Kolejny amerykański film o pięknej miłości pięknych i młodych i jakże niesprawiedliwym raku który wszystko psuje.
Ja się nie wyruszyłem bo to nie było prawdziwe, naturalne. Sądząc jednak po gwiazdkach jestem raczej tu wyjątkiem.
Paradoksalnie to chyba nawet lepiej, że ten film ma większą ocenę. Nie mówię tego w kontekście kinematografii, bo to rzecz jasna nieporozumienie, ale skoro dorobił się takiej noty, to pozytywnym aspektem jest sam fakt, że wciąż w ludziach tkwią jakieś szczere uczucia. Może i ten film to tanie wzruszenie jak napisałeś, ale cieszę się, że w głębi tli się uczucie, a nie kur*estwo.
Ja również. Tani wyciskacz łez nie wzbudza emocji, nie wprawia w przemyślenia i nie prowadzi do zmian. Ot widz sobie popłacze 10 minut i zapomni. Tyle głębi emocji widza.
Ten jakże "niesprawiedliwy" rak, który wszystko psuje dotyka coraz więcej ludzi. Więc dużo osób w swoim prawdziwym życiu przeżywa to co bohaterzy filmu... I tu powstaje moje pytanie: dlaczego nie jest to dla Ciebie prawdziwe i naturalne? :)
Zgadzam się że rak dotyka coraz więcej ludzi i że to bardzo smutne zjawisko. Chodzi mi tylko o to iż większość filmów to historie wzorowane z prawdziwego życia, zwłaszcza dramatów. Nie wszystkie jednak są udane i ten obraz według mojej oceny taki właśnie jest. To taki film zrobiony z nastawieniem na wzruszenie i to w bardzo naiwny sposób. Scena np.z domu Anny Frank , gdzie po pocałunku wszyscy biją brawo jest typowym tego przykładem.
Dokładnie. W życiu walka z rakiem wygląda zupełnie inaczej niż w tym filmie. To typowe amerykańskie romansidło dla nastolatek. [SPOILER] Te sceny gdzie ludzie biją brawo po pocałunku, czy też odczytywanie pożegnania w kościele i kilka dni później śmierć chłopaka, są po prostu sztuczne i nienaturalne. Celowo nastawione na wzruszenie widza. Ja takich filmów nie lubię.
To się nazywa inscenizacja.
Chcesz naturalizmu - oglądaj dokumenty, a nie adaptację książki dla młodzieży, gdzie potrzeba przedstawić świat w emocjonalny, prosty, charakterystyczny sposób.
Ja tam się z Tobą zgadzam. Przypadła mi w sumie trochę do gustu postać Isaaca, i tyle.
Dla Ciebie może jest to tanie wzruszenie, ale dla ludzi, którzy przeżyli "niesprawiedliwego raka, który wszystko psuje" ma zupełnie inne przesłanie i inny wymiar... To jest samo życie, choć może trochę przekoloryzowane, jak to w filmie,,,,
Naturalne w 100%, doświadczyli tego moi najbliżsi, więc nie pisz tak bo czasem dokładnie takie scenariusze pisze życie .Nie tylko w filmach tak jest, prawdziwa miłość , choroba, pożegnanie.Ty tego po prostu nie doswiadczyles, nie w tej kombinacji i nie życze tego nikomu. Po obejrzeniu filmu wróciły wspomnienia, żal i smutek ;(
ale nikt tu się przecież nie kłóci z tym że rak jest zły i wszystko co z nim związane jest smutne. To jest fakt powszechnie znany i nie podlega dyskusji. Film jednak bardzo nieudolnie próbował oddać cały ten tragizm, dla mnie był po prostu sztuczny. Ktoś chciał stworzyć wyniosłe dzieło, ale mu nie wyszło. Jak dla mnie jest to kpina z widza, kpina z osób chorych na raka, bo za wszelką cenę próbuje wycisnąć z nas łzy i zmusić do współczucia i pewnie by się to udało, bo w końcu historia naprawdę jest smutna, ale gra aktorska, dialogi - wszystko to sprawia, że film jest sztuczny i płytki. W połowie chciałam zrezygnować i wyłączyć, bo byłam znudzona i zdenerwowana, a właściwie bardziej zawiedziona niż zdenerwowana. Za duży był szum wokół tego "dzieła", za dużo pochwał padło, żeby mógł się okazać taką klapą. A jednak... Daję 2 gwiazdki, tylko i wyłącznie za smutną historię. Reszta do bani.
