PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=497211}

Koń turyński

A Torinói ló
7,5 4 615
ocen
7,5 10 1 4615
7,8 26
ocen krytyków
Koń turyński
powrót do forum filmu Koń turyński

Nakręć 20 min. filmu o niczym, a będziesz żałosny - nakręć 20 min. filmu o niczym i powtórz to 7 razy, a będziesz wielkim artystą.
20 lat temu spędzałem wakacje u "dziadków" - ich życie było identyczne z tym, co dzieje się na filmie, czyli posiłek, spanie, "doglądanie" gospodarstwa, zwykłe codzienne czynności itd. itp. Jak się okazało można z tego zrobić artystyczny film, dodając do "fabuły" koniec człowieczeństwa. Hmmm, co można powiedzieć o filmie - w sumie to nic, bo to film o niczym. Ojciec i jego córka-służąca wstają i co dzień robią to samo...i to tyle to koniec fabuły. Scenariusz średnio zdolny uczeń gimnazjum napisałby w 40 - 50 min., cały film można by nakręcić w 3-4 dni. Jedyny plus to bardzo dobre zdjęcia.
Jeśli to jest film artystyczny to bardzo się cieszę, że nie jestem artystą - 2/10

ocenił(a) film na 9
PWMarshal

to nie film o niczym, tylko o Nietzschem, brzmi podobnie, ale nie to samo :P
ten film może się rzeczywiście mocno podobać tylko jeśli rzeczywiście dociera do kogoś smutne przesłanie,
nie chodzi tyle o "rozumienie" tylko odczuwanie w podobny sposób co Tarr.
A co do zapętlenia: "I don't care about stories. I never did. Every story is the same. We have no new stories. We're just repeating the same ones. I really don't think, when you do a movie that you have to think about the story. The film isn't the story. It's mostly picture, sound, a lot of emotions. The stories are just covering something. With "Damnation," for example, if you're a Hollywood studio professional, you could tell this story in 20 minutes. It's simple. Why did I take so long? Because I didn't want to show you the story. I wanted to show this man's life."

//i jeszcze jeden cytat Tarra tak na marginesie: "At the beginning of my career, I had a lot of social anger. I just wanted to tell you how f*cked up the society is. This was the beginning. Afterwards, I began to understand that the problems were not only social; they are deeper. I thought they were only ontological. It's so, so complicated, and when I understood more and more, when I went closer to the people… afterward, I could understand that the problems were not only ontological. They were cosmic. The whole f*cked up world is over."

ocenił(a) film na 2
kukujus

Zgadzam się z twórcą, że w zasadzie w filmach nie ma już nowych historii i każda następna jest pewnego rodzaju powtórzeniem, tego co już było. Zgadzam się również, że większość scenariuszy, nie tylko ten co wymienił reżyser, można by przedstawić w kilkadziesiąt minut. Zdecydowanie nie zgadzam się jednak z tym, że film nie musi mieć historii, bo wtedy po prostu przestaje być filmem. Być może Tarr minął się troszeczkę z powołaniem i powinien być fotografem artystycznym - biorąc pod uwagę bardzo dobrą stronę wizualną tego obrazu pewnie byłaby to dobra decyzja. Jednakże dla mnie jest to sztuka dla sztuki, co może być akceptowalne na przykład na seminariach filmowych lub jako wzorzec sztuki filmowania, ale nie może być akceptowalne, jako film fabularny - to co widzimy w tej produkcji to w zasadzie zdjęcia z wystawy, które połączono w jeden obraz...
Przyjmuję do wiadomości "tłumaczenia" reżysera, ale po prostu mam inny pogląd na to, czym powinien być film.
P.S.
Dzięki za podesłanie bezpośrednich wypowiedzi Tarra - mimo, że ich nie akceptuje, to przynajmniej ze zrozumieniem podchodzę do pozytywnych wypowiedzi, na temat tego filmu,
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
PWMarshal

ja też się z Tarrem nie zgadzam, nawet najbardziej powtarzalna historia może być opowiedziana na nowo w ciekawy sposób. A film to po prostu seria połączonych zdjęć. Za to pojęcie "dobry film" jest już bardzo względne. Ale to takie gry słowne.

ocenił(a) film na 10
PWMarshal

Pozwól artyście być artystą, a nie wioskowym gawędziarzem.

