PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=743825}

Klaus

8,1 60 177
ocen
8,1 10 1 60177
7,3 21
ocen krytyków
Klaus
powrót do forum filmu Klaus

Święta tuż tuż, śniegu nie ma, pada deszcz, na zewnątrz raczej późny listopad niż bożonarodzeniowy grudzień. Szaleje pandemia, wchodzą kolejne poziomy lockdownu. Co można robić w taki czas? Filmy oglądać! Jak zawsze. Ekranowy balsam dla duszy przydaje się w każdej sytuacji i w obecnym czasie zalecam szczególnie mocno! Może kino familijne?

Rok temu trafiła na Netflix animacja “Klaus”, o której słyszałem dużo dobrego, ale którą obejrzałem dopiero niedawno. Twórcy opowiadają nam historię Jespera. Wywodzi się z bogatej rodziny, jest totalnym obibokiem, opływa w luksusy i myśl o robieniu czegoś dla innych (a już nie daj Boże o pracowaniu) nawet przypadkiem nie przelatuje przez jego głowę. Zrezygnowany i surowy ojciec (właściciel czy też zarządca królewskiej akademii pocztowej) wysyła więc syna na maleńką wyspę za kołem podbiegunowym. Jesper ma wskrzesić tam placówkę pocztową i obsłużyć 6000 przesyłek, żeby móc w ogóle myśleć o powrocie do domowego luksusu. Jeśli odmówi, czeka go klasyczne i wychowawcze “wydziedziczonko”.

Początek jest naprawdę ciekawy. Smeerensburg, gdzie trafia Jesper, okazuje się być smutnym, szarym i brzydkim miasteczkiem, które od wieków podzielone jest wojną domową. Klany Krum i Ellingboe walczą ze sobą zawzięcie od lat. Wszędzie widać zasieki, płoty, połamane drzewce broni i czuć ogólną niechęć wszystkich do siebie nawzajem. Jakie to ma konsekwencje dla bohatera? Ano nikt nie wysyła sobie listów. Ani paczek. Ani niczego innego. Jak dobić do 6000 kiedy ciężko o jedną przesyłkę? Na pomoc tradycyjnie przychodzi przypadek, niezwykła znajomość, garść szczęścia i dobro, które wraca do tego, kto je czyni.

Morał animacji szlachetny i całkiem przyzwoicie wyłożony, ale mam problem ze scenariuszem. Początek filmu mocno kojarzył mi się z rewelacyjnymi “Nightmare before Christmas” (po polsku “Miasteczko Halloween”… serio???), “Gnijąca panna młoda” i klimatem ocierał się o wszystkie produkcje spod ręki Tima Burtona. Niestety im dalej w las tym robi się bardziej słodko, klasycznie i przewidywalnie. Nie ma w tym nic złego, nie chcę, żebyście myśleli, że to wada. Po prostu odniosłem wrażenie, że pierwsze 20-30 minut obiecywało coś więcej niż standardowe, wzruszające kino familijne.

Poza tym zabrakło mi trochę głębi w tym wszystkim. Przemiana bohatera następuje gdzieś poza ekranem, bo nie ma jednej sceny, która by sprawiła, że coś się w nim zmienia. Jednego dnia jest totalnym leniem i pasożytem, drugiego pomaga wszystkim, a serducho ma większe niż wielgachny drwal/cieśla Klaus.

A właśnie! Tytułowy bohater. Odseparowany od świata lasem i tonami śniegu, zaszyty w swoim domu. Naznaczony dramatem. Najbardziej wzruszająca postać w filmie, ale znów: potraktowana trochę po macoszemu. Kiedy dzieją się rzeczy, które powinny chwycić mnie za gardło i wytargać duszę (jak legendarna sekwencja wprowadzająca do “Up!”), ja pozostałem chłodny. Za mało wiedziałem o Klausie, za mało czasu z nim spędziłem, był zbyt dobrze schowany za Jesperem, żebym nagle doznał obezwładniającej mocy empatii.

Największe wrażenie zrobiła na mnie niepozorna scena, w której głowy zwaśnionych rodów Smeerensburga tłumaczą swoim najmłodszym skąd się wzięła waśń i dlaczego tyle trwa. Nie jest to istotny element fabularny, ale zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Aż przypomniał mi się słynny eksperyment z małpami, drabiną i polewaniem zimną wodą. Choćby dla refleksji po tej scenie warto obejrzeć “Klausa”.

Animacja jest prześliczna. Daleka od disneyowskiego idealizowana w klasycznych produkcjach. Bliższa wspomnianym wcześniej produkcjom albo disneyowskiej (ha!) perełce “Nowe szaty króla”. Zaburzone proporcje, karykaturalne twarze, ale jednocześnie jest w tym coś sympatycznego, jakieś ciepło, pozytywna energia. Szczególnie w uśmiechu pewnej małej Laponki.

Nie miałem wielkich oczekiwań wobec “Klausa” i uważam, że jest przyjemnym, wzruszającym i miłym dla oka kinem familijnym z mądrym przesłaniem. Zastrzeżenia mam do detali, konstrukcji fabularnej i – wbrew ciekawemu początkowi – braku oryginalności. Tym niemniej polecam seans, na pewno nie pożałujecie chwil spędzonych z Jesperem w Smeerensburgu.

http://zabimokiem.pl/swiety-mikolaj-poczatek/

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones