Zapowiadał się typowy film z Denzelem Washingtonem, z amerykańską dawką dreszczy i ładnym wykończeniem. Jednym słowem: jakiś-tam-film, który zawsze można obejrzeć z przyjemnością, ale raczej bez zachwytów. Tutaj obyło się i bez zachwytów... i bez przyjemności. Scenariusz to dla mnie kompletna fikcja. Założenie filmu opierało się na bardzo chwiejnych argumentach, stwierdzeniach. Denzel też taki "nijaki". Może to przez rolę jaką grał? Jak dla mnie to aktor raczej do intryg, ale z dużym współczynnikiem położenie/czas, w ruchu jednym słowem. Leżenie na łóżku i gra "samą twarzą" mogły być lepiej wykonane przez innego aktora (tutaj wypadałoby podać chociaż jedno naprowadzające nazwisko, ale nie przychodzi nic na myśl). Rola Angeliny Jolie pozostanie dla mnie zagadką.
Może absolutny niewypał to za dużo powiedziane, ale ja się zawiodłem.
Angelina, nie-Angelina
Odniosłam wrażenie, że Angelina nie za bardzo wie o co chodzi i dalczego znalazła się w tym filmie. Może to wina reżysera, nie powiedział o co mu chodzi, a może scenariusza, który był krótko mówiąc denny. W każdym razie nie odnalazła się w tym filmie na pewno.
Oczywiście można się skusić na film, żeby na nią popatrzeć, ale nawet nie wygląda w nim najlepiej.
A Denzel był beznadziejny.