ocenił(a) film na 2
Niskobudzetowy

Przecież nikomu nic nie zabraniam - po prostu oceniam według własnego uznania. Każda ocena jest w mniejszym lub większym stopniu subiektywna - zarówno moja, jak i Twoja. Dla mnie artysta, który tworzy sztukę pustą, czyli sztukę dla sztuki wciąż jest artystą, być może nawet wielkim artystą, ale jego sztuka w zasadzie nie ma znaczenia i niczemu nie służy. Film ten zapewne jest dziełem, które może być wyświetlane w kinach studyjnych, być może będzie podawane jako wzorzec artystycznych ujęć itd., ale tak naprawdę to pewnie za 4, 5 lat nikt nie będzie nawet pamiętał, że takie coś powstało. Stanie się tak z prostej przyczyny - obraz ten nie ma żadnego głębszego sensu, żadnego ukrytego przesłania, niczego w zasadzie interesującego nie wnosi i o niczym istotnym nie opowiada, więc w sposób naturalny przeminie...

ocenił(a) film na 10
PWMarshal

"obraz ten nie ma żadnego głębszego sensu, żadnego ukrytego przesłania, niczego w zasadzie interesującego nie wnosi i o niczym istotnym nie opowiada, więc w sposób naturalny przeminie..."

A mi się wydawało, że ten film opowiada o rzeczach ostatecznych i bardzo ważnych.

ocenił(a) film na 2
Niskobudzetowy

:-) - częściowo tak, jednakże w filmie w sumie są tylko 3 sceny, które do tego nawiązują. Można również tak odczytać monotonię życia głównych bohaterów, którzy gdzieś na "odludziu" wstają codziennie rano, powtarzając te same czynności, tylko po to, żeby przeżyć kolejny dzień, ale ich życie to w zasadzie wegetacja. Tylko czemu to miało służyć? O co chodziło autorowi można było zrozumieć już po tym, jak drugi raz powtórzył to samo, więc nie widzę sensu, ażeby robić to jeszcze kolejne 4, czy 5 razy. Ten obraz wypadł by dużo lepiej, jakby był krótkometrażowy - twórcy osiągnęli by dokładnie to samo, widz zobaczył by dokładnie to samo, a przynajmniej nie byłby tak usypiający.

ocenił(a) film na 10
PWMarshal

Tylko, że tam nie ma powtórzenia cały czas tego samego. Ten świat się rozpada z dnia na dzień. Gdyby ten film miał 20 minut to w życiu nie osiągnęłabyś tak genialnego efektu monotonii i braku sensu.

Po za tym aby całkiem zrozumieć obraz trzeba jednak najpierw zapoznać się z Nietschem.

użytkownik usunięty
kukujus

Ładny cytat, tylko, że tu nie ma żadnych emocji.
Z tym, że w tym filmie akurat chyba o to chodziło :(

ocenił(a) film na 10
PWMarshal

I co to za kryterium, w którym jakość filmu zależy od czasu poświęconego na jego stworzenie.

ocenił(a) film na 2
Niskobudzetowy

Oczywiście kryterium czasu poświęconego na dany film nie jest specjalnie merytoryczne, ani też decydujące o takiej, a nie innej ocenie filmu, ale wiele mówi o samym twórcy. Z oczywistych przyczyn nie znam reżysera i dokładnie z tych samych przyczyn nie jestem w stanie w 100% potwierdzić lub nie, jego przesłanek do zrobienia tego filmu. Z tego powodu muszę ocenić fakt minimalistycznego podejścia do zarówno treści, jak i formy, jako "pójście na łatwiznę". "Autor" zdjęć z reżyserem z pewnością bardzo się postarali, aby ich "dzieło" miało interesującą formę, ale co z pozostałymi osobami, no i co z treścią, której w zasadzie nie ma? Problem w tym, że film w tej postaci można tłumaczyć jako celowe dzieło artystyczne, albo "produkt", który powstał w kilkanaście dni, bo wszyscy stwierdzili, że zrobią coś niestandardowego i nie według obowiązującego szablonu, a z pewnością wiele osób uzna to za sztukę...

PWMarshal

W dzisiejszych czasach łatwo być idiotą. Obejrzyj film, w którym każda minuta znaczy i wnosi coś nowego, a następnie powiedz, że jest o niczym.

ocenił(a) film na 2
dziubdzias

Jeśli to ma być przykład merytorycznej dyskusji prawdziwego znawcy współczesnej sztuki to możesz sobie odpuścić - ja do poziomu obrzucania się wyzwiskami tylko dlatego,że ktoś ma inny gust filmowy nie będę się zniżał.

