nie nie lubię kościelnego jodłowania?
Popieram, w duchu tylko powtarzałam: nie śpiewaj więcej, oszczędź widzów. Bardzo dobry aktor, ale śpiewak z niego mierny.
Zgadzam się. Choć Hugh jest świetnym aktorem (również musicalowym), to "bring him home" wyszło mu tragicznie...
Praktycznie wszystkie kultowe kawałki pokroju "bring him", "stars" czy "i dreamed" (mi się nie podobała Hathaway, a sam kawałek jest nudny) wypadły troszkę blado. Ale Jackman w miarę się trzymał. Co ciekawe w roli biskupa wystąpił Colm Wilkinson czyli chyba najlepszy sceniczny Valjean. Fajna konfrontacja pokoleń kiedy obaj aktorzy się spotkali
Colm Wilkinson i Alfie Boe to dwaj najlepsi sceniczni główni bohaterzy. Gdyby Hugh śpiewał jak on umarłabym ze szczęścia w fotelu w kinie i nawet nie przeszkadzałby mi fakt, że Arkadia ma mega niewygodne fotele. Hugh śpiewał bo śpiewał. Bez jakiś meeeega wielkich błędów ale nie jest to wokal na miarę tego musicalu. Z największą przyjemnością słuchałam Samanty Barks i Amandy (i nigdy w życiu nie nauczę się pisać jej nazwiska).
co prawda uszu nie zatykałam, ale chyba należę do tej samej grupy co Wy - nie lubię "jodłowania" - no chyba, że to film o austriackim góralu lub Bawarczyku ;) a znów w głosie Crowe'a brakowało mi czasem mocy i silniejszych emocji. Mimo wszystko film obejrzałam już 3-krotnie i z pewnością znów go obejrzę. Jest cudowny, ludzki i niesie w sobie ogrom wiary w człowieczeństwo.