święte pieprzenie chyba ;)
trafiłem na film przypadkiem i naprawdę pozytywnie się zaskoczyłem. Nie czułem że coś ktoś próbuje na siłę wyciskać, zagrany jest dobrze nawet bardzo dobrze, zrealizowany i udźwiękowiony również na poziomie.
historia ckliwa i prosta, ale życie też takie bywa. Kpina z osób chorych na raka? no proszę was...
To ekranizacja powieści młodzieżowej, która miała w przystępny sposób pokazać życie bohaterów, którzy mimo choroby są zwykłymi nastolatkami, a nie jakiś surowy film o raku. Jest moim zdaniem świetnym pomieszaniem luzu i poruszania ciężkich tematów. I właśnie dlatego jest tak wyjątkowy. Bo bohaterowie są bardziej bliżsi młodym widzom. Tu nie chodzi o samą dramaturgię choroby, a o uświadomienie, że są to ludzie tacy jak ja czy ty ówczesnym odbiorcom. I chyba się udało, skoro był taki odzew.
To jest forum ! Tu się ocenia filmy, a zresztą jak ktoś jest mądry to nie będzie czytał niczego po "... w tym ..." .
Dobrze, przyznaję Ci racje. Byłam pewna, że na tym forum są osoby, które już oglądały ten film. Widocznie się myliłam.
To jest forum. Tu się ROZMAWIA o filmie. Niekoniecznie o zakończeniu. Widzisz w temacie oznaczony spoiler? Nie? A widzisz u siebie w poście ostrzeżenie o spoilerze? No nie.
Zresztą jak ktoś jest 'mondry' to czytanie zajmuje mu najwyraźniej odrobinę mniej czasu niż Tobie i wątpię, żeby po wyrażeniu "w tym" zdążył zrobić "STOP o nie, zara będzie spoiler". Nie kompromituj się.
Napisałam "mądry", bo tak jest poprawnie, a szybkość czytania nie ma tu znaczenia. Ma je spryt i myślenie.
"Wszystkie moje przyjaciółki tak się jarały tym filmem, ale mi się nie podobał."
ocenił(a) ten film na: 7 - dobry...
Trzeba już być całkowitym ignorantem i cynikiem, który już tak jest napompowany filmami akcji,
żeby nie dostrzec takiego "drobnego" niuansa jakim jest proces odchodzenia z tego świata.
Ten kto tego nie doświadczył pisze tak jak Ty. Proś Boga abyś nie musiał tego przeżywać i odnajdywać
sensu całego tego bagażu. Dla mnie to nie był wyciskacz łez, lecz recepta jak się odnaleźć w takiej sytuacji.
"Tyle ludzi w okół, a człowieka brak"
Pozdrawiam.
Nie. Trzeba być ignorantem by szukać w takim filmie prawdy.
Niska ocena dla słabego filmu nie oznacza cynizmu. Po prostu zamiast oglądać tanie wyciskacze łez dla naiwnych nastolatek obejrzyj jakiś porządny film o tej samej tematyce.
Brak argumentów próbujesz zastąpić marnymi wycieczkami osobistymi? Do tego tak marnymi, że nawet nie umiesz ich dokładnie określić.
Mózgu to ty czasem używasz? Czy tylko dociąża ci głowę, żebyś łatwiej utrzymywał równowagę?
Mamy zupełnie inne spojrzenie na wartość filmów. Preferujemy zupełnie inne klimaty.
Niczym Cię nie uraziłam, więc Twoja wypowiedź deprymująca moją osobę jest nie na miejscu i niegrzeczna.
Nie na miejscu i niegrzeczna? W takim razie jesteś hipokrytą. Nie chcesz takich komentarzy, to sama takich nie używaj. Bo inaczej nie da się skomentować poprzedniego.
@Dealric: napisał "Mózgu to ty czasem używasz? Czy tylko dociąża ci głowę, żebyś łatwiej utrzymywał równowagę?"