PWMarshal

Parafrazowałam Twoją wypowiedź jakbyś nie zauważył. Już obraziłeś wielkie kino swoją wypowiedzią. 'O gustach się nie dyskutuje' to jedno z większych kłamstw dzisiejszych czasach. M.in. przez to jesteśmy gdzie jesteśmy. To, po jakie filmy, książki itd. sięgasz i co przypadnie Ci do gustu najlepiej świadczy o człowieku. Nie wiem czy słyszałeś kiedyś o czymś takim jak symbolika filmu?

ocenił(a) film na 2
dziubdzias

Symbolika w filmie może być istotna i nawet pożądana, ale tylko w przypadku, gdy nie dominuje ona nad filmem. Symbolika może być decydująca w przypadku rzeźby, obrazu, czy nawet zdjęcia (wcześniej już pisałem, że twórcy minęli się z powołaniem i powinni zajmować się fotografią). Na dobry film składa się przynajmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt elementów i z pewnością symbolika nie jest kluczowa, bo to właśnie film, a nie wystawa fotografii. Podobnie było (moim zdaniem oczywiście) w przypadku ostatnich produkcji von Triera (Antychryst" i "Melancholia"), gdzie przesadnie eksponowana symbolika z ciekawych historii "zrobiła" niestrawną papkę (wcześniejsza twórczość Triera był zdecydowanie lepsza)
Tak jak pisałem wcześniej film traktuje jako pewien eksperyment filmowy, który nie spełnia podstawowych wymogów do tego, aby w ogóle nazywać go filmem (niedawno również widziałem podobny eksperyment pt."Młyn i krzyż", który również był bardzo dobry wizualnie, ale nic poza tym).
P.S.
Co do oceniania kogoś po muzyce jaką słucha lub filmów, które ogląda to tylko częściowo się zgadzam. Oczywiście jeśli ktoś wystawia 10 np. "American pie" lub "Transformers" i tego typu podobnym filmom, to można np. stwierdzić, że jest niedojrzałym dzieciakiem, ale ocenianie kogoś po tym jakie produkcje mu się nie podobają to już czysty przypadek. Zwłaszcza, że np. ja oglądam bardzo dużo filmów i w zależności od nastroju sięgam po różne gatunki, bo każdy ma coś ciekawego do zaoferowania.

PWMarshal

Masz rację, lansowanie von Triera to pomyłka. Ja raczej trzymam go na dystans, bo sam powiedział, że robi swoje filmy dla siebie. Myślę, że powinien je też dla siebie zachować, ale trzymam się zasady: 'Who's the more foolish? The fool, or the fool who follows him?'. Lekki film nie oznacza złego, ale lekki film, który stara się korespondować z kinem niszowym owszem. Mam wrażenie, że źle podszedłeś do tego dzieła. W takich filmach chodzi o skłonienie widza do refleksji. Jeśli siedziałaś i powtarzałeś sobie 'Nuda. Nic się nie dzieje. Nuda. Znowu to samo. Nuda.' zamiast poczuć klimat, który rzuca się na nas, przygniata i nie puszcza to może to nie był ten dzień na oglądanie akurat takiego kina. Ja nie widziałam tam 'powtarzalności', a nawet jestem pełna podziwu dla twórców. Zauważ, że faktycznie powtarzają się ich czynności, ale przeważnie ukazane są w inny sposób. To drobne zmiany, ale tak naprawdę ukazują wszystko inaczej. Dodatkowo ta rutyna i przedłużone ujęcia przytłaczają widza prawie fizycznie. Film zdecydowanie zgwałcił mnie mentalnie. Myślę, że powinieneś jeszcze raz wsiąść na Konika. Mylisz się myśląc, że to kolejny przerost formy nad treścią. Nie zapominaj, że film nie posiada sztywnych ram, ograniczeń, zasad. Symbolika w filmie ambitnym jest kluczowa. Ważne, żeby nie była toporna tylko subtelna. Co to za odkrycie kiedy film sam podaje Ci na talerzu polaną sosen banału oczywistość? Kino to świetna rozrywka i nauczyciel. Niestety coraz częściej nie widzi się tego drugiego. Ja tak jak Ty do 'Konia turyńskiego' podeszłam do 'Ofiarowania' Tarkowskiego. Widzisz, konwencja filmu po prostu do mnie nie przemówiła. Symbolika była surowa nie toporna co było dla mnie nowością. Film na pewno inny niż pozostałe. Mimo wszystko wydał mi się błędem reżysera, a nie Jego 'ostatnią wolą' jak czytała. Dopiero po obejrzeniu dodatku, w którym sam reżyser mówił co miał na myśli dotarło do mnie, że udało mu się przekazać mi główną myśl, ale faktem pozostaje, że wielu innych elementów po prostu nie zrozumiałam.

