Nie wiem, może to tylko moje zdanie ale uważam, że ten film a Bruce są zajebiście
podobne pod względem scenariusza. Tutaj mamy kolesia, któremu życie przemija, ogólnie
cienko mu to idzie wszystko, w Brucie to samo, tu i tu bohater przeżywa nagłej odmiany po
której jego życie odwraca się o 360 stopni, tu i tu jest motyw kobiety, z którą wszystko się
spierdoli a na końcu filmu się godzą. Moim zdaniem podobne.
"Kłamca kłamca" ma jeszcze więcej wspólnego z "Jestem na tak". Mianowicie w obu obrazach Carrey jest zmuszony do zmiany swojego życia na skutek mówienia prawdy/mówienia "tak", co doprowadza do licznych komicznych sytuacji.
Pod względem fabuły są rzeczywiście podobne, ale wg mnie oba filmy różni sprawa kluczowa dla komedii, mianowicie "Kłamca kłamca" naprawdę mnie mocno rozbawił i był pełen komicznych sytuacji, których niestety w "Yes man" było mało, a gagi stały na niższym poziomie :(
Ja miałem na odwót. "Kłamca, kłamca" mocno mnie irytował przez tego bahora, który wprowadzał jakieśtam wartości do tego filmu. Z jednej strony pikantny dowcip, z drugiej ten ckliwy wątek relacji ojciec-syn, wepchnięty tak, by można było nazwać film familijnym. "Jestem na tak" z pewnością jest prymitywniejszą komedią, ale na niej zdecydowanie lepiej się bawiłem.