Po pierwsze, żebym nie zapomniał to Jaye i Jinx nie pokazują cycków, a szkoda bo film byłby o wiele bardziej zabawny.

Problemem tego filmu jest to, że ekipa Joe zupełnie nie ma klimatu i zupełnie niczym ciekawym się nie wyróżnia. To tylko grupa pionków, którymi dowodzi największy koksu o wyszukanej ksywce Roadblock. Żadnej ciekawej historii, tylko kupa sztywnych dialogów. Prędzej bym takich aktorów zatrudnił na bramkę w klubie, niż do filmu. Ponadto nasz lider mięśniak przegrywa walkę na pięści z Firefly'em. Naprawdę!? Tutaj nasz Roadblock stracił kompletnie w moich oczach, bo skoro nie wygląda na myśliciela, to siły wcale też nie ma.

Scena walki na linach mogłaby być największym plusem tego filmu. Niestety, mimo tego że wyglądała efektownie, to została bardzo słabo wykorzystana. Nie czuło się żadnej grozy, bo przeciwnicy Snake Eyes i Jinx szli na ilość, a nie na jakość. Po krótkim czasie znudziło mnie to, że dwójka z Joe eliminuje ich jednym strzałem. Zupełnie zepsuta scena, która mogła być najlepszą.

Pozostałe sceny walki zostały zrealizowane z najmniejszym wkładem finezji i oryginalności. Przeważało nudne napierdalanie z karabinów. Żadnej fajnej taktyki tylko biegnij i strzelaj. To sprawiło, że akcja filmu przestała być jego mocną stroną i nawet i tak bardzo niewiarygodna scena z czołgami w tym nie pomogła.

Całą produkcję trochę ratują RZA, Bruce Willis i aktor grający Storm Shadowa, bo chociaż to poboczni bohaterowie to dodają trochę klimatu do nudnej jak flaki z olejem reszty.

Zatem mamy film, który nie posiada klimatu i fabuły. Akcja na niskim poziomie przeplatana dosyć często wybuchami toczy się w miarę płynnie. Dlatego też oglądalność nie jest najgorsza, tylko że szczerze nie widzę sensu oglądania tego filmu. Emocje są tak cholernie bezpłciowe, że naprawdę szybko zapomnimy, że cokolwiek w ogóle oglądaliśmy.