Po dziś dzień można głowić się czemu film "Koktajl" z Tomem Cruisem otrzymał aż dwie niechlubne nagrody w postaci Złotych Malin w kategoriach "najgorszy film" i "najgorszy scenariusz". Owszem, obraz Rogera Donaldsona jest momentami synonimem kiczu, niemniej czy całe lata '80 nie były takie? Wakacyjna atmosfera, tapirowane fryzury i błyszczące marynarki to symbole tamtej epoki, tak świetnie uchwycone w produkcji "Koktajl". Możliwe jednak, iż to co z dzisiejszej perspektywy wydaje się być pociesznym manifestem wolności i sentymentalnym powrotem do dawnych lat, w tamtych czasach pozbawione było tej specyficznej otoczki, ocena filmu zaś nie była naznaczona przychylnością w postrzeganiu owej produkcji.
Film "Koktajl" przedstawia historię młodego i ambitnego Briana Flanagana (Tom Cruise), który ma w głowie plan założenia własnego baru. W międzyczasie dniami zdobywa wykształcenie, całe noce poświęcając zaś na stanie za ladą i przygotowywanie fantazyjnych drinków. W meandry zawodu żółtodzioba wprowadza doświadczony Dough Coughlin (Bryan Brown), nierzadko prawiący mu życiowe mądrości. Koniec końców, dochodzi do konfliktu między bohaterami i ich drogi rozchodzą się. Brian wyjeżdża na Jamajkę dokładając wszelkich starań by osiągnąć upragniony cel...
W gruncie rzeczy "Koktajl" to dość nieskomplikowana historyjka prostolinijnego chłopaka goniącego za marzeniami, ot, typowy schemat "od zera do bohatera". W dodatku momentami film niebezpiecznie blisko ociera się o granice kiczu, serwując widzowi dramaty rodem z niszowej telenoweli (kłótnie o kobiety, niespodziewane ciąże...). Niemniej dzięki sprawnej ręce reżysera, pociesznej atmosferze filmu i wiecznie uśmiechniętemu Cruise'owi, wspomniane wyświechtane wątki nie rażą aż tak podczas seansu. Wszystkie płycizny i mielizny scenariusza ustępują bowiem miejsca niepowtarzalnemu klimatowi szalonych lat '80. Flanagan ścigający swój amerykański sen, praca barmana skupiona wokół, nomen omen, szampańskiej zabawy, w końcu słoneczna Jamajka z plażą i drinkami z słodko kiczowatymi palemkami...Naprawdę trudno nie dać się porwać wizji reżysera, podającego na tacy (sic!) smakowicie wymieszany koktajl (sic!!) stanowiący miks najlepszych elementów złotego okresu tandetnej mody i krzykliwego stylu bycia. W takim wypadku na zagrywki rodem z brazylijskich tasiemców można przymknąć oko.
Donaldson, bardziej lub mniej świadomie, stworzył obraz będący idealnym powrotem do przeszłości dla osób tęskniących za czasami swojej młodości. "Koktajl" to film z półki tych mniej ambitnych, aczkolwiek zapewniający sporą dawkę dobrej i nieskrępowanej niczym zabawy, z paroma chwilami poświęconymi na mniej lub bardziej topornie wyłuszczone refleksje dotyczące życia. Szczypty pikanterii i przysłowiowego pazura dodaje także obsada produkcji; młodziutki Cruise wzorowo podźwignął na swoich barkach ciężar filmu, odgrywając postać idealnie skrojoną na jego miarę. Wieczny optymista Flanagan w jego wykonaniu to synonim stylu bycia na modłę "American boya", silnego charakteru dzielnie stawiającego czoła wszelkim przeciwnościom losu.
Film "Koktajl" można polecić widzowi, który a) jest w stanie przełknąć sporą dawkę melodramatycznego kiczu zaserwowanego przez scenarzystów i b) mającego ciągoty i sentyment do szalonych lat '80 rodem ze Starego Kontynentu. Dla takiej widowni produkcja z Tomem Cruisem będzie pozycją godną uwagi, gwarantującą kawał porządnej rozrywki. Reszta kinomanów, na czele z ludźmi z awersją do Pana "Misji niemożliwej", niech trzyma się od obrazu Donaldsona z daleka, dziwiąc się tylko dwóm nagrodom "Złotej Maliny" przyznanej filmowi.
Ogółem: 8/10
W telegraficznym skrócie: esencja lat '80 w uroczo kiczowatej pigułce; sztampowa historyjka została ubarwiona przez klimat wiecznej hulanki i szczerzącego się młodziutkiego Cruise'a; dla fanów wspomnianej epoki film jak znalazł.
Zgubiłem jeden paragraf XD
Oceniając "Koktajl", nie można również pominąć świetnej ścieżki dźwiękowej, wzmacniającej i tak mocno beztroski klimat zakrapianej wymyślnymi drinkami fiesty. Stare dobre przeboje Beach Boys wraz ze szlagierami typu "Hippy Hippy Shake" tudzież "Tutti Frutti" wprawiają widza w szampański nastrój, zaś wyczyny barmanów za ladą w rytm wspomnianych hitów cieszą w naiwny, niemniej optymistyczny i wrzucający mimowolny uśmiech na lico sposób.
Dla mnie także 8/10. Świetny film z magicznym klimatem lat 80tych, przez co często do niego wracam. Te Złote Maliny to jakiś nieśmieszny żart.
Sądzę, że owe Złote Maliny zostały przyznane w perspektywie wcześniej wydanego "Top Gun", który przecież był hitem. Pewnie oczekiwano kolejnego hitu z Tom'em. Film bardzo przyjemny.