Twoja wypowiedź świadczy o tobie. Nie mam zamiaru kopać się z koniem.
Czyli jednak hipokryzja. Nie umiesz w żaden sposób zaprzeczyć temu co napisałem, więc starasz się zwalić winnę na innych. Bardzo dojrzałe, nie powiem.
A na przyszłość. Nie próbuj innych deprymować jak nie chce ci się oberwać i usłyszeć kilku słów prawdy.
Szkoda nerwów na ignorantów. Niech sobie dalej popłacze nad sztucznym "dramatem" to może jej zejdzie z krzyża czy z tyłka to co ją tam uciska.
Ale ja tutaj oceniam film , a nie książkę. To że książka jest dobra , wcale nie znaczy że film też taki musi być.
To jest moja subiektywna ocena i mam do niej prawo.
Ktoś kto Cię poznał, ma prawo ocenić , mimo że nie zna Twojej matki.
Nie chodziło mi o to że nie możesz w ogóle oceniać filmu, raczej że nie powinnaś pisać ze jest 'tani'
Najpierw nie pojawiła się żadna , a później dwie moje odpowiedzi.Chodziło mi że film jest nastawiony na wzruszenie odbiorcy i dla mnie to jest tak wyraźne i słabe ,że aż żałosne.
Był kiedyś taki film 50/50 o podobnej tematyce. Tam to wszystko było o wiele bardziej prawdziwe niż tu.
Może to głupie czy coś ale wydaje mi sie że właśnie taka miłość powinna być przedstawiana na ekranach i nawet jeśli gra aktorska nie jest na najwyższym poziomie to sens i istnienie tej tak pięknie przedstawionej miłości powinnaś wziąć pod uwage podczas wyzstawiania oceny 5/10
I od razu zastrzegam ja takze nie przepadam za typowymi romansidłami ale akurat gwiazd naszych wina ma w sobie coś tak pieknego i poniekąd naiwnego że( oczywiście wedlug mnie) nie może sie zupełnie nie podobać
Ale ja tutaj oceniam film ,a nie książkę. Dobra książka nie zawsze przekłada się na dobry film na jej podstawie .
To tak jakbym nie miał prawa wyrazić swojej opinii na Twój temat, mimo że miałem okazję Cię poznać, dopóki nie poznam Twojej matki.
To jest moja subiektywna ocena , do której mam prawo.
Sam film może rzeczywiście nie rzuca na kolana, ale w sytuacji zagrożenia wielką stratą - a taką jest potencjalnie śmiertelna i bolesna choroba - człowiek najczęściej łapie się jakichś odskoczni. Jedni idą w religię, inni w miłość, a pozostali w coś innego. Co tu roztrząsać i co tu potępiać, jeszcze w kontekście jakiejś rzekomej (nie)naturalności, która jakoby miała by być przynależna tylko określonym sytuacjom ?
Jak Tom Hanks w Cast Away siedział na bezludnej wyspie, to nawiązał bliską znajomość z piłką do siatkówki co wtedy było jak najbardziej naturalne ;-)
Gdyby usunąć wątek raka to ten film byłby o dupie marynie czyli o niczym. Para zakochanych zapewnia się nawzajem o swojej miłości plus dziwne wątki o paleniu bez palenia itp. Jestem empatyczna i wrażliwa ale nie jak ktoś chce mi sprzedać ckliwą historyjkę o chorobie i na tym bazuje. Dla mnie ten film się nie broni no nie ma czym
Zgadzam się z przedmówczynią. Historia o niczym, bazująca na ludzkiej empatii. Tania, przesłodzona papka z pseudofilozoficznym przesłaniem. Dodatkowo zarówno początek jak i zakończenie (główna bohaterka leżąca na trawie, pełniąca rolę narratora) żywcem zerżnięty z "Keitha": http://www.filmweb.pl/film/Keith-2008-227981 Skądinąd nie jest to jedyna cecha wspólna w/w filmów.
Pomijając wątek czy film jest tanim wylewaczem łez czy też sztucznie zrobionym gó.... dla kasy, zapraszam wszystkich tych co marudzą że takie historie tylko w Amerykańskich filmach do Chorzowa do Centrum Onkologii dla dzieci i młodzieży
Aż się wtrącę, a zwykle tego nie robię.
