Nadarza się nam-widzom okazja zupełnie wyjątkowa. Po niemalże dziewięćdziesięciu latach od swojej oficjalnej premiery do kin wchodzi klasyk i sztandarowe dzieło ekspresjonizmu niemieckiego: "Gabinet doktora Caligari". Każdy kinoman, jak również prawdziwy fan horroru, nie powinien takiej okazji przepuścić.
Fabuła obrazu koncentruje się wokół tytułowego doktora Caligari. Jeden z bohaterów po wizycie w jego gabinecie dowiaduje się, że przeżyje tylko do zmroku. Przepowiednia się spełnia i rzeczywiście nad ranem znalezione zostają zwłoki mężczyzny. Podejrzenie pada na doktora i jego wróża Cesare...
Opowieść o szalonym doktorze, jest do dziś płodnym źródłem inspiracji dla współczesnych twórców filmu. To jak ważny był to obraz dla rozwoju światowej kinematografii obrazują niezapomniane sceny (np. odbijające się cienie na ścianie ukazujące scenę morderstwa, przebudzenie się lunatyka wraz z całą jego charakteryzacją oraz świetnie zrealizowana scena uprowadzenia głównej bohaterki - mogąca wywoływać dreszcze nawet dziś, itd.), które z pewnością wyłapie niejedno sprawne oko widza.
Oczywiście twierdzenie, że obraz, który powstał w czasach świetności filmu niemego, może kogokolwiek dzisiaj przestraszyć, byłoby sporym, mówiąc delikatnie, nadużyciem. Nie w tym tkwi jego siła. To co dzisiaj w nim imponuje, to niepokojąco mroczna atmosfera, co jest przede wszystkim zasługą fenomenalnej scenografii. Całe otoczenie, w którym dzieje się akcja filmu, rekwizyty, krajobrazy, po prostu wszystko, zrobione zostało od podstaw przez plastyków z grupy Der Sturm. Celem ich dzieła było wywołanie wrażenia, że zagłębiamy się w obłąkany umysł bohatera (co udało się wyśmienicie).
"Gabinet..." to klasa sama w sobie, dlatego zasługuje na uwagę nie tylko koneserów, ale również wszystkich tych, którzy pragną nazywać siebie miłośnikami kina.