Końcowa jatka psuje całość. Wcześniej nawet i ciekawa próba spenetrowania środowiska konwojentów - ludzi, którzy za kiepskie pieniądze przewożą wielką kasę narażając zycie. Fajny pomysł z wprowadzeniem bohatera - chce znależć morderców syna zmieniając tożsamość - ale za dużo reżyser nadać chciał mu rysów (i dziwna relacja z pokojówką w hotelu, ataki padaczki, żona w psychiatryku) - robi się zbyt ciężko, metafizycznie nawet. Gdyby skoncentrować się tylko na zagadce, kto jest zdrajcą i budowaniu portretów konowjentów - wyszłoby lepiej. A tak, na końcu zamiast zaciskania pięści jest krew, flaki, droga, las i niebo.