..najpierw Rytuał, teraz to. Boję się, że za kwartał weźmie epizod w Klanie.
Bardzo nisko oceniam ten film, zachodzę w głowę, po co go nakręcono.
Ale oglądało się miło, bo była Helen Mirren, było trochę dowcipu, babeczki w szpileczkach, piękne domostwo, no i mimo wszystko trochę ciekawostek z epoki. Tylko po co?
Największą zaletą tego filmu jest to, że zaraz nazajutrz obejrzałam znowu - po latach - Ptaki, Psychozę, Vertigo i Okno. Zaleta nie do przecenienia:)
W Hollywood filmy robi się dla pieniędzy.
No i rzeczywiście. Craig w Twoim ulubionym Skyfall był o niebo lepszy od Hopkinsa... ;-)
Ukłony.
Zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Uważam że tu Hopkins jest w szczytowej formie. Bardziej wierzę w jego Alfreda niż w Lectera - sorry. Cudny film, tak, jak lubię - o intymnych relacjach między bohaterami, wcale nie tylko o kręceniu Psychozy. Bohater jako zazdrośnik, lubieżnik, podglądacz, szarlatan, demiurg, kompulsywny obżartuch, kochający i niemal zdradzany - ileż tam pięter zależności i namiętnych relacji między postaciami!!! Takie kino kocham i Hopkins dla mnie wymiata!
On z tą przeszarżowaną charakteryzacją właśnie przypomina Lectera, który obłożył sobie twarz ludzkim mięsem. A żeby te wszystkie zależności o których piszesz mogły zaistnieć musieli zrobić z Almy "laskę" bo gra ją Helen Mirren. A takich zagrywek nie lubimy. Też przyłączam się do pytania "po co?"
Chyba muszę się z Tobą zgodzić. Mnie ten film trochę rozczarował. I tak jak Helen Mirren wypadła bardzo dobrze, tak Anthony Hopkins nie był dla mnie wiarygodny w tej roli. Nie potrafię określić, co mi w jego grze podpadło, ale jakoś nie przekonał jako Alfred Hitchcock
Zgódź się, zgódź - dla mnie trochę charakteryzacji i środki wyrazu typu mocny akcent i podniesienie podbródka to po prostu mało:)