ocenił(a) film na 2
dziubdzias

Być może faktycznie się skuszę i w przyszłości jeszcze raz obejrzę ten film. Faktycznie jest tak jak piszesz, że ocena filmu w dużej mierze zależy od nastawienia, samopoczucia i podejścia do tematu, więc przy bardziej refleksyjnym nastroju być może ocena byłaby trochę inna...
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
PWMarshal

Prawie w każdej wypowiedzi jakieś dziwne tezy :)

1."Symbolika w filmie może być istotna i nawet pożądana, ale tylko w przypadku, gdy nie dominuje ona nad filmem. Symbolika może być decydująca w przypadku rzeźby, obrazu, czy nawet zdjęcia (wcześniej już pisałem, że twórcy minęli się z powołaniem i powinni zajmować się fotografią). Na dobry film składa się przynajmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt elementów i z pewnością symbolika nie jest kluczowa, bo to właśnie film, a nie wystawa fotografii"

-jakieś dziwne rozumowanie... przecież ten film miał wszystko co ma każdy film:) A to, że dominuje tutaj symbolizm to kwestia tego, że jest wiele "niedomówień", czy po prostu milczenia, ale niech nas to nie zwodzi, że mamy tutaj tylko symbolikę...
-i czemu w ogóle symbolizm ma być ujmą? prowadzi do większego zaangażowania widza, bo jest więcej "Białych plam" które sami musimy / możemy sobie uzupełnić [autor pewnie inaczej widzi kino niż Ty]
-symbolika nie może dominować nad filmem- sam w dodatku piszesz, że jest często częścią film [owa symbolika]... część nie może dominować nad całością którą współtworzy --> próbujesz tutaj jakoś w nieuzasadniony sposób "oddzielić" symbolikę od filmu, tak się nie da :) nie da się blokować ludzkiej wyobraźni --> jeżeli chce wyrugować symbolikę z filmu to stwórz konsekwentnie jednoznaczną historię, co uważam za niemożliwość
-podkreślasz w wielu wypowiedziach pluralizm, ale mimo to sam opierasz się na esencjalnych założeniach dotyczących tego czym jest film [jaki powinien być] --> tj "film nie jest fotografią --> a zatem nie może przesadzać z symboliką"; to jakieś próby teoretycznego krępowania twórczości i rozwoju samego kina, masz jakieś przedrozumienie tego czym jest film,ok, każdy ma, ale to nie powinno jakoś krępować, mi się wydaje, że Twoje wypowiedzi są przy tym właśnie bardzo apodyktyczne i szeregujące bardzo ostro porządek

2. "pewnie za 4, 5 lat nikt nie będzie nawet pamiętał, że takie coś powstało. Stanie się tak z prostej przyczyny - obraz ten nie ma żadnego głębszego sensu, żadnego ukrytego przesłania, niczego w zasadzie interesującego nie wnosi i o niczym istotnym nie opowiada, więc w sposób naturalny przeminie..."

