Główny bohater musi być czarnoskórym alkoholikiem i homoseksualistą, bez tego ten obraz nie miałby szans na statuetkę.
Film żenująco płytki, pobieżny, niedokończony, banalny, sztampowy, uproszczony, przerysowany i przez to fałszywy.
Nie ma o czym pisać.
Doprawdy odkryłeś Amerykę. Powinieneś zmienić nazwę użytkownika na "Małomiasteczkowy_Kolumb".
Jaki film taki Kolumb.
A Ty z Warszawy, jeżeli nie fizycznie to zapewne duchowo? Tam jest teraz "Wielki_Świat". Na szczęście u mnie, na prowincji, białe jest cały czas białe, sprawy nazywa się po imieniu i nie kręci o tym godnych jak najszybszego zapomnienia "Wiekopomnych Dzieł".
Pomachałbym Ci w tym momencie tęczową chusteczką, ale mam ją w d...ie.
,,Film żenująco płytki, pobieżny, niedokończony, banalny, sztampowy, uproszczony, przerysowany i przez to fałszywy.''
Gdyby taki nie był nie dostałby Oscara.
Dokładnie, dzisiejsze Oscary to jakaś pomyłka. Tylko poprawność polityczna się liczy, a wykonanie, ciekawość, irracjonalność i reszta się nie liczy. Może być piękny film zrobiony, a nawet nominacji nie dostanie, bo nie ma czarnego lub homo w głównej roli. W tym filmie widać, że momentami te dialogi są tak sztuczne i ta atmosfera, tylko po to, aby pokazać jak się w drugiej połowie XX w znęcano nad czarnym homo (to co w filmie jest pokazane to nie jest prawda! jest dużo zakłamania, to nie jest czas wojny secesyjnej gdzie tak się znęcano nad czarnymi, owszem na ulicach znajdywali się tacy goście jak ci w barze, ale wśród, nazwijmy to arystokracji, nie było takich uprzedzeń) . Za to momentami dobrze się ogląda (wtedy kiedy poprawność polityczna schodzi na bok), bo wtedy czuć taką fajną naturalność. Jednak przeważa przez większość filmu poprawność i film jest bardzo nie równy, bo momentami bardzo dobry, ale to tylko kilka scen (pisanie listów, rozmowy w samochodzie), reszta to denna pustka niestety. Mogło wyjść fajnie, ale nie wyszło.
W "Wożąc panią Daisy" podłoże rasistowskie jest dużo lepiej pokazane, nie nachalnie jak tutaj, a były tam pokazane jeszcze wcześniejsze czasy.
Tutaj akurat nie jest homoseksualistą, ale to przecież lustrzane, karykaturalne odbicie francuskich „Nietykalnych” po amerykańsku. Wtedy jeszcze nie było mody na klękanie przed Murzynami na ulicach, ale cały film, choć na jeden raz, przy piwku, z jakąś wrażliwą dziewoją, daje radę, to całość jawi się jak ekpiacja: przepraszamy Was "Afroamerykanie" za film Francuzów, zrobimy właściwie to samo, ale w dugą mańkę, będziecie mogli się napawać tym, że zdobędziecie tytuł męczenników i prawo do ciągnięcia grubych odszkodowań za rzekome niewolnicrwo.
Zgadzam się całkowicie, zwykły film, żadna rewelacja, przereklamowany z wiadomych względów