Ponieważ o samym filmie napisano wszystko lub prawie wszystko (a ja swoją wypowiedzią nie uzupełniłbym brakującego kawałka), skoncentruję się więc na muzyce.
Sięgnąłem po ścieżkę dźwiękową zwabiony recenzją na jakiejś stronie i jestem zachwycony - bardzo dobre kompozycje, nadające się do samodzielnego słuchania, chociaż najlepiej, jeżeli widziało się film, wtedy słuchając motywu przewodniego, jak żywo widać przed oczami Pinheada ze swoją świtą (a może raczej powinienem napisać Przywódcy Cenobitów, ponieważ w pierwszej części Gwoździogłowy jeszcze nie miał swojego przydomka).
Szczególnie mnie rozwala pierwszy utwór a zaraz potem drugi. Ta sama melodia, a jednak, kiedy wraca w drugiej odsłonie, to zagrana jest na... pianinie! Coś pięknego. Jest w tym jakiś monumentalizm. Nie brakuje też melodyjek rodem z pozytywki Lemarchanda.
Cudeńko.
Słyszał ktoś jeszcze?