-nieuzasadnione prorokowanie --> co to znaczy nikt? Reżyser na pewno będzie pamiętał. Ja też. To zawsze coś.
-dowodem na proroctwo jest twierdzenie "bo nie ma żadnego głębszego sensu" --> kłamstwo --> jeżeli się godzisz na JAKIKOLWIEK symbolizm w filmie, choć jeden symbol, to od razu przyznajesz mu wieloznaczność, a tym samym pewną głębie, wielość sensu, bo różni ludzie różnie to mogą widzieć --> nie da się zapanować nad tym, że film jakby samorzutnie oddziałuje na każdą wyobraźnie w sposób indywidualny
-to że ludzie o czymś zapominają nie zawsze wynika z faktu że to o czym zapomnieli nie miało sensu --> wydaje się że tutaj tak można bronić tego filmu, jak i innych podobnych dzieł; jest masa takich przykładów, zwłaszcza w literaturze... ileż tam autorów przełomowych, noblistów, "kreatorów ducha czasu", o których "dziś nikt już nie pamięta", wchodząc w Twój dyskurs;
-takie rozumowanie jest po prostu bez sensowne i stereotypowe, nie trafia w rzeczywistość --> kto jest dziś świadom wielu przełomowych prac filozoficznych? kto pamięta tych odkrywców, naukowców? pisarzy? ludzie są ignorantami, nie czytają, nie interesują się kulturą, i zapominają, ale to nie oznacza, że wytwory tej kultury nie były istotne...
-a stwierdzenie przemijalności idei jest po prostu trywialne :)
-z kolei stwierdzenie nieprzemijalności pewnych "istotnych dzieł" jest utopią i marzeniem, często zideologizowanym...

-rozumiem ten idealizm z drugiej strony --> że "to co słuszne przetrwa w pamięci, to co ma sens samo się obroni" ale to tylko mit [powiązany jest z tym esencjalizmem --> bo wykrywamy istotne sensy, i wykrywamy ich brak, ja tutaj polemizuję, że jednak jest sens głęboki tutaj], sam często w niego wierzę, ale dziś mam ochotę go, uczciwie mam nadzieję, krytykować;

3. I tak ogólnie od siebie, można wszystko pominąć co powyżej... napiszę tylko: uważasz że tutaj sensu nie ma głębszego, że film jest po prostu słaby... ja jednak powiem najprościej- sens głęboki jest, ważne sprawy są poruszane, najzwyczajniej w świecie ich nie widzisz...
-to często jest odbierane jako atak, w zasadzie to naturalne [to z tym nie widzeniem], ale prawda jest taka, że nie każdy widzi tak samo, że się posłużę analogią: nikt się nie obraża na nikogo, jak drugi mu mówi, że się bardziej nadaje na snajpera, bo lepszy ma wzrok, nikt się nie obraża na lekarza, jak mówi on nam, że on wie LEPIEJ co nam jest, i temu też, ten kto nie widzi sensu nie powinien z góry się obrażać na kogoś kto ten sens mu wskazuje... lecz powinien wysłuchać i samemu próbować jakoś sprawdzić czy ten ktoś prawdę mówi...

-tylko trzeba wysiłku by wyjść z własnego dogmatyzmu, z subiektywizmu ["każdy ocenia jak chce"] --> taki subiektywizm prowadzi do kompletnego rozbicia dyskusji, nie ma wspólnego żadnego podłoża, tylko język polski nas łączy wtedy, ale i to nie zawsze w Internecie :P

-temu jak ktoś mówi, że tutaj coś z Nietschem jest grane, to może warto coś przeczytać? BTW. jego książki są tanie :)