Szczerze nienawidzę romansów, a skoro podoba mi się The Fault in Our Stars (zarówno film jak i książka) to coś najwyraźniej musi być na rzeczy. Może chodzi właśnie o to, że nie skupiam się na wątku romansu, bo tło jest dla mnie ciekawsze. Przyznaję, że lubię czasem pozagłębiać się w swoich pseudofilozoficznych przemyśleniach - i chyba to jest to, co sprawia, że wątek romansu schodzi u mnie na dalszy plan. Poza tym takie właśnie są książki Greena - specyficzne, nietypowe i raczej nie przypadną do gustu ludziom, którzy nie lubią czasem trochę pofilozofować i porozmyślać (oczywiście bez przesady). W filmie było to może trochę "za mało" przedstawione i trzeba było dojść do tego samemu.
Druga sprawa - "prawdziwość i naturalność".
Chyba czegoś tutaj nie rozumiem. Co według ciebie jest nienaturalne, śmierć? Jeżeli chodzi o zachowanie głównych bohaterów... Dwójka młodych ludzi, szczęśliwych, chcących przeżyć swoje życie nagle dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora. Załamują się, to jasne. Ale ile może trwać takie załamanie? Niektórzy całkowicie zamykają się w sobie, niektórzy wariują, jeszcze inni popadają w depresję (jak Hazel), ale jakaś część z nich nadal walczy. Chcą zwyczajnie wykorzystać tę końcówkę życia jaka im została najlepiej jak się da, żyją chwilą. Zakochują się - bo to normalny ludzki odruch. Wiem co to znaczy być chorym i co znaczy przeżywać śmiertelną chorobę osoby, którą się kocha. Poza coraz to nowymi ograniczeniami i perspektywą śmierci niewiele się wtedy zmienia.
Jedyna nieprawdziwa rzecz w filmie to lek, dzięki któremu Hazel przeżyła, bo nie istnieje nic takiego, ale potwierdził to sam Green (no i może klaskający ludzie w muzeum, w rzeczywistości zaczęliby się pewnie krzywić, że "jak to tak publicznie"). A prawdziwości? Augustus, który nie umarł piękną i bezbolesną śmiercią, wręcz przeciwnie, cierpiał; jego nawrót na stacji benzynowej, przy którym nie wyglądał wcale jak książę z bajki, ale, co tu dużo mówić, okropnie; chwilowe załamanie Gusa związane z nawrotem, przedstawienie go z zupełnie innej strony; Hazel, mająca problemy ze schodami czy choćby wygląd bohaterów, którzy nie byli wcale piękni i idealni - nie byli też brzydcy, ale nie mieli na sobie tony podkładu, wyglądali normalnie.
I to wcale nie tak, że zachwycam się, bo och i ach, [SPOILER] Gus umarł [KONIEC SPOILERA], takie to dramatyczne, płaczmy wszyscy. Przykładowo... nie potrafię strawić Szkoły Uczuć, która mówi o tej samej chorobie. To jest dla mnie nienaturalność.
"...Poza tym takie właśnie są książki Greena - specyficzne, nietypowe i raczej nie przypadną do gustu ludziom, którzy nie lubią czasem trochę pofilozofować i porozmyślać (oczywiście bez przesady)."
Osobiście nie przepadam za żadną pozycją literatury pana Greena (w szczególności przez pseudointelektualizm i nacisk na tanie wzruszenia, wyciskacze łez), od września zacznę studia na wydziale filozofii, moja półka z literaturą piękną ugina się pod ciężarem tomiszczy, jakim pięknym wyjątkiem jestem.
Sama przeżyłam śmierć najbliższej osoby, rak, trzy miesiące i koniec; tyle warte życie. Film w żaden sposób nie przypomina tego, co ja sama, moi najbliżsi i osoba (już) zmarła przeżywaliśmy, nie życzę nikomu takiego piekła. Film słaby, kolejna opowiastka z cyklu Love Story, Szkoła Uczuć, Keith... chcecie wiedzieć jak wygląda codzienność walki z rakiem? Odwiedźcie najbliższy szpital z oddziałem onkologicznym bądź rodzinę, która z tą chorobą się zmaga.