ocenił(a) film na 2
Karolus112

1. Symbolizm nie jest ujmą, jeśli nie ma go w nadmiarze, bo wtedy jest to pójście na łatwiznę. Zawsze, gdy twórca posługuje się zbyt dużą ilością symboli oraz w tym przypadku jeszcze skrajnym minimalizmem, bardzo łatwo można go "oskarżyć", że przedstawia film, na który ludzie kupują bilety, ale w zamian prawie nic nie dostają. W takim przypadku nie wiadomo, czy wszystko to jest celowym zabiegiem, czy może twórca miał mało czasu na film oraz małe fundusze i nakręcił "byle co", a na widza zrzuca odpowiedzialność interpretacji. Wszystko byłoby ok, gdyby ten symbolizm i minimalizm odnosił się do kilku scen, a nie do całego obrazu, bo wtedy nie wiadomo, czy ten artysta w ogóle coś potrafi, czy po prostu ma jakieś wizje, ale nie wie, jak to pokazać, to "zasłania" się artyzmem, jako formą przekazu.
Dla przykładu: jakbyś się czuł kupując bilet na koncert za 150 zł, po czym okazałoby się, że na scenie jest sam wokalista, resztę zespołu musiały by tworzyć osoby z widowni, a wokalista śpiewałby tylko pierwszą zwrotkę? Czułbyś się dowartościowany artystycznie, bo "tworzyłeś" z wokalistą koncert, czy czułby się jak frajer, który zapłacił sporo kasy za koncert, a dostał jedno wielkie nic?
2. Oczywiście, że wyrażenie "nikt" nie odnosi się do wszystkich, tylko do zdecydowanej większości. Chodziło mi o to, że w kinematografii jest bardzo wiele dzieł, które pamięta się do dziś (nawet sprzed kilkudziesięciu lat), bardzo wątpię, żeby tak się stało z tym filmem, bo nie ma on niczego, co zapadało by na dłuższe w pamięć. Nie mówię oczywiście o produkcjach komercyjnych, bo one służ wyłącznie do "zabawy", ale o obrazach artystycznych, które jednak, skoro mają mieć jakieś znaczenie, powinny przetrwać dłużej.
Faktycznie moje wcześniejsze wypowiedzi trochę brzmiały, jakbym chciał ograniczyć twórcę lub coś mu narzucić, ale odnosiłem się tylko do własnego gustu, czyli do tego, co sam chciałbym od filmu. W znaczeniu ogólnym oczywiście w żadnym wypadku widzowie nie powinni mieć wpływu na to, co tworzą artyści, bo wtedy nie byłby to szczery przekaz.
3. Być może faktycznie żeby wszystko dobrze "wychwycić" należałoby zapoznać się z twórczością Nietsche (oczywiście coś tam z jego twórczości zna każdy, kto chodził do liceum-przynajmniej tak było w latach 90-tych :-) ).
Z drugiej strony świadczyłoby to, że film przeznaczony jest dla wąskiego grona odbiorców, którzy w sposób szczególny zainteresowani są tą tematyką, bo ciężko się spodziewać, że każdy przed filmem będzie godzinami przygotowywał się do projekcji, czytał historię powstania i zamierzenia twórców. Przecież w takim przypadku potwierdzało by to moją wcześniejszą tezę, że obraz ten powinien być wyświetlany wyłącznie w kinach studyjnych lub na seminariach ze sztuki filmowej (z wcześniejszą zapowiedzią, jak się do tego przygotować).
3. Tak jak pisałem już wcześniej - być może faktycznie za jakiś czas ponownie obejrzę ten film (wcześniej się do niego odpowiednio przygotowując) i wtedy zobaczę, czy może faktycznie coś pominąłem lub źle zinterpretowałem...
Pozdrawiam

użytkownik usunięty
PWMarshal

Wnioskuję z Twoich stwierdzeń, że Tarr zrobił "konia turynskiego" dla zysków materialnych, a to jest kompletną bzdurą. Kino ambitne nigdy nie sprzeda sie tak samo jak kino popularne, proporcja zysków z sprzedaży jest znaczna. Daruj sobie takie tezy.

ocenił(a) film na 2

Nie - nigdy tego nie sugerowałem i nigdy tak nie myślałem, więc Twoje wnioski nie są prawdziwe.

użytkownik usunięty
PWMarshal

"Zawsze, gdy twórca posługuje się zbyt dużą ilością symboli oraz w tym przypadku jeszcze skrajnym minimalizmem, bardzo łatwo można go "oskarżyć", że przedstawia film, na który ludzie kupują bilety"
Wcześniej tez podobne rzeczy pisałeś, nie mam ochoty skanowac tego kolejny raz, azeby udowodnić Ci, ze jestes w błędzie.

ocenił(a) film na 2

To stwierdzenie odnosi się do założeń tzw. "kina artystycznego", a nie do kina komercyjnego. Przecież gdyby mu chodziło tylko o kasę to nakręciłby "Transformers 4" i do końca życie ni musiałby pracować. Natomiast w samym kinie artystycznym oczywiście istnieje chęć dotarcia do szerszej grupy odbiorców, bo przez to jest się bardziej znanym, docenianym i opłacanym, a chyba nie wierzysz na serio w to, że artyści żyją "o chlebie i wodzie"...:-)

użytkownik usunięty
PWMarshal

Dla niektórych artystów ważniejsze są wartości duchowe aniżeli materialne. Wiele ważnych postaci (nie koniecznie związanych z kinem) żyło w ubóstwie, a ich "twórczość" została doceniona dopiero wiele lat po Ich śmierci, zarówno naukowców, pisarzy i malarzy. Trzeba by się zastanowić nad sensem sztuki i jej tworzenia. Wiadomą rzeczą jest, ze jej byt ma funkcje dydaktyczną, ale moim zdaniem jest tworzona przedewszystkim po to by artysta odnalazł siebie w jakim aspekcie psychicznym. Moze szuka Boga jak Bergman?
Dla tworcow kina artysycznego/ambitnego dochody, nagrody to tylko zbędny dodatek, a takim twórcom jest zdecydowanie Tarr, który w ogole nie patrzy na odbiór filmu, ważne, ze pokrywa sie z jego wizją. Sorry, chyba calkowicie odbieglem od tematu...

ocenił(a) film na 2

Oczywiście nie znam osobiście Tarra, więc nie jestem w stanie do końca stwierdzić rzeczywistych motywów jego działania i twórczości (pomijam to, co kto mówi, bo powiedzieć można wszystko). Jednak obserwując rzeczywistość, to już od pewnego czasu bycie artystom niezależnym, który realizuje swoje pasje, jest po prostu w modzie i obecnie każdy dąży, aby być postrzegany w ten sposób. W związku z tym bardzo ciężko ocenić, kto jest w tym wypadku szczery, a kto "wpisuje się" w panujący zwyczaj...Nie oszukujmy się jednak czasy prawdziwych artystów, którzy żyli dla sztuki już dawno minęły - teraz to takich osób można ze świecą szukać...
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
PWMarshal

"Scenariusz średnio zdolny uczeń gimnazjum napisałby w 40 - 50 min., cały film można by nakręcić w 3-4 dni. Jedyny plus to bardzo dobre zdjęcia." nie zwróciłem uwagi na tę uwagę...

-nie masz pojęcia o czym piszesz :) niech ten gimnazjalista pierwsze przeczyta "Tako rzecze Zaratustra" i "Końcówkę" Becketta, i kilka innych dzieł, niech się zastanowi nad historią XX wieku, i dopiero potem weźmie się za robienie dzieła o śmierci człowieka i Boga...

ocenił(a) film na 2
Karolus112

Z tym uczniem gimnazjum to może faktycznie trochę przesadziłem :-) . Jednakże cały film zdecydowanie opiera się na pewnej wizji artystycznej, która nie jest ani specjalnie skomplikowana, ani nie wymaga specjalnych środków do jej stworzenia, więc była bardzo łatwa do wykonania. Oczywiście są tu bardzo dobra zdjęcia, ale to już nie rezultat samej pracy, ale ale przede wszystkim talentu.
Jednakże przy tej kwestii nie będę się upierał - razem z użytkownikiem dziubdzias przekonaliście mnie, ze jest to trochę bezsensowny argument...

ocenił(a) film na 9
Karolus112

a ja się tam cieszę, że kino wciąz wymaga wtajemniczenia i nie wszystko jest do kupienia przez takich szczerych średniowykształconych prostaczków : ) jak prowodyr tej dyskusji
akurat znajomość Zaratustry i wątku z koniem w Turynie (i z innym szeregiem koni katowanych i umierających na ulicy) niekoniecznie pomaga w odbiorze tego filmu : ) symboli się nie doszukując, klimat mnie pozytywnie zabił, cały tydzień z lubością wchodziłam pod ciepłą kołdrę i jadłam kartofla z dodatkami, z zupełnie innym doświadczeniem egzystencjalnym : )

ocenił(a) film na 2
Pani_Blue

Bardzo się cieszę, że tak wykształcona i elokwentna osoba, jak Ty potrafi oceniać ludzi zupełnie ich nie znając. Musisz być z siebie bardzo dumna, zwłaszcza że mogłaś podbudować swoje ego obrażając kogoś na internecie - mam nadzieję, że pomogło Ci to zwalczyć wszelkie kompleksy, które jak wynika z Twojej wypowiedzi, posiadasz.
Pozdrawiam i życzę kolejnych, jakże merytorycznych i rzeczowych dyskusji na Filmwebie :-)

użytkownik usunięty
PWMarshal

Proponuje opuścić brodzik i wskoczyć do rzeki.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
neo_angin

Co za nie pseudointelektualne stwierdzenie neonie.

Moje nie było. Daleki mi jest pseudointelektualizm. Jednak postaram się to dzisiaj zobaczyć xD

użytkownik usunięty
neo_angin

Jasne, ze Twoje nie było nawet podkreslilem to słowem 'nie'.

ocenił(a) film na 9
PWMarshal

Nawet jeśli przyjąc, że jest to film o niczym (acz osobiście BARDZO się z tym stwierdzeniem nie zgadzam), to jest to dzieło hipnotycznie wręcz wciągające i zarażające swą atmosferą. A ostatnia scena... Aż słów brakuje, po pierwszym obejrzeniu pół nocy nie spałem, bo miałem ją przed oczami. IMO prawdziwa sztuka sensu nie potrzebuje (choć naturalne lepiej by go miała), wystarczy jeśli na poziomie uczuć i czystych emocji dobrze działa.

PWMarshal

Jeśli tak łatwo jak piszesz nakręcić taki film to proszę podaj podobne do niego. Nie znajdziesz. Nie rozumiejąc wypada przynajmniej zanegować, tak mi się jawi Twoja wypowiedź.

ocenił(a) film na 2
Rittner

Przecież nigdzie nie pisałem, ze są filmy podobne do tego, tylko że łatwo taki film nakręcić. Jedno z drugim nie ma absolutnie nic wspólnego...

PWMarshal

Łatwo kręcone filmy mają to do siebie, że jest ich duża ilość, łatwe rozwiązaniana najczęśćiej naśladują, są powielane. Z koniem nic podobnego nie ma miejsca, nie ma on poprzedników, inspiracji. Ktoś może napisać, że to nie jest jego estetyka, negowanie jednak i posądzanie o łatwość takiego dzieła to rzecz straszna, dla Ciebie, nie dla filmu. W kinie natrudniej jest oddać doświadczenie rzeczywistości, a ten film tak nią pulsuje, że czas narracji ulega zupełnemu przewartościowaniu, widz staje się aktorem tej ponurej kontemplacji, jeśli tylko ma odwagę i chociaż odrobinę potrzeby podróży w czerń. Na koniec nie wiadomo kto tak naprawdę kogo obserwuje.

ocenił(a) film na 2
Rittner

Niekoniecznie - można przecież przez 2h pokazywać jak ktoś czyta książkę i też będzie to bardzo łatwy do zrobienia film, a z pewnością nie ma podobnego :-). Generalnie z każdej codziennej czynności można zrobić jakiś tam film i pewnie większość z nich będzie oryginalna, ale w zasadzie nic z nich wynikać nie będzie :-).
Co do reszty Twojej wypowiedzi to dyskusja nie ma większego sensu dlatego, że opisałeś uczucia, które towarzyszyły Ci podczas oglądania tego obrazu, no i w porządku - przecież masz do nich pełne prawo i są one kwestią typowo indywidualną, więc ciężko z tym dyskutować. Ja odebrałem to inaczej i tyle...
Pozdrawiam

PWMarshal

O to chodzi właśnie, że w tym filmie nie jest po prostu pokazana codzienność, która nic nie niesie. Przez brak dosłowności w Koniu wielu odczytuje go dosłownie. Cała jednak konstrukcja tego dzieła wykracza poza ramy prostych formuł, odczuć. To byłby łatwy film, gdyby prostą kamerą nagrywać ludzi tak jak to ma miejsce w różnych big brotherach, oni jedzą, rozmawiają, kamera ich nagrywa, przyznasz jednal, że to zupełnie inny rodzaj tworzywa filmowego. Pomijam, że praca nad samym obrazem, jego głęboką czernią była już wielkim wkładem reżysera, który tym elemenem chciał umiejscowić zarówno film, jak też widza w specyficznej przestrzeni wrażliwości i odczuwania (w 3-4 dni na pewno tego nie nakręcisz)/. Spróbuj sobie przypomnieć intensywność postrzegania rzeczywistości ze stanów chorobowych, gdy gorączka niesie ze sobą specyficzny rodzaj lęków, obaw, a oczy podążają za każdym cieniem, żeby nagle znieruchomieć w miejscu, obserwując intensywnie przez długi czas jakiś szczegół, można wtedy nie mieć myśli, jest się jednak najbliżej siebie. Dla kogoś zewnątrz bedziesz codziennym obiektem, nic szczególnego, chory leżący w łóżku, sam jednak będziesz ten stan odbierał inaczej. Ten film też do tego szczególnego rodzaju subiektywności odbioru nawiązuje, wspólna jest rozpacz i niemożliwość odmiany jaka buduje obraz choroby i obraz Konia, rozumiejąc to można próbować docenić ten zapis Tarra. Przestań siedzieć w swoim fotelu, usiądź przy ich oknie. Pozdr

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones